Tuchel czyli kto?

Obiegowa opinia głosi, że biada temu, kto wejdzie do szatni po Juergenie Kloppie. Jak bowiem zastąpić szkoleniowca posiadającego wizję gry, umiejącego przelać ją na swoich podopiecznych, a przy tym będącego przez piłkarzy (i nie tylko) uwielbianym? Wydaje się jednak, że jest na to sposób. Zastąpić go tym, po odejściu którego w jego poprzednim klubie, mówiono to samo.


O Tuchelu często mówi się, że to klon Kloppa i dla Borussii idealny wybór. Obaj wypracowali sobie nazwisko pracując w Mainz, obaj stawiają na szybkie rozegranie akcji, intensywny średni lub wysoki pressing i na dużą aktywność graczy bez piłki. Na tym jednak podobieństwa zdają się kończyć. Ba, nawet ich ścieżka do wypracowania planu gry, który na boisku może wyglądać podobnie, była zupełnie różna.

Ostatni jak do tej pory mecz Tuchela na ławce. 34. kolejka ubiegłego sezony, 3-2 z Hamburgiem

Ostatni jak do tej pory mecz Tuchela na ławce. 34. kolejka ubiegłego sezony, 3-2 z Hamburgiem

Dwaj obrońcy
Obaj czynnie grając w piłkę osiągnęli poziom 2. Bundesligi. Aktualny wciąż trener Borussii, choć nieustannie podkreśla, jak bardzo jego nogi nie nadążały za głową, nadal był w stanie rozegrać 325 meczów ligowych dla Mainz. Tuchel reprezentował podobny poziom, jednak doświadczenie posiada dalece mniejsze. Po kilku meczach w Stuttgarter Kickers stał się zawodnikiem pierwszego składu SSV Ulm, które pod wodzą Ralfa Rangnicka wywalczyło awans na drugi poziom rozgrywkowy. W tym samym jednak momencie z powodu kontuzji zakończyła się jego przygoda z piłką.

 

Różne drogi…
Klopp trenerem pierwszego zespołu został natychmiast po zakończeniu kariery, od razu też odnosił sukcesy. Jako trener tymczasowy najpierw utrzymał Mainz, zaś w kolejnych sezonach włączył się do walki o awans do Bundesligi, co udało się za trzecim razem. Tam Mainz ani razu nie przebiło się do dziesiątki, w swoim trzecim sezonie spadło z ligi. Klopp w przypadku braku ponownego awansu, nie chciał przedłużyć swojej umowy. Promocja nie nastąpiła, nastąpiło za to przejście do BVB. Resztę historii wszyscy znają.

Między końcem kariery Tuchela a objęciem przez niego pierwszego zespołu mięło 11 lat. Po zakończeniu przygody z piłką, przyszły trener miał dwuletni rozbrat z futbolem, zanim odkopano go w Stuttgarcie, gdzie zajmował się juniorami i młodzieżowcami. Do Mainz trafił, gdy Kloppa nie było już w klubie. Szansę na prowadzenie pierwszej drużyny otrzymał, gdy metody trenera Jorna Andersena mimo efektów (awans do 1.BL) straciły uznanie w klubie, zaś Tuchel zdobył mistrzostwo Niemiec U’19.

 

… i różne źródła
Zespoły obu tych szkoleniowców na boisku prezentują się podobnie, choć korzenie tego typu gry są różne. Teoretycznie wszystko, co dobre, współczesna niemiecka piłka zawdzięcza Ralfowi Rangnickowi. Temu, który trenował Ulm pod koniec lat 90. ubiegłego wieku i zaszczepił na germańskiej ziemi obronę strefową, czwórkę w linii i pressing. Jednym z tych czterech defensorów w jego drużynie, z pewnym miejscem w składzie, był Thomas Tuchel.

O Wolfgangu Franku nie pamięta się w Niemczech już tak dobrze. Tymczasem i on na przełomie wieków należał do awangardy, wdrażającej nowoczesne rozwiązania taktyczne i motywacyjne, z planami wybiegającej na kilka lat do przodu. Inspirując się Arrigo Sacchim zaczął wypracowywać styl zbliżony do Rangnicka, niezależnie od niego. Analogicznie – jednym z czterech defensorów w jego drużynie, z pewnym miejscem w składzie, był Juergen Klopp.

Te same korzenie, umysły otwarte na nowe trendy – nic dziwnego, że w ogólnych zarysach styl obu tych trenerów jest zbliżony. O Kloppie i jego heavy-metalu napisano już jednak opasłe tomy. Skupmy się więc na tym, którego medialnie namaszczono do wejścia w jego ślady i odszukajmy elementy, które sprawiają, że przez ostatnich kilkanaście miesięcy był najbardziej gorącym nazwiskiem na trenerskiej giełdzie.

Mainz w wyjazdowym zwycięstwie nad Bayernem (2-1) w sezonie 2010/11

Mainz w wyjazdowym zwycięstwie nad Bayernem (2-1) w sezonie 2010/11

Tuchel w pressingu
Gra Mainz pod Tuchelem zawsze charakteryzowała się wysoką intensywnością w momencie, kiedy jego zespół nie miał piłki. Pressing stosowany przez jego zespół był bardzo zmienny. Nie było obowiązkiem drużyny natychmiastowe rzucenie się na rywala i zmuszanie go do popełnienia błędu już w okolicach jego własnego pola karnego. Kluczem było odpowiednie wyczucie momentu, w którym podjęcie pressingu mogło okazać się efektywne. Z tego względu jego zespół modyfikował wysokość ataku na przeciwnika z piłką w zależności od rywala i sytuacji na boisku. Rzadko jednak Tuchel decydował się na niski pressing, w najbezpieczniejszym przypadku zaczynał się on w okolicach środkowej strefy, zaś brali w nim udział wszyscy zawodnicy, za wyjątkiem środkowych obrońców. Bardziej agresywne było Mainz po stracie piłki, wtedy często zaczynali atakować rywala bardzo wysoko, zaś przywrócenie bazowego ustawienia w defensywie schodziło na dalszy plan. Dodatkowo, mając więcej graczy zaangażowanych w wyższy pressing, gracze z Moguncji natychmiast w momencie odzyskania piłki mieli możliwość jednym podaniem otworzyć sobie drogę do bramki.

 

Tuchel przy tworzeniu akcji

Przy tworzeniu akcji Tuchel szukał stosunkowo prostych rozwiązań. Owszem, piłkarze Mainz kiedy trzeba było, umieli utrzymać się przy piłce, ale nigdy nie było to celem samym w sobie. Obrońcy, wspierani przez defensywnych pomocników, mieli w zwyczaju długo wymieniać między sobą podania, wymuszając atak rywali, który stwarzał więcej miejsca w środkowej strefie. Na to tylko czekali skrajni obrońcy i pomocnicy, zapewniający szerokość w okolicach centrum pola gry, otrzymujący podania. Najczęstszym i hołubionym schematem była ich gra blisko linii, gdzie dostawali piłkę z linii defensywnej, zaś kiedy rywale ruszali w ich kierunku – szukano diagonalnych podań do ataku.

 

Rozgranie piłki w ataku pozycyjnym. Ograniczenie pola gry do równoległoboku, przeniesienie ciężaru na skrzydło i diagonalna piłka do ataku

Rozgranie piłki w ataku pozycyjnym. Ograniczenie pola gry do równoległoboku, przeniesienie ciężaru na skrzydło i diagonalna piłka do ataku

Co zaś jednak, gdy rywale bronili się wąsko? Wtedy do akcji wkraczali boczni pomocnicy – zawodnicy w Moguncji najdoskonalej wyszkoleni technicznie (z najjaskrawszym w ostatnich latach przykładem Choupo-Motinga), którzy dryblując, przedzierali się w głąb połowy rywala.

 

Tuchel przy selekcji
Z takim stylem gry Mainz musiało posiadać zawodników, którzy zanim akcja ruszyła na dobre, musieli być w stanie utrzymać się przy piłce i nie stracić jej pod presją rywala. Nie dziwi więc, że zadania obrońców przeplatały się z zadaniami defensywnych pomocników. Z tego powodu Tuchel lubił zawodników, którzy sprawdzaliby się w obu tych rolach. Svensson, grający przez całe życie na obronie, w pierwszym sezonie Tuchela grał niemal tylko jako defensywny pomocnik. Angażujący się często w ofensywę Junior Diaz (pamiętany z Wisły) i Pospech mieli pewne miejsce na bokach defensywy, zaś z lubującego się w kreowaniu gry i skutecznego pod pressingiem Parka, w zależności od potrzeb używał jako bocznego obrońcę lub głębokiego rozgrywającego.
Jeszcze ciekawiej było w środku, gdzie pod okiem Tuchela dorastali skuteczni przy ataku pozycyjnym pomocnicy (jak Kirchhoff czy Geis), ale też zawodnicy, którzy mogą grać na wielu pozycjach, świetnie znajdujący się w przestrzeni i nie będący przywiązani do konkretnego miejsca na boisku (Holtby, Schuerrle).

 

Tuchel arytmiczny
Patrząc na charakterystykę graczy takich jak wspomniani Kirchhoff i Geis, wydają się mocno przesadzone pogłoski, jakoby Mainz mając mogłoby mieć w repertuarze tylko szybkie ataki. Tu właśnie leżał klucz rozegrania akcji przez zespół z Moguncji. Mając efektywnych zawodników i w kwestii skuteczności podań i unikania strat, mogli sobie pozwolić na uspokajanie tempa gry, lekkie usypianie rywala, powolne wyciąganie go z szeregów defensywnych, by później jednym – dwoma błyskawicznymi podaniami przenieść akcję pod pole karne rywala. Kluczem było tu wyciągnięcie rywala na tyle, aby ten pozostawił wolne miejsce między obroną a polem karnym. W tę właśnie przestrzeń do długich podań w tempo startowali szybcy zawodnicy ofensywni.

 

Atak Mainz długą piłką. Utrzymanie się przy niej przy pressingu rywala i bezpośrednie zagranie między linię obrony a pole karne.

Atak Mainz długą piłką. Utrzymanie się przy niej przy pressingu rywala i bezpośrednie zagranie między linię obrony a pole karne.

 

Tuchel żongler

Za ulubione ustawienie Tuchela można uznać 4-2-3-1, jednakże nie jest on do niego bardzo mocno przywiązany. Kiedy było to konieczne, zwłaszcza w starciach z silniejszymi rywalami, lubił przejść na bardziej defensywne warianty. Stosunkowo często potrafiło się przewinąć 4-3-1-2, ale też np. głębokie 4-3-3. Mało tego, Tuchelowi zdarzało się przechodzić na ustawienie z piątką obrońców zanim świat na powrót przekonał się do tego typu rozwiązań.

 

Mainz w meczu z Augsburgiem (1:2) w sezonie 2013/14

Mainz w meczu z Augsburgiem (1:2) w sezonie 2013/14

Tuchel słynął też z wielokrotnego zmieniania ustawienia w trakcie gry pod wpływem wydarzeń boiskowych. 13 ustawień Guardioli w 15 meczach mogło robić wrażenie, ale szkoleniowiec Mainz tylko w jednym ze swoich meczów z Bayernem modyfikował formację aż pięciokrotnie.

 

Tuchel planujący mecz
Żadna z tych modyfikacji nie była jednak improwizowana. Tuchel uchodzi za wynalazcę terminu „Matchplan”. W jego ramach starał się przewidywać możliwe scenariusze i znaleźć na nie recepty, które były wdrażane wraz z biegiem spotkania. Szkoleniowiec z Moguncji, o ile zawodnikom na boisku zostawiał stosunkowo dużo miejsca na realizację swoje wizji, tak starał się bardzo mocno planować swoje poczynania względem wydarzeń boiskowych. Tym samym, obok podstawowych założeń, opartych na własnych możliwościach, sile przeciwnika i okolicznościach spotkania, Tuchel starał się na wypadek niepowodzenia, przygotowywać plan B. W ten sposób unikał doraźnego szukania rozwiązań, mając przygotowaną wcześniej inną opcję, uruchamianą, gdy wymagała tego sytuacja.

 

Tuchel na treningu
Wszystko to wymagało wcześniejszego opracowania treningowego. Intensywność zająć była tak duża, że niekiedy piłkarze żartowali, że nie mogą się doczekać meczu, bo wreszcie będzie można odpocząć. Tuchel kładł nacisk na maksymalnie możliwe odtworzenie sytuacji meczowych. Nie starał się wpajać zawodnikom sztywnych schematów rozegrania, podstawą było nauczenie myślenia boiskowego i radzenia sobie w okolicznościach, które rzeczywiście mogą wystąpić. Tym niemniej Tuchel starał się wpajać podopiecznym swój pomysł na grę. Przykładem będzie tu trenowanie ulubionego sposobu Mainz na grę. Aby wypracować właściwe poruszanie się zawodników przy przerzucaniu piłki ze środka na skrzydła i ponownie do centrum, ograniczył pole treningowe do pożądanego kształtu. W efekcie gracze Mainz operowali na boisku przypominającym równoległobok, wyłączający z pola gry strefy niepożądane przy rozegraniu. Było to jednak jedyne ograniczenie. Graczom powiedziano tylko na jakim placu gry mają grać, ale sam styl wyprowadzania akcji pozostawał dowolny.

Tuchel i zasoby ludzkie
Pod względem retoryczno-motywacyjnym, Tuchel zdaje się sprawiać lepsze wrażenie od Kloppa. W wypowiedziach medialnych zawsze doskonale argumentował swój pomysł na grę. Podczas gdy szkoleniowiec BVB sprawiał wrażenie pogodnego i lekko szalonego dobrego wujka, urlopowany trener Mainz brzmiał dużo bardziej technicznie i rzeczowo. Już na samym początku ustalił z zawodnikami reguły, których przestrzegania wymagał, jak i zaprezentował swoją wizję gry. Zszokowany tym, jak mało czasu na zgrupowaniu zawodnicy spędzają ze sobą, uwzględnił w swoim planowaniu także elementy, które pozwoliłyby budować jedność w obrębie drużyny. Do swojej wizji potrafił przekonać nie tylko piłkarzy. Bezgranicznie ufał mu także zarząd, zaś jego współpraca z managerem zespołu Christianem Heidelem uchodziła za wzorcową.

Czy Tuchel miałby szansę poradzić sobie w Dortmundzie? Skoro sprawdził się tam trener preferujący ofensywny, szybki i agresywny futbol, który pod tym kątem budował drużynę, mając kontrakt do 2018, a za którym w klubie wszyscy płaczą – jest on idealnym wyborem. Robił dokładnie to samo w Mainz. Tam po jego odejściu również pozostała pustka, którą po nieudanej przygodzie z Kasparem Hjulmandem, preferującym zupełnie inny styl gry, stara się zapełnić Martin Schmidt. Często nazywany „Klonem Tuchela”.

Andrzej Gomołysek
Z jego frustracji, że nikt w tym kraju nie potrafi napisać kilku merytorycznych zdań o piłce, zrodziła się strona, którą czytasz. Tak długo jak dziennikarzył, nienawidzili go trenerzy i piłkarze, tak długo jak dziennikarzył, nienawidził siebie, że musi zadawać banalne pytania, żeby usłyszeć banalne odpowiedzi. Po przejściu na drugą stronę barykady scoutował dla klubów w połowie krajów Europy. Jeśli przypadkiem miałeś okazję w jakimś pracować, możliwe, że rozpracowywał Ci przeciwnika.

Reklama