Czy można się bronić w „10” przez 82 minuty? Czy poleganie na indywidualnościach to zło? Czy warto zostawiać miejsca na skrzydłach? Odpowiemy jak klasyczni analitycy: to zależy. W nowym taktycznym podsumowaniu weekendu, dowiecie się od czego.
Wisła Kraków – Jagiellonia 5:1
Pomysł Jagiellonii na to spotkanie był prosty: wykorzystać dłuższe piłki i kreatywność Wasiljewa. Po ośmiu minutach spiritus movens tego przedsięwzięcia asystował przy czerwonej kartce dla Tarasovsa. Planem B trenera Probierza stało się niedopuszczenie do egzekucji i wytrzymanie z głęboką defensywą przez brakujące 80 minut spotkania. Udało się raptem 15. Goście w swoim stylu zupełnie oddali inicjatywę, tym razem jednak nie mając żadnych atutów z przodu. Tym samym musieli bronić się przed jeszcze większą liczbą ataków niż zazwyczaj, nie mogąc liczyć nawet na chwilę wytchnienia przez szarpanie z przodu.

Jaga w głębokim 4-4-1, jednakże ze słabą organizacją. Minimalny ruch za linią pomocy stwarza Popoviciowi szansę na penetrujące podanie.
Głębokie 4-4-1 zostało bardzo dobrze przez Wisłę wykorzystane. Krakowianie są w stanie grać szybko i kombinacyjnie, zwłaszcza, gdy rywal pozwala na wiele. Stopień agresywność Jagielloni przy odbiorze oraz tempo reagowania na szybkie ruchy Wiślaków zaimponować nie mogły. Gospodarze z kolei, mając przewagę zawodnika i widząc brak perspektyw ofensywnych ze strony Jagielloni, mogli spokojnie angażować większą liczbę graczy w atak. Przy okazji udało im się pobić kilka rekordów.
Wygląda, że 990 podań Wisły to rekord wszech czasów polskiej ligi. Wcześniej Legia wygrywając z Zagłębiem Lubin miała "tylko" 920.
— Andrzej Gomołysek (@taktycznie) March 19, 2016
Śląsk Wrocław – Ruch Chorzów 0:0
We Wrocławiu obejrzeliśmy starcie dwóch drużyn o zupełnie innej taktyce budowania ataków. Ruch był bardzo cierpliwy w konstruowaniu akcji, na czym jednakże cierpiało dość mocno ich tempo. Wrocławianie w większości przypadków byli w stanie dopasowywać ustawienie do sytuacji na boisku. W początkowej fazie tworzenia akcji przez Ruch ustawiali się bardzo wąsko, wymuszając podania na skrzydło. Zagęszczając jednak środek, mieli duże problemy z opanowaniem sytuacji na skrzydłach, tym bardziej, że Ruch atakował tam minimum dwójką piłkarzy. Zamykając środek, wrocławianie robili to niekiedy w sposób graniczący z szaleństwem, zostawiając na bokach mnóstwo miejsca.

Wąskie ustawienie Śląska, brak pressingu na wyprowadzającym piłkę obrońcy. Na flance Ruch ma przewagę 2 vs 1
Piłkarze Ruchu mieli jednak sporo problemów z finalizacją akcji. Próby dośrodkowań były mało skuteczne, podobnie jak łamanie akcji do środka. Nadal jednak Ruch oddał cztery celne strzały z pola karnego przy dwóch Śląska.
Wrocławianie nadal mają ogromne kłopoty z rozpoczynaniem ataków pozycyjnych. Ustawienie często stwarza niewiele możliwości podania, przez co przemieszczanie się pod bramkę rywala akcjami składającymi się z większej liczby podań jest niemożliwe.

Atak pozycyjny Śląska. Jeden z defensywnych pomocników czeka na podanie z rywalem na plecach, drugi stoi w linii z pierwszym.
W efekcie Śląsk regularnie musi grać długimi piłkami i z przodu liczyć na szybkie wymiany podań i na umiejętności indywidualne. Przy poprawnie formowanych defensywach, do których ta Ruchu bez wątpienia się zalicza, ciężko o tworzenie sytuacji. Zwłaszcza, kiedy obrona Ruchu dobrze się przemieszczała, zaś tempo rozgrywania akcji po długich piłkach, nie było zbyt wysokie. Sytuacje, kiedy zawodnicy w ofensywie natychmiast wychodzili do dalszych piłek zdarzały się zbyt rzadko, przez co nawet bezpośrednie ataki były spowalniane.
Lech Poznań – Legia Warszawa 0:2
Różnicę w meczu zrobił ten, który miał być „niepasujący” do zespołu Lecha. Bo choć, owszem, Legia znacznie lepiej wyglądała w większości elementów gry, nijak nie chciało się to przełożyć na stwarzane sytuacje. Piłkarze ze stolicy najlepiej radzą sobie, kiedy mogą błyskawicznie przejść z obrony do ataku. Tym bardziej dziwić mogło, że generalnie Legia bardzo rzadko próbowała odzyskiwać piłki wysoko (raptem 10 razy na połowie rywala), skupiając się na średnim i niskim pressingu.

Lech w ataku. Legia broni się na własnej połowie, Prijović spycha atakującego do boku, Nikolić czeka na szybką kontrę
Znamiennie jest to, że goście tworzyli swoje najlepsze akcje szybkimi i dłuższymi piłkami. Kiedy jednak przyszło do konstruowania ataków pozycyjnych, mieli spore problemy z przedostaniem się przez defensywę Lecha, zwłaszcza, kiedy musieli zaczynać akcje spod własnej bramki. Czerczesow świadomie zdecydował się na taką grę, do momentu zdobycia gola Legia miała ledwie 37% posiadania piłki, skutecznie neutralizując ataki rywala, ale i mając problemy ze stwarzaniem swoich. Taktyka opłaciła się na Lecha, jednakże na drużyny, które mają większą stabilność w defensywie, szybkie przedzieranie się z własnej połowy pod bramkę rywala, może okazać się niezbyt efektywne.
Manchester City – Manchester United 0:1
Nie ma chyba Holendra o mniej holenderskim podejściu taktycznym niż Louis van Gaal. Szkoleniowiec Manchesteru United zmierza ku coraz prostszej piłce, wykorzystaniu szybkości i indywidualności. Niektóre mecze pokazują, że w tym szaleństwie jest metoda, zwłaszcza porównując wyniki tego szkoleniowca z rezultatami jego rodaków. W starciu z rywalami zza miedzy postawił na dwóch pomocników, którzy piłki nie zwykli tracić nawet pod pressingiem, dzięki czemu mogli wymuszać ataki ze strony przeciwnika i wymuszać jego ruch wyżej. Kiedy to nastąpiło, akcja szybko przyspieszała. Martial błyskawicznie ruszał do akcji indywidualnych, Mata szukał dziur w które mógłby zmieścić podania. Wychodziło mu to całkiem nieźle.
Nie notował jednak podań penetrujących, przy niewielu zawodnikach zaangażowanych w ataki, rzadko istniała taka sposobność. Przez całe spotkanie piłkarze Man Utd zaadresowali tylko jedną piłkę kluczową, a o wyniku przesądziła indywidualna akcja. Goście bronili wyniku ustawiając się głęboko i zmuszając rywala do przenoszenia ciężaru akcji, starannie dopasowując własne ustawienie do sytuacji na boisku. Doprowadziło to do ogromnej przewagi City w posiadaniu piłki, z której jednak wiele nie wynikło. W ostatnich 30 minutach spędzili z futbolówką przy nodze 70% czasu gry, ale nie przyniosło ani jednego celnego strzału.
Werder – Mainz 1:1
Obu zespołom niespecjalnie spieszyło się do rzucenia się do ataku. Nie jest to niespodzianka, gdyż główną siłą tych drużyn są szybkie przejścia z obrony to ofensywy. Ponieważ dopracowały do perfekcji, a żaden z zespołów nie chciał dać się w ten sposób zaskoczyć, widowisko nie owocowało w zbyt wiele okazji podbramkowych. Werder użył swojego ulubionego sposobu z długimi piłkami na Pizarro, które próbowali zbierać podłączający się pomocnicy. Ci zawsze operują bardzo wąsko, zmuszając do tego samego defensywę rywala. To z kolei wykorzystują bardzo ofensywnie usposobieni boczni obrońcy.
Nie przynosiło to jednak zbyt wiele powodzenia, z uwagi na ostrożną grę gości. Najwięcej sytuacji gospodarze (nie pierwszy raz w tym sezonie) stworzyli prostą, ale skuteczną metodą – próbując utrzymać się przy piłce i wymusić faule blisko pola karnego. Mainz z kolei przy głębokiej defensywie Werderu nie mogło liczyć na szybkie kombinacje podań. Z tego powodu w podobnej roli co Pizarro musiał się wykazywać Cordoba, jednakże i on rzadko był w stanie stworzyć przewagę indywidualnie. Gospodarze też dość dobrze neutralizowali próby zejścia Jairo i de Blasisa z piłką do środka. Stracony gol to, niemal tradycyjnie, indywidualne odpuszczenie krycia.
Źródło chalkboardów: squawka.com
Najnowsze komentarze