Gra Wisły wiosną, która dała krakowianom tytuł Mistrzów Polski, rozbudziła apetyty kibiców ze stolicy Małopolski. Mało kto chciał pamiętać, że rządy Maaskanta nieomal nie zakończyły nim się na dobre zaczęły. Wymęczone zwycięstwo w derbach z jesieni 2010 roku, pozwoliły mu pracować nad implementowaniem własnej wizji tworzenia drużyny przez trochę dłużej, a praca jaką wykonał zimą przyniosła rezultaty i zdawała się potwierdzać, że to szkoleniowiec jakiego Wiślakom brakowało. Holenderski styl gry, oparty na długim utrzymywaniu się przy piłce, krótkich podaniach i ciągłym szukaniu kolejnych akcji ofensywnych, przypadł do gustu kibicom ceniącym 'krakowską szkołę’ piłki nożnej. Druga połowa roku, to jednak niezbyt wesoły czas dla fanów. Urodzony w Schiedam szkoleniowiec, zaczął kombinować i zmieniać styl swojej drużyny, co wraz z plagą kontuzji, przyniosło fatalne skutki, a dla samego opiekuna zespołu oznaczało pożegnanie z pracą.

Rotacje roli zawodników i stylu gry związanego z systemem zależne były od rywala, a częściej jeszcze od stanu kadrowego drużyny. Tak jak gdy w meczu 11. kolejki z powodu kontuzji nieobecnych było m. in. 3 pomocników; Melikson, Małecki i Sobolewski. Miało to wpływ na to, że często jedynym Polakiem na boisku był Cezary Wilk.
Chcąc dostosować styl gry do konkretnego rywala, Maaskant rotował zawodnikami, tak jak gdy w rewanżu z APOELem, na prawym skrzydle wystawiony był nominalny defensywny pomocnik, Nunez.
Styl gry drużyny uległ zmianie w porównaniu do pierwszego półrocza. Wisła nie atakowała już tak zaciekle, starała się zwracać większą uwagę do gry obronnej. Maaskant szukał lepszego balansu, chcąc przygotować drużynę do spotkań w pucharach, gdzie to z założenia rywale mieli prowadzić grę, a Wiślacy kontrolować grę i szukać kontr. Takie podejście jednak tylko uwydatniało ogromne problemy Wisły w fazie defensywnej. Obrońcy mieli duże problemy z trzymaniem odpowiednich odległości między sobą, kompletnie szwankowała asekuracja, w grze Chaveza ciężko było doszukać się jakieś logiki i większego planu, a nie brakowało spotkań w których najbardziej zapracowanym był Pareiko. Nie bardzo można sobie przypomnieć spotkanie, w którym Wisła w jakimś znacznym stopniu kontrolowała rywala.
W niemal każdym meczu, także ze słabszymi drużynami, jak ŁKS, rywale mieli duża ilość okazji. Linia obronna raz to ustawiona była wysoko, a raz defensorzy czekali już w obrębie szesnastki. Rzucały się w oczy sytuację w których między dwójką środkowych, którymi zazwyczaj byli Jaliens i Chavez,widzieliśmy ogromną odległość.
Dorobek bramkowy Bitona i charakterystyka tych bramek nieco zaciemniają grę ofensywną. Co prawda kreatywne, szybkie akcję oparte na podaniach na jeden kontakt widzieliśmy rzadziej niż w poprzedniej rundzie, ale wiązało się to przede wszystkim z kontuzjami najbardziej twórczych zawodników. Jeśli tylko znajdowali się na boisku,w dowolnej dwójkowej konfiguracji, Melikson, Małecki i szczególnie Iliev, potrafili rozmontować każdą defensywę. Jeśli momentami podłączali się i potrafili zrozumieć ich dodatkowa Kirm i Biton, to na szybkie akcję Wiślaków, aż przyjemnie było patrzeć. Ogromna ruchliwość tych zawodników byłą dodatkowym atutem. Właściwie nie było miejsca na boisku, gdzie nie zapędził się Iliev, Kirm, czy Melikson.
To czego brakowało w ofensywie, to częstszego wsparcia od bocznych obrońców, nie najgorzej wyglądało to po lewej stronie, gdy rozpędzał się Diaz. Na prawej od święta włączali się Lamey lub Jovanovic, i gdy to już robili, od razu zwiększał się potencjał drużyny.
Ciężko tutaj o innowację na miarę czołowych klubów europejskich, ale co charakterystyczne dla Wisły, to dostosowanie serwisu podań do stylu gry Bitona. W związku z jego szybkością i sprytem, często widzieliśmy piłki zagrywane ze skrzydła między linię obrony i bramkarza. Było to częstsze rozwiązanie niż tradycyjne dośrodkowania. Izraelczyk umiał zrobić pożytek z takich podań i nawet jeśli nie był w stanie zamienić ich bezpośrednio w okazje bramkowe, naciskając obrońców rywala, pozwalał szybciej zmuszać rywala do błędu.
Kolejną rzeczą, jest ustawienie lewego skrzydłowego. W związku z częstszym udziałem Diaza, lewy pomocnik, bardzo często schodził do środka. W tej roli często widzieliśmy Ilieva .Zwiększona ilość zawodników w lewym sektorze boiska, gdy skrzydłowy był wspierany przez obrońcę, miała wpływ na to, że Wisła był szczególnie groźna właśnie na tej stronie murawy.
Ogólnie jednak w grze Wiślaków nieco pomijane były boczne sektory boiska, a nominalni skrzydłowi często wspomagali środkowych.
O SFG w wypadku Wisły, należałoby pisać tylko w kontekście ich bezradności na te wykonywane przez rywali. W ofensywie równie przydatne, co wypracowane schematy, było wsparcie sędziego, jak przy bramce przeciwko Jagielonii.
Liczby w tym kontekście wcale nie brzmią źle. 7 bramek zdobytych po SFG przy 5 straconych. Jednak przy każdym SFG rywala czuć było nerwowość wśród obrońców. Dobra postawa Pareiki pomogła w ogólnej przewadze bramek zdobytych nad straconymi w tej klasyfikacji.
W obronie, w związku z ogólnymi problemami w kryciu oraz współpracy między defensorami a bramkarzem. Warto tylko zauważyć, że było to jedną z przyczyn porażki z APOELem. Znaczenie przy tym miało między innymi niski wzrost Chaveza oraz unikanie odpowiedzialności przez Jaliensa.
Zaobserwowaliśmy też stopniowe marginalizowanie rozgrywania rzutów rożnych na krótko, co wiązało się też z brakiem cierpliwości w grze Wiślaków. Spośród czterech bramek zdobytych po rzutach rożnych, 2 zdobyte zostały w pierwsze, a 2 kolejne w drugie tempo.
W ciągu ostatniego półrocza Wisła wykonała duży krok w tył. Było to związane z dziwną zmianą wizji Maaskanta, a także duża ilością kontuzji. Wisła nie potrafiła wykorzystać swojego ofensywnego potencjału. Nie jesteśmy w stanie tego stwierdzić, ale w pełnym składzie i zdrowiu, być może najmocniejszego w kraju. To czego uczyliśmy się z każdym meczem, to jak słaba i podatna na zagrożenie jest Wisła w fazie defensywnej. Mistrzowi Polski, aż nie przystoi, aby w tak dużej ilości spotkań dopuszczać do sytuacji ogromnego zamieszania we własnym polu karnym. Takie właśnie sytuacje, które angielskojęzyczni komentatorzy określają mianem 'comedy of errors’, serwowali swym kibicom krakusi.
Związanie było to z nawet nie tyle z niskim poziomem umiejętności, bo szczególnie w porwaniu z konkurentami z ligi polskiej, ciężko zarzucać niski poziom. Problemem był tutaj ewidentny brak zgrania. Gra w obronie to automatyzacja zachowań w poszczególnych sytuacjach. Dochodzi się do tego poprzez ciągłe i żmudne powtarzanie pewnych schematów na treningu. Nie wiemy, co zmieniło się w treningach Wisły, ale zgrania zawodnikom obronnym Białej Gwiazdy ewidentnie brakowało.
To czego Wiśle teraz najbardziej potrzeba, to spokój, dlatego zmiana szkoleniowca na człowieka z wewnątrz, może być dobra decyzją, a drużyna Mistrza Polski zdoła przez zimę odzyskać poziom na jakim powinna się znajdować z takim potencjałem.
Najnowsze komentarze