Valencia 1-2 Paris Saint-Germain: Ancelotti ostrożny, ale zwycięski

Na Estadio Mestalla spotkały się dwie drużyny na różnych etapach rozwoju. Paris Saint-Germain to opływająca w petrodolarach mieszanina najwybitniejszych gwiazd współczesnego futbolu, dla której po miesiącach poszukiwań Ancellotti znalazł odpowiednią formułę. Od tygodni PSG prezentuje regularność, która umieściła drużynę na prostej drodze do celu minimum – mistrzostwa Francji.

Podejmowała ich Valencia pod wodzą Ernesto Valverde – drużyna, która swojej tożsamości jeszcze nie odkryła. Valverde wie do czego dąży, ale ciągle eksperymentuje ze składem osobowym szukając optymalnego zestawienia. Pierwszy mecz w 1/8 finału Ligi Mistrzów pokazał, że jeszcze nie odnalazł.



 Mocny początek

Valverde desygnował na boisko 4-2-3-1, a największą niespodzianką było wystawienie Parejo w roli bardziej defensywnego piwota oraz odważne ustawienie lewej strony (zobacz przedmeczową analizę). Niestety nominalny lewoskrzydłowy Jonas zgodnie z przewidywaniami dryfował zbyt często do środka pozostawiając Guardado osamotnionego (nie wspominając o tym, że Jonas w odbiorze grać nie umie, choć tym razem próbował). Banega z własnego wyboru czy to w wyniku decyzji trenera grał na pozycji wysoko ustawionej dziesiątki, która nie jest dla niego optymalna. Argentyńczyk był widoczny tylko, gdy tracił piłkę podwajany natychmiast po przyjęciu (5 strat w 45 minut).

Między Banegą a dwójką piwotów powstała zbyt duża odległość, która uniemożliwiała szybkie przeniesienie piłki do sektora ataku. Ancellotti nie zaskoczył formacją i zgodnie z przewidywaniami wystawił 4-4-2 (zobacz przedmeczową analizę). Partnerem Ibrahimovica był Lavezzi, a ofensywny kwartet uzupełniali ustawieni w roli skrzydłowych Pastore i Lucas. Bardziej zaskakujący był raczej styl gry paryżan – defensywny i wyczekujący.

Zorganizowane gwiazdy

Paris Saint-Germain od pierwszych minut wykazało imponujące zorganizowanie w obronie. Nawet największe gwiazdy paryżan w sposób zdyscyplinowany wykonywały swoje obowiązki defensywne. Zarówno Lucas jak i Pastore konsekwentnie podążali za bocznymi obrońcami włączającymi się do akcji ofensywnych. PSG oddało posiadanie i broniło się w ustawieniu 4-4-2 przy bardzo nisko ustawionym pressingu i niewielkiej odległości między linią obrony i linią pomocy.

Środkowi pomocnicy Valencii (czerwoni) przy piłce kontra napastnicy PSG (niebiescy). W ten sposób środkowi obrońcy Valencii stają się nieprzydatni w rozegraniu piłki, a obrona PSG zaczyna dysponować przewagą liczbową.
W konsekwencji – napastnicy PSG schodzili na wysokość piwotów Valencii utrudniając im grę piłką, co dawało PSG przewagę liczbową w sektorze obrony. Valencia atakowała zazwyczaj w 4 na 6 lub 5 na 7. Jeżeli dodamy do tego niezdolność piłkarzy Valencii do wygrania pojedynków jeden na jeden, brak cierpliwości w rozegraniu oraz dobre podwajanie, a nawet potrajanie zawodnika przy piłce przez PSG, to otrzymamy diagnozę fatalnej gry gospodarzy w tej części. Najczęściej akcje gospodarzy kończyły się na niecelnym dośrodkowaniu bocznego obrońcy wykonywanym z trudnej pozycji i pod presją.
Świetna organizacja gry obronnej – praktycznie każdy zawodnik atakujący podwojony i kryty z obu stron.
Zwracały uwagę uzupełniające się charakterystyki piwotów i skrzydłowych PSG. Matuidi daje więcej fizycznej walki i mobilności (5 przechwytów i 4 odbiory), Verrati ma tendencję do bycia „registą” – uruchamiającym długą piłką zawodników ofensywnych (9 celnych długich podań w całym meczu). W ofensywie Lucas to dynamika i świetna gra jeden na jeden, a Pastore umiejętność utrzymania się przy piłce i najwyższej klasy zdolność widzenia pola gry. To był bolesny przykład jak jakość wygrywa z ilością. Przy pierwszej bramce dwóch zawodników PSG poradziło sobie z czwórką zawodników gospodarzy.
Pierwsza bramka dla PSG – 2 na 4 okazało się wystarczające dzięki jednej wymianie podań z klepki i jednemu wygranemu pojedynkowi 1na1.

Przewidywalna Valencia

Słabość i siła Valencii w tym sezonie są jaskrawo widoczne. Valverde próbuje znaleźć właściwe rozwiązanie na lewej flance swojej drużyny. W tym meczu zaryzykował, na lewej obronie grał Guardado – zazwyczaj lewoskrzydłowy u poprzedniego trenera, a na lewym skrzydle Jonas, który ma mentalność napastnika. Naprzeciwko nich stanęli Jallet i Lucas, wspierani nierzadko schodzącymi w ten sektor Lavezzim i Pastore. 44% akcji PSG w całym meczu odbyło się prawym skrzydłem, w pierwszej połowie ta nierównowaga musiała być jeszcze wyższa. Jallet zaliczył zdecydowanie najwięcej kontaktów z piłką w drużynie (70 – o dziwo na drugim miejscu w tej statystyce znalazł się Ibrahimovic, co rzadko zdarza się środkowym napastnikom). Nie jest przypadkiem, że to właśnie tu zrodziły się obie bramki. Łatwość z jaką ogrywani byli zawodnicy Valencii w pojedynkach jeden na jeden (patrz pierwsza i druga bramka) czy przy prostych zagraniach z klepki (patrz pierwsza bramka) mogła razić oczy kibiców.

Mniej widoczna, choć tak samo brzemienna w skutkach, była druga słabość gospodarzy – brak klasycznego „holding midfieldera”. Taką funkcję miał w tym meczu pełnić Parejo. Choć nie zagrał złego spotkania, to przy obu bramkach było widać jego niepewność w wyznaczonej roli. Dwa razy miał zajmować się Pastore i dwa razy był biernym statystą przy bramkach gości, których Argentyńczyk był bezpośrednim lub pośrednim autorem.

Druga bramka dla PSG. Rami (Niebieski) wyciągnięty przez Lavezziego z pozycji (pomarańczowy). Pareja (błękitny) źle ustawiony wobec Pastore (czerwony), który zaraz strzeli swobodnie bramkę.
Statystyki okazały się też dobrym prognostykiem, jeżeli chodzi o grę ofensywną Valencii. Zarówno w lidze, jak i Lidze Mistrzów ich największą siłę stanowią stałe fragmenty gry. I tym razem to właśnie świetnie rozegrany rzut wolny w ostatniej minucie meczu dał promyk nadziei na rewanż.

Po przerwie

Formacje po przerwie
Valverde mógł zaimponować tym, że szybko przyznał się do błędu. Dokonał w przerwie podwójnej zmiany personalnej i w konsekwencji zmiany formacji. Miejsce beznadziejnych Jonasa i Banegi (w ubiegłotygodniowej analizie na stronie „Taktycznie” dyspozycja obu piłkarzy została uznana za kluczową dla sukcesu gospodarzy) zajęli weteran Valdez i kolejny niespełniony wielki talent – Sergio Canales. Valencia przeszła od początku drugiej połowy do ustawienia 4-4-2 z dwójką klasycznych środkowych napastników i Canalesem na lewym skrzydle.

Ancellotti był świadom, że wynik jest arcykorzystny i trzeba  uniemożliwić gospodarzom nabranie rozpędu. Zdecydował się szybko na niespodziewaną zmianę, ze szkodą niestety dla atrakcyjności meczu. W miejsce Lucasa wszedł Clement Chantome. Goście nadali grali w 4-4-2, ale drugiej linii już nie 2-2, tylko 3 defensywnie usposobionych i 1 ofensywnie. Zamysł był prosty – Chantome miał uniemożliwić kreowanie gry Canalesowi, co udało się częściowo. Przez pierwszy kwadrans drugiej połowy nie działo się kompletnie nic. Szukając gry Tino Costa zaczął grać wyżej i stał się w praktyce „dziesiątką”, z rezultatem lepszym niż można się było spodziewać (najwięcej kontaktów z piłką w całej drużynie – aż 130!).

Po 60 minucie zaczął się szalony kwadrans, kiedy stało się widoczne, że obrońcy i pomocnicy są o ułamki sekund wolniejsi, a krycie mniej dokładne. Z jednej strony Canales i T. Costa kreowali prostopadłymi piłkami sytuacje dla dwójki napastników gospodarzy, z drugiej zaś duet Ibrahimovic-Lavezzi ponownie z dziecinną łatwością kombinacjami podań penetrował linię obrony Valencii. Wszystkim zabrakło jednak skuteczności. Ibrahimovic w tym meczu był bardziej kreatorem niż snajperem. Odebranie mu piłki było praktycznie niemożliwe dla zawodników Valencii, dzięki czemu partnerzy dostawali czas na przesunięcie się do przodu i przestrzeń do gry. Najczęściej korzystał z tego Lavezzi, który nierzadko w pierwszej fazie akcji ofensywnej cofał się, aby później na pełnej szybkości wbiec w wolną strefę.

PSG kończyło mecz w dziesiątkę, a praktycznie w dziewiątkę. Spóźnione wejście Ibrahimovica, w dużym stopniu  z winy jego reputacji, zostało oceniane na czerwoną kartkę, a Menez był wyraźnie urażony tym, że wszedł na boisko tak późno i pozorował obecność na boisku.


Podsumowanie

Futbol jest grą paradoksów. Valverde ustawił swój zespół ofensywnie, Ancellotti postawił na zabezpieczenie tyłów, a pierwsza połowa skończyła się bramkowym nokautem ze strony gości.  Paraliżujące dla przeciwnika okazało się dobrze zorganizowane i defensywne 4-4-2 – nisko ustawieniu napastnicy nie pozwalają przeciwnikowi grającemu w wariancie 4-5-1 na wykorzystanie nominalnej przewagi liczbowej w środku pola.

Podobnie, potwierdziło się, jak newralgiczną pozycją we współczesnym futbolu jest lewa obrona – niewielu jest zawodników, którzy zapewniają odpowiedni poziom w obu fazach gry. Rewanż nie zapowiada się specjalnie ciekawie. Ancelloti, pozbawiony Ibrahimovica ponownie zagra ostrożnie, przeciwko czemu Valverde nie będzie posiadał wystarczających boiskowych atutów.

Tomasz Czapiewski
Zwany roboczo Herr Doktorem. Pisze bezładnie, ale wobec zaawansowanego wieku i słabego serca niektórzy oszczędzają mu krytyki.

Reklama