Wisła Kraków 1-2 Piast Gliwice: w nieuporządkowanym meczu decydują stałe fragmenty

W niedzielne popołudnie Wisła podejmowała Piasta Gliwice. Ku zaskoczeniu wielu obserwatorów beniaminek pokonał krakowski zespół, a obydwa gole dla Piasta padły po stałych fragmentach gry.


Wisła Kraków grała w typowym dla siebie 4-2-3-1 z Ilievem jako ofensywnym pomocnikiem. Obok Wilka tym razem grał Michał Chrapek, a na lewą obronę wrócił Bunoza. W roli wysuniętego napastnika Kulawik ustawił Cwetana Genkowa.

Piast Gliwice był ustawiony w formacji 4-1-3-1-1 z Dočekalem jako wysuniętym napastnikiem. W roli środkowego pomocnika wystąpił Artis Lazdiņš, a na prawej pomocy grał Pavol Cicman.


Szybkie prowadzenie

Wisła bardzo szybko zdobyła pierwszego gola, a główną winę ponoszą tutaj Pavol Cicman, który chcąc wyprowadzić szybko kontratak dość bezmyślnie podawał do Dočekala i Chávez z dziecinną łatwością przeciął podanie, oraz Mateusz Matras, który blokując dośrodkowanie Kosowskiego oddał mu ponownie piłkę. Ze względu na wcześniejszą próbę wyjścia z kontrą Zbozień był już wysoko ustawiony, co spowodowało, że Matras musiał skorygować swoją pozycję i zostawił Ilieva. Gdy Kosowski dostał szansę poprawienia swojego podania i wykonał to bezbłędnie, Serb był kompletnie niekryty i musiał tylko strzelić obok Szumskiego.

Piast nieporadny, Wisła naciska

Przez większość pierwszej połowy wiślacy próbowali kontrolować swój poziom pressingu, ale gdyby nie karny zmarnowany przez Podgórskiego, ich plan mógłby się nie powieść, bo był realizowany dość kiepsko. Wisła stopniowo odpuszczała wysoki pressing i pozwalała Piastowi podchodzić coraz bliżej, co było dość dziwne, bo gliwiczanie przez całą pierwszą połowę mieli problemy z rozgrywaniem i niemal każda próba pressingu ze strony Wisły kończyła się odzyskaniem piłki przez gospodarzy. Do rzutu karnego doszło po wyrzucie z autu – również stały fragment gry. Pudło kapitana mocno zdeprymowało zespół Piasta i wydawało się, że Wisła kontroluje mecz. Gdyby jednak nie słupek ustrzelony przez Chrapka (choć warto zauważyć, że wcześniej Chávez strzelał z pozycji spalonej), nie można by powiedzieć, że Wisła w jakikolwiek sposób zagrażała bramce Szumskiego. Niezłą robotę wykonywał Iliev, który co chwila uciekał Matrasowi do skrzydeł, co pozwalało Chrapkowi i Wilkowi spokojnie prowadzić piłkę w środku pola, gdzie mieli przewagę 2 do 1. Czasem Lazdiņša wspomagał Jurado, ale robił to zbyt rzadko i Wisła długimi fragmentami panowała w środku pola. Zabrakło jednak chęci do strzelenia kolejnego gola bądź też nie było pomysłu, jak to zrobić. Sporą część pierwszej połowy Małecki grał po lewej stronie i próbował akcjami indywidualnymi rozerwać defensywę Piasta, ale Zbozień był na posterunku i Małecki nie zdołał zrobić rywalom krzywdy. Wisła grała zdecydowanie zbyt ostrożnie jak na zespół, który prowadzi na własnym boisku. W późniejszej fazie pierwszej połowy widać było, że wolą oddać nieco pola, przyczaić się i spróbować zdobyć drugą bramkę z kontry. A Piast ciągle próbował rozgrywać, ale był w tym bardzo nieporadny.

Zmiany w zespole Piasta

Marcin Brosz po przerwie czekał jeszcze nieco ze zmianami, ale gra wyglądała podobnie – gliwiczanie próbowali przejąć inicjatywę, do czego Wisła ich wręcz zachęcała, ale w środku pola było zbyt dużo niecelnych podań, natomiast napastnicy (a zwłaszcza Dočekal) byli zbyt daleko od gry. W 60. minucie Rudolf Urban zmienił Rubéna Jurado, a Dočekal ustąpił miejsca Marcinowi Robakowi. Urban grał na tej samej pozycji, co Jurado, ale on jest nominalnym pomocnikiem, w przeciwieństwie do Hiszpana. Słowak grał odrobinę głębiej, co w połączeniu z mentalnym resetem Podgórskiego, który znowu zaczął mieć wpływ na grę i przesunął się nieco bliżej środka boiska, dało lekką przewagę drużynie Piasta. Co prawda nadal obydwa zespoły grały słabo, ale to gliwiczanie przejęli inicjatywę, a tylko mając inicjatywę można wywalczyć rzuty wolne i kornery.

Wisła zaszokowana

Pomeczowe komentarze wiślaków sugerowały, że nie mają pojęcia, czemu przegrali mecz, ale wystarczy obejrzeć powtórki, by to zrozumieć. Obydwaj strzelcy goli byli kompletnie niekryci, co zresztą może być wodą na młyn dla przeciwników krycia strefowego. O ile jednak w przypadku drugiego gola przypadek grał olbrzymią rolę, o tyle przy pierwszym Zbozień po prostu wbiegł sobie w pole karne bez żadnej opieki i gdy Klepczyński szczęśliwie przedłużył podanie w jego stronę, zrobił to, co powinien był zrobić. Natomiast Urban po prostu zrobił kilka kroków do tyłu i gdy wszyscy obrońcy Wisły patrzyli na piłkę, on liczył na to, że ta do niego dotrze. Obydwa gole nie padły po doskonale przemyślanych zagraniach, ale były efektem przejęcia kontroli nad meczem przez Piasta, a Wisła pozwoliła przeciwnikom na łatwe zdobycie bramek odpuszczając krycie. Być może nie byłoby aż tak karygodne, gdyby gra ofensywna Wisły stała na wyższym poziomie. Niestety, akcji kombinacyjnych nadal brak, bo wiślacy są zbyt daleko od siebie, a podczas dośrodkowań za mało zawodników wbiega w pole karne. Zastępujący Sobolewskiego Chrapek nie wykazywał inicjatywy i nie wspomagał wystarczająco ataku skupiając się bardziej na utrzymaniu piłki i na defensywie. Z kolei Iliev nie wziął na siebie ciężaru gry w wystarczającym stopniu, a Małecki jak zawsze bardziej wierzył swoim umiejętnościom. Gdy dołączyć do tego niezbyt dokładną grę bocznych obrońców, mamy obraz klęski. Wisła ma niezłych wykonawców, ale brakuje jej kilku typów zawodników, a wdrożony system zawodzi i nie są w stanie tego zmienić nawet zawodnicy z ławki, choć Sarki pokazał kilka przebłysków dobrej gry. Czemu jednak wszedł tak późno? Łukasz Garguła dostał 10 minut więcej, ale ciężko wyjaśnić, dlaczego.

Reklama