Tottenham umocnił swoją przewagę w tabeli nad Arsenalem wygrywając na własnym stadionie 2:1. Strzelcami niemal identycznych goli byli Bale i Lennon. Rozmiary porażki zmniejszył po stałym fragmencie gry Per Mertesacker.
Andre Villas-Boas postawił na środku obrony na Dawsona i Vertonghena, a po lewej stronie tym razem zagrał Assou-Ekotto. Na lewej pomocy pojawił się Sigurdsson, a pozycję za napastnikiem zajął Bale. Wenger wystawił pomoc złożoną z Ramseya, Artety i Wilshere’a, a na szpicy wystąpił Giroud wspomagany przez ustawionego po prawej stronie Walcotta.
Wysoka linia obrony
Od samego początku obydwa zespoły były nastawione na agresywny odbiór piłki w środku pola. Szczególną waleczność wykazywali piłkarze Tottenhamu niesieni dopingiem swoich kibiców. Pomimo dość odważnego ustawienia Arsenalu Walker, Dawson i Vertonghen wychodzili daleko za swoimi zawodnikami i ograniczali im pole manewru. Cazorla ustawiony nominalnie po lewej stronie, ale swobodnie poruszający się po całym boisku kilkukrotnie został zaskoczony przez podążającego za nim trop w trop Walkera. Dla odmiany po drugiej stronie Assou-Ekotto często miał za przeciwnika jedynie Jenkinsona (o ile ten w ogóle dołączył do akcji ofensywnej), bo Walcott w większości przypadków po przejęciu piłki przez Arsenal ustawiał się centralnie, niedaleko Giroud. Arsenal ciągle jednak sprawia wrażenie, jakby nie umiał wykorzystać ogromnych możliwości Francuza w pojedynkach główkowych – koledzy rzadko zagrywają na niego długie piłki, preferując krótkie podania, z którymi Giroud czasem ma problem, zwłaszcza gdy powinien błyskawicznie odegrać piłkę do innego kolegi.
Penetrujące podania
Po drugiej stronie boiska Mertesacker i Vermaelen mieli pod kontrolą Adebayora, a Arteta starał się ograniczać pole manewru Bale’owi. Hiszpan jest znakomity, gdy chodzi o przewidywanie zamiarów przeciwnika i przechwytywanie podań, ale w bezpośrednich pojedynkach nie jest już mistrzem. A takiego zawodnika zabrakło w pewnym momencie. Warto zauważyć, jak znakomicie Adebayor rozciągnął obronę przy pierwszym golu dla Tottenhamu – Vermaelen ruszył za Togijczykiem, Arteta odpuścił Bale’a, Monreal się zawahał. Wokół Walijczyka powstała martwa strefa, którą świetnie wykorzystał Sigurdsson. Przy drugim golu wina obrońców (a zwłaszcza Monreala) jest jeszcze większa – ciężko zrozumieć, jak można tak otwarcie zlekceważyć zawodnika wbiegającego za linię obrony. To nie było tak, że Lennon komuś uciekł ze względu na swoją szybkość – nikt go nawet nie gonił.
Równowaga w grze
Arsenal – w zasadzie jak zwykle – nie był w stanie zapewnić równorzędnego poziomu gry zarówno w fazie defensywnej, jak i ofensywnej. Zawodnicy Tottenhamu już po 15. minutach odrobinę odpuścili wysokie ustawienie. Poza tym, co bardzo istotne, gdy wychodzili wysoko, byli bardzo agresywnie nastawieni, natomiast jeśli nie udało się odzyskać piłki, próbowali szybko wrócić głębiej i spróbować bronić się bliżej pola karnego. Natomiast Arsenal często grał wysoko, ale bardzo pasywnie – taktyka zabójcza przeciwko zespołom z tak szybkimi zawodnikami jak Tottenham. W dodatku, momentami wydawało się, że kompletnie brakuje komunikacji. Kilka razy Wilshere biegał w środku pola jak oszalały próbując pressingu, ale koledzy go zupełnie ignorowali i jego wysiłki szły na marne. Z kolei w defensywie brakowało dobrego porozumienia między Artetą i stoperami, a także lewym obrońcą Monrealem.
Arsenal po raz kolejny okazał się zespołem nieudolnym w defensywie. Natomiast Tottenham potrafił znakomicie wykorzystać słabe punkty derbowego rywala, a uczynił to poprzez odpowiednie dopasowanie linii obrony do stylu gry oraz umiejętne wykorzystywanie wolnego miejsca za linią obrony przeciwnika. Potem wystarczyło już tylko wykazywać się dobrą dyscypliną, aby obronić wynik.
Najnowsze komentarze