Po dość słabym widowisku na Estadio Mestalla, Real Madryt wymęczył zwycięstwo 3:2 z Valencią i utrzymał pięciopunktową stratę do liderującej Barcelony.
Składy
„Królewscy” nie wybiegli w niedzielę w najsilniejszym składzie. Wobec absencji Pepego parę stoperów w meczu stworzyli Nacho i Sergio Ramos,ale co do występu tego drugiego kibice do końca nie byli pewni. Z osiemnastki meczowej z powodu kontuzji wypadł w ostatniej chwili również Walijczyk Gareth Bale. W dalszym ciągu leczą się Khedira i Varane.
Wbrew oczekiwaniom mediów, Andres Guardado i Sergio Canales nie znaleźli się w wyjściowej jedenastce na mecz z Realem. Od pierwszej minuty zagrał za to znów Pablo Piatti. Trener Nico Estevez nie mógł skorzystać też z usług Ricardo Costy.
Pozycja Arbeloi
Pierwsze minuty zdominował Real. „Galacticos” lepiej operowali piłką, płynnie i relatywnie szybko przedostawali się pod pole karne rywala. Tutaj kluczową rolę spełniali defensywni pomocnicy. Luka Modrić i Xabi Alonso chętnie pomagali stoperom w rozegraniu piłki, często cofając się głęboko na własną połowę. Notowali niewiele strat, zapewniając spokojne wyprowadzanie piłki z obrony do przednich formacji. Ich rola była o tyle ważne, że w przypadku niepowodzenia akcji zapewniali asekuracje w szczególnie narażonych na kontrataki rywala bocznych sektorach.
Kolejnym ciekawym elementem meczu była gra Alvaro Arbeloi. U Ancelottiego prawy obrońca, obojętnie czy to Arbeloa, czy Dani Carvajal, zawsze gra bardzo wysoko. W przypadku omawianego spotkania możemy to zaobserwować na podstawie diagramu przedstawiającego strefy boiska, w których Arbeloa otrzymywał futbolówkę.
Istotny jest wpływ wysokiej pozycji Hiszpana na swoich kolegów z zespołu. Arbeloa zapuszczając się głęboko na połowę rywala, spycha ze skrzydła Angela Di Marię bliżej środka, tym samym wypychając Isco z pozycji „10” bliżej obrońców, dzięki czemu ci mają możliwość płynnego wprowadzenia piłki do drugiej linii.
Na zdjęciu powyżej widzimy ultraofensywną pozycję Arbeloi (czerwone kółko), Di Marię na pozycji „10”(jasnozielony/żółty) i czekającego na krótkie rozegranie Isco (błękitny).
Boczne sektory były w grze Realu najistotniejsze. „Królewscy” dzięki dwóm, trzem podaniom potrafili błyskawicznie przenieść się na połowę rywala właśnie bocznymi strefami boiska. Tutaj ważną rolę spełniała wysoka gra bocznych defensorów, którzy uczestniczyli w większości zaczepnych akcjach swojego zespołu, a także umiejętność szybkiej wymiany piłki na połowie rywala, co w tym spotkaniu nie było zbyt trudne. Ale o tym za chwilę.
Falstart Valencii
Ten mecz nie zaczął się dla gospodarzy zbyt dobrze z kilku powodów. Wysoki pressing w pierwszych minutach uniemożliwił Valencii spokojne konstruowanie ataku pozycyjnego. Defensorzy mieli problemy z nastawionymi na agresywny odbiór piłki zawodnikami gości. Obaj stoperzy, zarówno Jeremy Mathieu, jak i Victor Ruiz zanotowali wiele strat w pierwszej fazie spotkania.
Trzeba też zwrócić uwagę na duże kłopoty podopiecznych Esteveza z odbiorem piłki. Pozostawiali przeciwnikom wiele wolnego miejsca, luki między poszczególnymi formacjami i zawodnikami w tych formacjach były zbyt duże. Głęboko ustawiona linia obrony niemal „zapraszała” Real na własną połowę.
Trener Estevez zareagował. Nakazał swoim skrzydłowym ściśle pilnować bocznych obrońców Realu. Efekt był taki, że zarówno Piatti, jak i Feghouli wracali się za swoimi przeciwnikami nierzadko w okolice własnego pola karnego.
Na powyższym zdjęciu widzimy wąsko ustawioną drużynę Valencii i wychodzącego na wolne pole Marcelo, za którym za chwilę pobiegnie Feghouli (zaznaczony na żółto). Powstrzyma go dopiero przy samej linii końcowej.
Mocno defensywne nastawienie skrzydeł Valencii miało swoje niekorzystne konsekwencje odnośnie gry ofensywnej. Bardzo często można było zaobserwować, że z przodu pozostawał jedynie Jonas, samotnie walczący z rosłymi obrońcami „Królewskich”. Starał się co prawda szukać miejsca w bocznych sektorach, jednak bez należytego wsparcia przez kolegów zwykle takie próby kończyły się stratą.
Odwrotnie sytuacja była u podopiecznych Ancelottiego. Dążący do udokumentowania swojej przewagi bramkami „Galacticos” angażowali w grę ofensywną coraz większą liczbę zawodników. Dlatego częściej dochodziło do sytuacji, jak na załączonym obrazku:
Parejo i Romeu
Istotnym elementem gry obronnej każdej drużyny są defensywni pomocnicy. Nie inaczej było tym razem. O „pivotach” „Królewskich” już pisałem wcześniej. Teraz czas na Daniego Pareję i Oriola Romeu. Ich zadania dosyć diametralnie się różniły. Romeu grał bliżej stoperów, starał się zabezpieczać odważniej grającego, Pareję. Nie wspierał kolegów w bocznych sektorach, właściwie nie zakładał pressingu na rywalach. Ktoś powie: bezużyteczny. Nie zgodzę się. Przechwycił kilka ważnych piłek, wielokrotnie asekurował środkowych obrońców. Można mieć zarzuty jedynie o dość niefrasobliwe próby rozegrania piłki.
Dani Parejo grał inaczej. Regularnie zakładał pressing na rywalach. W pierwszych minutach spotkania dosyć nieudolnie, bo jego ataki były przede wszystkim nieskuteczne, a poza tym opuszczał wtedy swoją strefę z czego skwapliwie korzystali pomocnicy Realu.
W miarę przebiegu spotkania, poczynania wychowanka madryckiej Castilli stawały się bardziej rozsądne. Przede wszystkim świetnie skracał pole gry na newralgicznej(bo zdominowanej przez rywali)prawej flance. Poniżej widzimy jak Parejo (nr 21) zagęszcza sektor gry oraz skraca pole widzenia zawodnikowi będącemu przy piłce, dzięki czemu w efekcie Valencia odzyska piłkę.
Zmiany
Wejścia nowych zawodników z ławki m.in. Canalesa nie odmieniły obrazu spotkania, odmieniło kilka prostych decyzji szkoleniowca gospodarzy w drugiej połowie. Po pierwsze obrona zaczęła gra znacznie wyższą linią obrony, co pozwoliło odetchnąć nieco obrońcom Valencii. Po drugie odległości między formacjami były niewielkie, a ustawienie stało się kompaktowe, co w konsekwencji okazało się bolączką „Królewskich” w drugiej połowie. Znacząco spowolniło tempo prowadzenia ich akcji, bo zmuszało do mozolnego, cierpliwego budowania ataku pozycyjnego, a nie jest to przecież domeną madrytczyków. Po trzecie nastawienie uległo zmianie. „Nietoperze” grali agresywniej, bardziej zdecydowanie i przede wszystkim pewnie. Wreszcie do akcji zaczepnych zaczęli podłączać się boczni obrońcy. Potrafili znacznie dłużej utrzymywać futbolówkę.
Gorzej z Realem. U tych pojawił się znaczący problem. Przejście z ataku do obrony. Gospodarze w drugiej połowie byli skuteczniejsi w odbiorze piłki, lepiej wyprowadzali piłkę z własnej połowy. Real miał z tym kłopot. Zawodnicy z ofensywnych formacji zbyt wolno wracali się do obrony, dlatego też Modrić z Alonso mieli znacznie więcej pracy w defensywie, szczególnie przy nieźle zorganizowanych „Nietoperzach”. Brakowało tzw. natychmiastowego odbioru piłki, z czego znana jest na przykład niemiecka Borussia Dortmund. Polega on na błyskawicznym doskakiwaniu do rywala, zaraz po stracie piłki.
Podsumowanie
Ostatecznie, bo męczarniach to Real okazał się zwycięski. Poziom meczu zawiódł Real mimo lepszej pierwszej części meczu, zawiódł w drugiej. Choć jak mówi stare piłkarskie porzekadło, gra się na tyle, na ile rywal pozwala. Ostatecznie indywidualne umiejętności wzięły górę i to Real pokonał jedenastą na tą chwilę drużynę w tabeli Primera Division.
Najnowsze komentarze