Od pewnego czasu nadmiar obowiązków nie pozwala nam na bieżące uzupełnianie strony. Nadal jednak oglądamy i analizujemy sporo meczów, czy to zawodowo czy (nadal!) dla naszej czystej żywej przyjemności. Na początku każdego kolejnego tygodnia będziemy się z Wami dzielić naszymi najciekawszymi spostrzeżeniami z tego, co udało nam się obejrzeć. Mamy nadzieję, że taka forma przypadnie Wam do gustu. Dziś w menu mamy dwa spotkania z Ekstraklasy i dwa z Bundesligi. Czekamy na sugestie odnośnie kolejnego tygodnia, w miarę wolnego czasu postaramy się wziąć je pod uwagę.
Menu:
1. Śląsk Wrocław – Górnik Łęczna 2-1
2. Legia Warszawa – Piast Gliwice 1-1
3. Bayer Leverkusen – Borussia Moenchengladbach 5-0
4. Mainz – Stuttgart 0-0
Śląsk Wrocław – Górnik Łęczna 2-1
Ręka trenera Szukiełowicza mogła zostać zauważona jedynie w wypadku działań defensywnych Śląska, kiedy w porównaniu do wcześniejszych starć gospodarze poruszali się nieco mniej ospale i starali się ograniczać przeciwnikowi z piłką miejsce na rozegranie. Nawet jeśli działali na tyle chaotycznie, że gdy rzucali się z potrojeniem na jednego zawodnika, zapominali o nim, gdy oddawał piłkę:
Ofensywa jednak dalej działała przypadkowo i nie może tego zamazać ładna bramka na 2-1. Tego typu akcji Śląsk próbuje na pęczki, ale zwykle angażuje w nich dwóch zawodników, którzy szybko wymieniają między sobą piłkę. Brak dalszych opcji rozegrania powoduje, że tego typu zagrania są łatwe do odczytania, tym samym – o ile rywal nie popełni dramatycznych błędów w kryciu – niegroźne. Wszystkie te akcje są tworzone na zasadzie improwizacji. Trudno powiedzieć na ile przydało się tu badanie osobowości przeprowadzone przez trenera Szukiełowicza, bo najlepiej w tych zagraniach radził sobie Paixao, który ankiety szkoleniowca publicznie wyśmiał. W tej rwanej grze Śląsk miał celnych 65% atakujących podań, zaś Portugalczyk jako jedyny ofensywny zawodnik zdołał wygrać więcej niż 50% pojedynków.
Wartym odnotowania pomysłem nowego szkoleniowca Śląska było kontynuowanie eksperymentu Grzegorza Kowalskiego w postaci przekwalifikowywania Dudu na pomocnika. Jeśli Śląsk zamierza nadal iść w stronę szarpania skrzydłami, to ciekawy pomysł, bo technika jego wrzutek może się podobać. W wypadku zaś gdy szkoleniowiec wrocławian zamierza próbować bardziej kolektywnej gry, wymagającej większej liczby podań, lepiej zostawić Brazylijczyka na obronie. W tym spotkaniu tylko 60% jego podań atakujących było celne.
Legia Warszawa – Piast Gliwice 1:1
Legia od początku spotkania starała się wywierać pressing na zawodnikach Piasta przy próbach wyprowadzania piłki z własnej połowy. Momentami nawet 6 zawodników Legii znajdowało się na połowie zespołu z Gliwic. Nacisk ofensywnych zawodników Legii na połowie przeciwników zmuszał obrońców Piasta do zagrywania długich piłek. W pierwszych 15 minutach Legii udawało się podchodzić pod pole karne przeciwników i stwarzać zagrożenie wyłącznie w kontratakach (8 kontrataków przy 6 atakach pozycyjnych). Po przejęciu piłki w centralnej strefie boiska akcja była przenoszona na lewą flankę, gdzie wolnego miejsca szukał Nikolic. To węgierski napastnik najczęściej zagrywał piłkę w pole karne, zamiast szukać szansy na wykończenie akcji w szesnastce przeciwnika.
Piast również najgroźniejsze akcje przeprowadzał flankami, w sumie w całym spotkaniu wyprowadził zaledwie 12 razy atak przez środkową strefę (Legia dwa razy więcej, ale to też zaledwie 25% przeprowadzonych przez nich ataków). Prawą stroną ataki często przeprowadzał Pietrowski, który szukał kombinacji na ostatniej trzeciej boiska z Makiem oraz z często kreującym grę na małej przestrzeni Vackiem. Czeski pomocnik kilkukrotnie w spotkaniu wchodził w przestrzeń między Brzyskim a Jodłowcem, którzy nie utrzymywali odpowiedniej odległości między sobą (również brak wypełnienie przestrzeni przez defensywnego pomocnika). Przesunięcie linii defensywnej Legii pozostawiło sporo miejsca napastnikom Piasta w okolicach dalszego słupka, gdzie dośrodkowanie skierował Vacek.

Sporo miejsca w środkowej strefie boiska, żaden z zawodników Legii nie szuka gry, nie cofa się do rozegrania. Można się zastanawiać co chcieli osiągnąć będąc ustawionym tak blisko siebie i tak daleko od piłki? Czekali na długie podanie zagrana za linię obrony Piasta?
W grze Legii był widoczny brak prób rozegrania akcji w środku pola, często bez powodu aż 4 zawodników uciekało w pierwszą linię. Duda, który powinien brać odpowiedzialność za grę w wyższych sektorach boiska, tak naprawdę chował się za Murawskim. Było to tym bardziej niezrozumiałe, że linia pomocy Piasta w defensywie była ustawiona blisko obrońców i oddawała sporo przestrzeni w centralnej strefie boiska, zaraz za linią środkową. Wprowadzenie Prijovica w drugiej odsłonie odmieniła nieco obraz gry Legii- Szwajcar cofał się do gry i szukał rozegrania z pomocnikami Legii, zagęściło się też w centralnej strefie. Ponadto Nikolic miał opcję do zagrania piłki w pole karne, czego brakowało przy wcześniejszych atakach Legii.
Akcja bramkowa podopiecznych Latala rozpoczęła się od mało charakterystycznej dla tego meczu wymiany podań w środkowej strefie boiska pomiędzy Murawskim, Badią i Vackiem. Następnie atak został przesunięty na odsłoniętą lewą stronę. Zbyt wolno przesuwającą się formację defensywną Legii wykorzystał Mraz, który zagrał groźne podanie w pole karne. Po wybiciu przez obrońców Legii piłka ponownie trafiła na skrzydło do Mraza. Lewy obrońca drużyny z Gliwic w izolacji poradził sobie z Broziem (brak asekuracji ze strony skrzydłowego, lub defensywnego pomocnika) i tym razem jego dośrodkowanie głową do bramki skierował wprowadzony z ławki Badia. Obaj trenerzy przeprowadzili zmiany, które się okazały być kluczowymi dla losów spotkania.
(pełna analiza meczu dostępna tutaj)
Bayer Leverkusen – Borussia Moenchengladbach 5-0
Pojedynek zespołów, w których w tym sezonie przez wszystkie przypadki odmieniano słowo „kryzys” zapowiadał się na znacznie bardziej wyrównane widowisko. Borussia została niedawno przestawiona przez nowego szkoleniowca na ustawienie z trójką obrońców, zaś w fazie defensywnej zespołu widać teraz znacznie więcej ruchu w kierunku przeciwnika. Tym samym zespół coraz bardziej odchodzi od preferowanego przez Luciena Favre krycia strefą w ścisłym 4-4-2. Taktyka Andre Schuberta zdała egzamin w meczach z Bayernem i Manchesterem City, jednak w starciu ze stosującym szalony pressing Bayerem Leverkusen zakończyła się totalną klęską.
Więcej sytuacji w których piłkarze Gladbach orientowali się na rywala powodowało, że strefa nie miała możliwości nadrobienia idywidualnych błędów w kryciu. A tych Bayer wymusza wiele, Kiessling i Chicharito są zawodnikami bardzo trudnymi do upilnowania, nieustannie szukającymi miejsca, gdzie mogliby otrzymać piłkę. Akcje Leverkusen są tworzone bardzo szybko, stąd rzadko defensywa ma czas, abu po utracie piłki odtworzyć swe ustawienie. Kiessling zwykle stara się ustawiać w okolicach pola karnego, gdzie bezlitośnie wykańcza wrzutki (oba gole głową w tym spotkaniu), zaś Chicarito szuka dla siebie miejsca głębiej, by móc przyspieszyć akcję. Dodatkowo przy graczach, którzy są w stanie wypracować chwilową przewagę akcją indywidualną (Bellarabi) czy podaniami otwierającymi miejsce (Kramer).
O ile ustawienie trójką w obronie dla Gladbach ma sens i może być skuteczne przy atakach pozycyjnych rywala (ale jak widać szybkich i licznych już mniej), tak powoduje sporo problemów z rozgrywaniem. Widać to było także przy wściekłym pressingu Bayernu w pierwszej połowie wygranego przez Borussię meczu, kiedy musieli uciekać się do długich podań. Przy dużej liczbie zawodników grających głęboko, tworzy sie mniej opcji rozegrania na połowie rywala, zwłaszcza przy tendencji zawodników ofensywnych do schodzenia głębiej ze wsparciem. Tym samym ataki Gladbach stają się jeszcze wolniejsze i bardziej zależą od indywidualnych umiejętności zawodników stojących z przodu. Jeśli własnymi akcjami nie przyspieszają akcji, gra Borussii staje się jeszcze bardziej rozbudowanym atakiem pozycyjnym niż za czasów Favre, dając przeciwnikowi mnóstwo czasu na sformowanie obrony.
Mainz – Stuttgart 0-0
Mainz od czasów Tuchela kojarzyć się mogło z możliwie szybkim dostarczaniem piłki do ataku i wykańczaniem akcji błyskawicznymi kombinacjami albo indywidualnymi akcjami. Po nieudanym eksperymencie Kaspara Hjulmanda z wdrożeniem podejścia bardziej opartego na posiadaniu piłki, stery objął dotychczasowy szkoleniowiec drugiego zespołu – Martin Schmidt. Celem było „odbudowanie DNA Mainz”, czyli powrót do gry piłką szybką i mocno bezpośrednią, błyskawicznym przejściu z obrony do ataku, przy równoczesnym agresywnym, choć niekoniecznie wysokim pressingu.
Nie inaczej wyglądał też pojedynek ze Stuttgartem. Mnożyły się długie zagrania z linii obrony, głównie od Bella, do napastników i skrzydłowych, którzy starali się urywać obrońcom i wykańczać akcję. Patent, który sprawdził się w wielu meczach tym razem jednak zawodził. Bell miał problemy z celnością swoich piłek (tylko 65% podań atakujących dotarło do adresata), zaś nawet jeśli docierały do adresatów, ci przegrywali kluczowe pojedynki, które mogły pozwolić im na stworzenie dogodnej sytuacji. Tylko de Blasis z graczy ofensywnych wygrał więcej niż 30% (!) pojedynków, głównie dzięki częstemu schodzeniu w głąb pola.
Wobec braku efektów tej metody, gracze Mainz częściej korzystali ze skrzydeł, jednakże Stuttgart poprawnie zamykał tworzone tam akcje blisko linii bocznej, uniemożliwiając ponowne przeniesienie akcji do środka. Tam również zawodnicy gospodarzy mieli problemy z tworzeniem przewagi indywidualnie. Dodatkowo przy próbach atakowania środkiem aktywni Latza i Baumgartlinger spotykali się z natychmiastowym pressingiem ze strony zarówno środkowych pomocników Stuttgartu, jak i wracających napastników (zwłaszcza Maxima). Kompaktowe 4-4-2 stosowane w defensywie przez gości przy wolnych niebezpośrednich atakach pozycyjnych rywala skutecznie neutralizowało ich poczynania. A że same akcje Kosticia i Wernera to za mało, żeby stworzyć zagrożenie pod bramką Mainz, w meczu dogodnych sytuacji na wykończenie było jak lekarstwo.
Przygotowali: Andrzej Gomołysek (1,3,4) i Kamil Nowak (2)
Najnowsze komentarze