Mogłoby się wydawać, że skoro skład ustalało w rundzie jesiennej aż 5 różnych trenerów, to i ustawień będzie przynajmniej tyle. Tymczasem jesienią ŁKS był ustawiany w 4 różnych formacjach, lecz tylko dwie mogą być uznane za „etatowe”:

Najczęściej jednak ŁKS pokazywał się w 4-2-3-1 i to zarówno u Probierza jak i Tarasiewicza. Z wszystkich 5 szkoleniowców to Probierz najczęściej zmieniał formacje. Rozpoczął od 4-4-2 z Mięcielem i Saganowskim z przodu (przeciwko Cracovii)i tak też kończył (przeciwko Koronie). W pozostałych meczach częściej korzystał na szpicy z „Miętowego”, którego z drugiej linii wspomagał Saganowski.
Największą stabilnością charakteryzowała się defensywa, szczególnie w środku (Łabędzki i Klepczarek). Na lewej stronie najczęściej grywał Kaczmarek i to właśnie ta strona była bardzej ofensywna. Na przeciwległej flance były większe problemy z wyborem.
Choć zdecydowanie przeważającym ustawieniem było 4-2-3-1, to tylko niektórzy piłkarze mieli ściśle określoną pozycję. Poniższa grafika została zaczerpnięta ze strony Football-lineups i prezentuje pozycje, na jakich grali w rundzie jesiennej łksiacy. Warto zwrócić uwagę na fakt, że wielu piłkarzy „zwiedziło” aż 4 różne pozycje na placu gry jak chociażby Saganowski, Szałachowski, Bykowski, Romańczuk, Stefańczyk czy Kłus. I choć w niektórych przypadkach docenia się uniwersalność, to w tym bardziej w oczy rzuca się bałagan.
Jeśli zespół jest prowadzony przez 5 różnych szkoleniowców, to za każdym razem pomysł na grę jest inny. W przypadku ŁKS trzeba wziąć pod uwagę stan posiadania i możliwość modelowania zarówno składem jak i taktyką.
Najczęściej było widać wyraźny podział na zawodników zajmujących się budowanie ataku (4) i tych odpowiedzialnych za zabezpieczenie dostępu do własnej bramki (6). W większości z przodu brakowało wsparcia drugiej linii, więc atak musiał opierać się na 4 zawodników, co było niewystarczające do stworzenia zagrożenia. Dlatego gra ŁKS opierała się głównie na czyhaniu na kontry z udziałem szybkich Szałachowskiego na skrzydle oraz Kaczmarka na bokach obrony.
ŁKS ustawiał się na własnej połowie skracał pole gry utrudniając grę pozycyjną, na którą przeciwnicy byli z reguły „skazani”. Był jednak w tym wszystkim pewien problem – konsekwencja taktyczne i przesuwanie formacji. Znamiennym przykładem jest mecz w Poznaniu z Lechem. ŁKS wybrał podobną taktykę jak grający tydzień wcześniej na Bułgarskiej Widzew, z taką różnicą, że podopieczni Radosława Mroczkowskiego wygrali, a ŁKS zebrał baty 0-4. Różnica polegała na tym, że Widzew bardzo dobrze przesuwał formacje i był konsekwentny przez cały mecz. ŁKS pękł już po 13 minutach i cała taktyka strzeliła w łeb. W tamtym meczu podopieczni Ryszarda Tarasiewicza próbowali dalekimi piłkami uruchamiać zawodników ofensywnych.
Oparcie taktyki na kontrze i stałych fragmentach ma swoje potwierdzenie również w statystykach drużyny. Najwięcej strzałów na bramkę oddali napastnicy i…obrońcy. Brakowało wsparcia z drugiej linii, które z reguły jest nieodzowne w atakach pozycyjnych (strzały z dystansu). Warto zwrócić uwagę na rolę Saganowskiego w budowaniu ataku: 3 bramki, 3 asysty, oznaczają bezpośredni udział w 50% bramek zespołu.
Największym problemem była gra obronna. ŁKS co prawda poprawił ją za Probierza, ale i tak dawali przeciwnikom szanse do stworzenia zagrożenia. Co więcej przeciwnicy łódzkiej ekipy zanotowali najwyższą efektywność strzałów – 18 %, które wynikają z faktu stracenia 34 bramek przy 188 strzałach. Dla porównania rywal zza miedzy przy podobnej liczbie strzałów rywali stracił prawie 3 razy mniej goli.
Warto również zwrócić uwagę na 5 goli straconych w pierwszym kwadransie gry. Żadna inna ekipa nie straciła tylu bramek na otwarcie meczu. To z góry utrudniało ŁKS zdobywanie punktów.
Taktycznych nowinek w wykonaniu ŁKS nie zanotowaliśmy. Trudno było szkoleniowcom błysnąć i pokazać coś nieszablonowego przez 2 kolejki…Może za Probierza ekipa z Łodzi lepiej wykonywała stałe fragmenty gry. Rzuty rożne czy wolne były kombinowane i często zaskakiwały rywali.
Im poświęcimy więcej czasu, ale uzasadnienie znajdziemy w liczbach. Z 12 strzelonych ogółem bramek, ŁKS aż połowę zdobył właśnie po stałych fragmentach gry, co świadczy o ich wadze dla zespołu. Gdyby nie one „Rycerze Wiosny” przypuszczalnie nie plasowaliby się nad strefą spadkową.
Ideę wspomnianych wyżej kombinowanych stałych fragmentów gry w okresie dowodzenia przez Probierza najlepiej opiszą nam dwie sytuacje, obie były dla rywala kompletnym zaskoczeniem. Pierwsza to bramka zdobyta po rzucie wolnym w meczu z Cracovią.Defensywa „Pasów” była całkowicie zdezorientowana przy tym rzucie wolnym, który w efekcie przyniósł komplet punktów.
Druga sytuacja to bramka na 2-0 w meczu w Kielcach z Koroną.
Sfg przyczyniły się jeszcze do zwycięstw ŁKS w prestiżowych derby Łodzi, w potyczce z drugim beniaminkiem Podbeskidzem oraz do remisu w spotkaniu z Jagiellonią już za Tarasiewicza. Ogółem sfg przyniosły ŁKS-owi plon w postaci aż 10 punktów!
Tyle, że sfg w obronie wypadły już 2 razy gorzej. ŁKS stracił po nich 12 bramek – najwięcej w lidze. Pomimo speców od gry głową (Saganowski, Łabędzki, Łukasiewicz) ŁKS nie potrafił zabezpieczyć tyłów, ale miał także problemy z grą w powietrzu. Drużyna z Łodzi straciła 9 goli po strzałach głową. Stracili najwięcej w lidze bramek po rzutach rożnych – 6. Przy 101 kornerach wykonywanych przez przeciwników daje to wynik gol stracony co 16 rogów, czyli 3 najgorszy wynik w Ekstraklasie. Bardzo często rywalom zdarzało się napoczynać ŁKS właśnie po sfg – Śląsk, Legia, czy Ruch, inne zespoły po sfg pozbawiały ich prowadzenia czy nawet remisu – Wisła, Jagiellonia, Śląsk.
Abstrahując od liczb warto zwrócić uwagę na rolę Kaczmarka przy okazji wszystkich sfg. Niski wzrost sprawiał, że zawodnik nie przydawał się w pojedynkach w powietrzu ani przy rzutach wolnych, ani rożnych, ale świetnie potrafił dograć piłkę w punkt. Innym atutem był fakt korzystania z obu nóg.
Poniższy schemat wykonywania rzutów wolnych wprowadził Ryszard Tarasiewicz. Piłka dochodząca w światło bramki, a 5 zawodników nabiega na linię piłki z 16-11 metra.
Powyższa grafika prezentuje wykonanie rzutu wolnego, po którym padł gol w meczu ze Śląskiem. Mamy tu do czynienia z wrzutką górnej piłki dochodzącej do bramki na wysokość 6-7 metra. Tam piłka jest strącona przez Łukasiewicza, co w efekcie przynosi bramkę.
Poniżej z kolei widać moment, w którym ŁKS objął prowadzenie w meczu z Jagiellonią.
Również mamy do czynienia z piłką dochodzącą do bramki. Ponadto zaznaczyliśmy zawodników skupionych w polu karnym. Przy takich rzutach wolnych zawsze brało udział 5 piłkarzy czekających na dogranie piłki w obręb 16 metrów, co stanowiło jedną z opcji rozegrania tego stałego fragmentu.
Istniał też pomysł (opcja 1 i 2- zaznaczone na powyższej grafice), który miał poluzować liczbę zawodników broniących w polu karnym. To ustawienie dwóch zawodników przed polem karnym, tak aby stanowili dwie dodatkowe opcje rozegrania tego samego sfg.
Schemat widać przy okazji kolejnego rzutu wolnego z tego samego meczu z Jagą. 5 piłkarzy w polu karnym i dwójka (drugi niestety poza screenem) przed nim tworząc opcję rozegrania krótkiego rzutu wolnego.
Warto zwrócić uwagę, że przy pierwszym rzucie wolnym (grafika powyżej) jeden z zawodników „Jagi” wybiega z pola karnego w kierunku zawodników przed nim ustawionych. Poniżej widać, że ekipa z Białegostoku wyciągnęła wnioski z poprzedniego rzutu wolnego, bowiem nie ma już piłkarzy asekurujących strefę przed polem karnym.
W tym przypadku Kaczmarek próbował piłki dochodzącej do bramki, przy tym dość mocno bitej – przypuszczalnie w zamyśle miał to być strzał, który mógłby również zamienić się w dośrodkowanie. Jagiellonia wyszła z tego obronną ręką.

Tylko za jego „rządów” w ŁKS panował tylko jeden bałagan – finansowy. W pozostałych przypadkach były dwa zarzewia nędzy i rozpaczy, uzupełnione przez brak organizacji na boisku i taktycznej konsekwencji. Nawet Tarasiewicz nie potrafił nad tym zapanować, lecz nie każdy potrafi zrobić coś z niczego, tym bardziej, że odziedziczył drużynę rozbitą psychicznie. Być może przepracowanie z drużyną okresu przygotowawczego przyniosłoby lepsze efekty niż 1 punkt w 4 meczach, lecz już teraz wiemy, że tego szkoleniowca nie będzie na łódzkiej ławce wiosną.
Nie ma wątpliwości, że „Rycerze Wiosny” będą musieli na nowo odbudować wiarę w swój przydomek, jeśli chcą uratować ligowy byt. W tej chwili jednak są najpoważniejszym kandydatem do degradacji.
O dziwo zimą do zespołu z Al. Unii przybyli Łobodziński i Bonin, co powinno stworzyć nowe możliwości konstruowania ataków bokami boiska. To jedyny powiew optymizmu w kontekście odejść kilku podstawowych zawodników jak Kaczmarek, Szałachowski, Golański czy Stefańczyk. Do uniknięcia degradacji potrzebny będzie albo cud albo…Probierz. Chyba, że Świerczewski…znaczy się Pyrdoł zaskoczy wszystkich i ujawni taktyczne talenty na miarę sensacji sezonu…
Najnowsze komentarze