Niedawno na naszej stronie ukazała się recenzja książki Miłosza Stępińskiego, napisanej wraz z Krzysztofem Paluszkiem. Książka przyniosła pozytywne zaskoczenie, co wraz z bardzo dobrą serią Widzewa, gdzie autor odpowiada za bank informacji, skłoniło mnie do przeprowadzenia rozmowy o pewnych kwestiach dotyczących aktualnego stanu polskiej piłki. W trakcie trwania rozmowy, Miłosz Stępiński wykazał się dużą cierpliwością i podzielił się swoimi spostrzeżeniami na temat zwycięskiej serii Widzewa, roli szefa banku informacji, podejścia innych trenerów do sprawy analizy przeciwnika, aktualnej sytuacji w Wiśle czy Górniku Zabrze, problemów pierwszej reprezentacji, a nawet szkolenia dzieci i młodzieży.
W obecnej sytuacji, rozmowę muszę zacząć od wyników Widzewa Łódź. Gratuluję wyników i chciałbym zapytać skąd, według Pana, taka dobra seria?
Ciężko mi powiedzieć. O tym samym rozmawiałem, nie dalej jak przedwczoraj, z Dominikiem Nowakiem, moim serdecznym przyjacielem, który ma taką samą, a nawet lepszą passę z Flotą Świnoujście. Zgadzam się z nim, że to coś, co zdarza się raz. Na pewno sporo też w tym przypadku, nie tylko metodyczna praca u nas w Widzewie, czy we Flocie.
Co podał by Pan jako mocne strony Widzewa, od taktycznej strony, a co należałoby jeszcze poprawić?
Najmocniejszą stroną, o czym wspominałem już zresztą w wywiadach, jest trener. I nie jest to żadna czołobitność. Pracowałem z naprawdę wieloma trenerami, bo Radek jest osiemnastym. Jest to człowiek, który potrafi bardzo dobrze trafić do zawodników, i nie trafia do nich poprzez krzyk, poprzez strach, grożenie, tylko potrafi ich ‘kupić’ swoją osobowością. Potrafi sprawić, że oni będą za nim chcieli pójść, że mu ufają i że chcą dla niego grać, To jest bardzo duży dar. Nie jest to element związany z taktyką, ale jest to coś co charakteryzuję wielu trenerów, którzy właśnie wchodzą. Taki sam jest Dominiki Nowak, taki sam jest Mariusz Rumak. Powiedziałbym, że jest to nowa grupa trenerów, którzy w swej pracy nie bazują na krzyku i strachu, ale są przygotowani do pracy ze współczesnymi zawodnikami. Są oni inni niż kiedyś. Wymagają kompetencji, wiedzy, wymagają traktowania jak człowieka. Jest to związane z psychologią, coachingiem. Team Building, czyli coś w czym widzi się spore rezerwy w pracy, czy to w reprezentacjach, czy klubach. Nad taktyką wszyscy pracujemy podobnie. Te niuanse wyłapuję państwa portal, ale te niuanse nie mają znaczenia, jeśli w drużynie nie będzie atmosfery.
Jeśli chodzi o sprawy taktyczne, to bazujemy na dwóch odmianach systemu 4-3-3. Odmiany na jednego, lub dwóch defensywnych pomocników, w zależności jakich zawodników mamy aktualnie do dyspozycji i przeciwnika, z którym gramy, bo nie ukrywam, że Radek dużą wagę przywiązuję do analiz, za które ja jestem odpowiedzialny. Interesuję go jak gra przeciwnik, gdzie są jego mocne i słabe strony. W zależności od tego wykonujemy pewne drobne roszady. Wiedzieliśmy, że wyróżniającym się zawodnikiem jest Pawłowski i dlatego zawodnicy, którzy mieli go w swoich strefach, dostali odpowiednie zadnia odnośnie ofensywy i defensywy. Chcieliśmy zatrzymać główną siłę napędową tego zespołu. Taki niuans mogę podać.
Czy w Widzewie korzystacie ze statystyk dostarczanych dla Ekstraklasy prze Prozone?
Korzystaliśmy z tego od samego początku. Jednak w chwili obecnej, z powodu pewnych problemów finansowych w jakich znajduję się klub, od początku roku jesteśmy w trakcie stabilizacji finansowej i chwilowo musieliśmy zrezygnować. Chociaż wcześniej przez dwa lata pracowałem z systemem Prozone.
A czy mógłby Pan zdradzić w jaki sposób wcześniej korzystał z systemu? Jakie możliwości daje to profesjonalnemu klubowi?
Jest to tak kolosalne narzędzie, że na podstawie dwóch czy trzech meczów, bo tyle zazwyczaj używamy do analizy przedmeczowej, przy takim ogromie danych można by napisać pracę magisterską. Żaden trener nie pozwoliłby mi przedstawić wszystkich ważnych danych, gdyż zajęło by to zbyt wiele czasu.
Problemem analizy jest to, by nie zasypać zawodników zbyt dużą liczbą wiadomości. Musimy przecież skupić się na swojej grze, a nie ograniczyć się do rozkładania gry przeciwnika. Skupiamy się na mocnych i słabych stronach. Słabe, które musimy wykorzystać i mocne, przed którymi musimy się bronić. Z tej masy informacji, kto do kogo podaje? Kto z kim najczęściej gra? Kto fauluję? W jakich sektorach przejmują piłkę? Mamy tysiąc takich danych i z nich ma Pan czas przedstawić 5-6 z nich. Największa praca analityka, to właśnie wybrać i przygotować, te 5-6. Jeśli chodzi o dane statystyczne, każdy ma inaczej. Na przykład Kuba Myszkorowski, który pracuję w Polonii Warszawa, bardzo dużą uwagę przykłada do danych statystycznych. Ja przyznam, że interesują mnie tylko wybrane dane, takie jak strefy w których zespół najczęściej przejmuję piłkę, gdzie ja najczęściej traci, kto najczęściej rozgrywa. Jak w przypadku Legii, gzie statystki pokazują, że najczęściej Ljuboja rozgrywa z Radoviciem, albo w Zagłębiu, gdzie Pawłowski najczęściej otrzymuję podania. Tak jak mówię, z tysiąca, trzeba wybrać kilka, bo trener daję mi osiem minut.
Jest to prezentacja przedmeczowa?
Tak, przed meczem. Różnie to bywa, ale na całość mamy 20 minut, rozbite na atakowanie i bronienie, lub tylko 8 minut. W zależności, co akurat chce trener. To jest jego decyzja, zależna, tez od tego czy bardziej interesuje nas nasza gra, czy drużyny przeciwnika. Trzeba też znaleźć czas na omówienie stałych fragmentów, na to jak rywale przechodzą z ofensywy do defensywy, informacje ogólne lub te dotyczące indywidualności. Analiza jednego zespołu to materiał na pracę magisterską, a mamy kilka, kilkanaście minut.
Podał Pan przykład Polonii Warszawa, a jak wygląda to w innych zespołach?
Jest to bardzo różnie. Te informacje różnie są traktowane w różnych klubach. Na przykład w Pogoni Szczecin, jest mój serdeczny przyjaciel, który przejął schedę po mnie, gdy ja odchodziłem do Widzewa, Sławek Rafałowicz, który pracuję bardzo podobnie do mnie. Wycina fragmenty wideo, analizuję dane, jeździ na mecze, dokonuję odpraw i przygotowuję prezentacje i materiały wideo, na podobnych zasadach, jak opowiedziałem. W Śląsku Wrocław, gdzie pracował mój przyjaciel, Krzysztof Paluszek, trener Lenczyk bardzo mało interesował się drużynami przeciwnymi. Z tego co wiem, analiza składa się z dwóch, trzech slajdów i, krótkiego, dwuminutowego filmu. Jak biją sfg, kto się wyróżnia, jak się Bronia, wszystko na zasadzie punktów. Dla przykładu Michał Probierz, z którym pracowałem, a który jest teraz w Wiśle, chciał bardzo szczegółowe analizy. Bardzo interesowały go pewne elementy, pewne niuanse. Można więc powiedzieć, że jest to naprawdę zróżnicowane.
Pozostając w temacie polskich zespołów, chciałem zapytać, czy widzi Pan jakieś zespoły, poza Legią i momentami może Lechem, są w stanie zupełnie zdominować rywala i potrafią narzucić swój styl gry? Dlaczego u nas przeważa podejście reaktywne?
Jestem wdzięczny, że nie wymienił Pan mojego klubu, bo mój klub na tym bazuję. Oddajemy czasem inicjatywę. Oczywiście chcemy ją przejmować, ale trzeba mierzyć siły na zamiary. Czasem chęć osiągnięcia lepszego wyniku dominuję nad chęcią prowadzenia pięnego futbolu i dominacji gry. „Graj pięknie, ale najpierw wygraj mecz”. Jeśli wygrywasz mecze, wtedy możesz sobie pozwolić na piękną grę. Proszę zobaczyć na Bełchatów. Na to co się z nimi dzieje. Bełchatów nie jest zespołem, który jest beznadziejny. Jest to zespół, który potrafi sobie stwarzać sytuację. Wiadomo, nie porównujemy ich z innymi ligami, ale na polskie warunki jest to zespół, który nie gra źle.
Dokładnie. Bełchatów w pierwszej kolejce z Wisłą, wyglądał naprawdę nieźle.
Ja byłem bardzo pozytywnie zaskoczony i naprawdę obawialiśmy się tego meczu. Niski zespół, ale bardzo szybki. Wielu zawodników, którzy naprawdę potrafią grać z kontrataku i są ogólnie groźni. Mówię o Bożoku, o Buzalę, który potrafi świetnie dorzucić. Brak wysokiego napastnika oraz nieskuteczność Buzały, czyli problem który ciągnie się za nim od dłuższego czasu, sprawie, że ten zespół nie może wygrać meczu.
Do zespołów, które Pan wymienił dorzuciłbym jeszcze Górnik Zabrze. Jest to zespół, który przeszedł pewną metamorfozę. Akurat my teraz z nimi gramy, więc jestem świeżo po obserwacji. Jeśli oglądał pan ich mecz z Lechem, czy teraz z Legią, to ich flagowym elementem staję się grać wysokim pressingiem. Robią to najczęściej z polskich drużyn. Atakują wysoko przeciwnika i nie pozwalają mu grać, walczą o inicjatywę i mają bardzo proste schematy gry skrzydłami, często zakończone wrzutkami Bembna. Tak zdobyli większość bramek. Kilka z wolnego i wszystkie po dorzucie Bębna. Bardzo wysoko bronią, walczą o inicjatywę i są bardzo dobrze przygotowani motorycznie. To jest właśnie ciekawe. Uważam, że wypracowali własny styl, więc myślę, że można śmiało dorzucić Górnik.
Co w ich grze jest jeszcze niezwykłe dla naszej ligi, to właśnie ci boczni obrońcy. Potrafią dobrze podłączyć. Nie obawiają się tego i dobrze wyczuwają moment.
Jeśli mówimy o współpracy Pawła Olkowskiego i Bembna, to są to najlepiej współpracujący w pionie zawodnicy w polskiej ekstraklasie. Z całym szacunkiem dla Wawrzyniaka, współpracującego z Żyra czy innym zawodnikiem. Są tam częste roszady, tak jak zresztą w Wiśle. W Górniku ten duet jest stały. Bemben i Olkowski. Może dzieli ich wiek, ale współpracują ze sobą naprawdę modelowo. Mam wyciętych sporo sytuacji, które pokazuję studentom czy instruktorom sportu, jak się zachowują. Jak wybierają momenty, kiedy się podłączyć, jak współpracują. Kiedy Olkowski ma trzymać się blisko, a kiedy zejść do środka. Ta współpraca, oczywiście w warunkach ekstraklasy, jest wzorowa.
Rozmawiając o polskich zespołach, chciałem teraz zapytać o Wisłę. Analizowałem ostatnio ich mecz z Pogonią Szczecin i muszę przyznać, że straszna jest ta różnica między stanem obecnym, a tym do czego jesteśmy przyzwyczajeni.
Muszę przyznać, że, choć bardzo szanuję Michała Probierza, bo to on ściągnął mnie do Widzewa, ale wygląda to tak, że zespół już nie reaguję na niego. Nie chce mówić, że grają przeciwko niemu, ale chodzi mi o to jak zawodnicy zachowują się po stracie piłki, na przykład Melikson. To jak wykonują stałe fragmenty gry. Asystentem w Wiśle jest Bartek Zalewski, który jest maniakiem sfg. Maniakiem stałych fragmentów gry! Ma je opracowane w detalach. Widać było, jak w pierwszych meczach, Wisła starała się wykonywać wszystko dokładnie i stwarzała sobie po nich okazję.
Z Bełchatowem tak strzeliła bramkę.
No tak. Natomiast tutaj wykonywali je tak niechlujnie, że mnie, z perspektywy widza neutralnego, aż mnie krew zalewała. To jak oni podchodzili do sfg, które były ich mocnym punktem. Jest jeszcze trzeci element. Zna pan Michał Probierza, wie że jest trenerem, który kieruję zespołem. W meczu z Pogonią stał z boku. Czasem się uśmiechał pod nosem, czyli wiedział, że ten zespół nie gra tego co chce. Jednocześnie nie dawał im tylu wskazówek, które dawał wcześniej. Wiec z perspektywy z której ja to widzę, „from the backseat observer”, czegoś zabrakło w tej relacji. Widać to było w zachowaniu piłkarzy na boisku i reakcji Michała. Zachowanie piłkarzy w fazie przejścia z ataku do obrony czy przy sfg, to jest skandal.
A czy widzi Pan jeszcze przyszłość dla tej drużyny?
Ja uważam, że trener Probierz jest bardzo doświadczonym szkoleniowcem, mimo że nie pracuje on tyle, co Orest Lenczyk, ale ma tę charyzmę, no i teraz jest pytanie – zawsze w którymś momencie czas trenera się kończy i albo uda mu się to przełamać, albo nie. Ja wierzę i życzę mu, żeby trafił do zawodników. Michał Probierz jest charyzmatycznym szkoleniowcem. On jest, jak to mówią Amerykanie: „my way or highway” – albo jest po mojemu, albo was nie ma. Tam są zawodnicy, którzy mają bardzo rozbudowaną, może nad wyraz, pewność siebie. Ich można albo „kupić”, tak jak Jan Urban walczy z Ljuboją, czy trener Skorża. Jego relacja z Ljuboją też była ciężka, bo to też jest zawodnik który ma sukcesy, jest zawodnikiem wiodącym w Ekstraklasie. Bardzo podobne o sobie mniemanie ma Iliev, Melikson, Genkov. Teraz pytanie, czy trenerowi Probierzowi uda się do nich mimo wszystko trafić, naprawić tę atmosferę, bo Wisłą grała dobrze w meczu z Bełchatowem. Ten mecz bardzo mi się podobał, był on bardzo dobry w wykonaniu Wisły. Natomiast później jakby coś pękło w tym zespole. Tak jak mówię, ciężko jest mi to oceniać, ale wierzę, że trenerowi Probierzowi się uda to przełamać i uważam, że prezes Cupiał podjął bardzo dobrą decyzję, że dał mu szansę i go nie zwalniał.
Co pan myśli o Genkowie? Czy to jest napastnik, który na ten styl Wisły, który trener Probierz próbuje wprowadzać, jest odpowiedni, żeby grać jako jedyny napastnik?
Trener ma niewielkie pole do manewru, Probierz bardzo lubił grać na dwóch napastników, ale z tego, co wiem, ma z tym ogromne problemy. Tam gra ten młody chłopak. Doszły do mnie informacje, że trener Probierz ma ogromne problemy z doborem napastników. Chyba tylko trzech z nich jest zdrowych, Genkov i tych dwóch młodych chłopaków, których można wpuszczać, jak się jest w środku tabeli i jest się Widzewem, GKS-em Bełchatów czy Koroną Kielce. Wtedy albo to wypali (tak jak w Koronie Jamróz), albo nie wypali. Natomiast dla Wisły, nastawionej na wygrywanie, jest to duże ryzyko. To są młodzi zawodnicy, nie mający ogrania. Mogą zagrać jeden dobry mecz lub też popełnić jakiś fatalny błąd. Bądź nie stanąć na wysokości zadania. Takie ogrywanie zawodników w klubach, które muszą wygrywać, jak Legia, Lech czy Wisła, to zbyt duże ryzyko dla szkoleniowców. Czasami to wypali, jak młodzi chłopcy w Legii, których wprowadzał trener Urban, czy w Lechu, gdzie trener Mariusz Rumak wprowadza Drewniaka, czy wcześniej Możdżenia, który grał na różnych pozycjach. Czasem to wypala, jest sukces, a czasem, tak jak w Wiśle, nie daje to efektów. Poza tym pamiętajmy, że w Wiśle nie ma pracy z młodzieżą. W Legii jest kapitalna praca z młodzieżą, oni mają ten swój narybek wychowany. W Wiśle Kraków po tych problemach z TS i pracą z młodzieżą, tej pracy nigdy tam nie było, bo Wisła nie interesowała się tym na aż taką skalę.
Dopóki były pieniądze, to nie musieli się martwić.
Dokładnie, dlatego ciężko tutaj poszukiwać tego narybku. Oni nie mają takich wychowanków jacy są w Lechu czy w Legii. Dlatego trenerowi Probierzowi w mojej ocenie jest dużo trudniej wprowadzać tych młodych chłopaków do pierwszego składu. Ale jeśli chodzi o Genkowa, to jest to zawodnik wyróżniający się. W tamtym sezonie strzelił dużo bramek. Nie dobrze jest jednak, kiedy napastnik nie czuje konkurencji, tego, że ja go kiedyś wymienię i postawię na kogoś innego. Musi być jakaś rotacja, on musi czuć ten oddech, np. kogoś młodszego, nie może czuć się pewny. W linii pomocy też jest problem. Odnoszę wrażenie, że oni nie wszyscy przykładają się równym stopniu do gry. To nie jest Wisła, która goniła, która po stracie piłki natychmiast ją odbierała, która narzucała swój styl gry. Tutaj gdy ktoś traci piłkę, staje. Drugi podnosi ręce, krzyczy na niego. Tu nie ma zespołu. W Ekstraklasie wiele można zyskać na tym, że jest się zespołem. Proszę spojrzeć na to, co pokazuje Górnik Zabrze, jak oni biegają. Tam też nie ma wirtuozów piłki nożnej, z całym szacunkiem dla tych zawodników, ale jest zespół. Trenerowi Nawałce udało się stworzyć zespół, który biega i walczy na połowie przeciwnika, a nie na swojej.
W artykule Przeglądu Sportowego padło stwierdzenie, że zawodnikom Wisły nie podoba się styl, który jest wprowadzany. Trener preferuje kontratak, a zawodnicy przyzwyczajeni są do gry pozycyjnej, tworzenia przewagi.
Trudno mi powiedzieć, pamiętam moją pracę z Probierzem, ale nie wydaje mi się, żeby trener Probierz nastawiony był tylko i wyłącznie na kontratak.
Tam dokładnie chodziło o szybki atak.
Szybki atak jest bardzo skuteczną bronią, dużo naszych zespołów bazuje na szybkim ataku. Wszystkie reprezentacje młodzieżowe stosują to rozwiązanie. Moja reprezentacja U-21 z 15 bramek strzeliła 14 z kontrataku. Tylko jedna padła po stałym fragmencie gry, rzucie karnym. Kontratak jest w naszej krwi, gramy bardzo dobrze z kontrataku.
Mówi się, że jest to typowe dla Polski, że w tym Polacy się najlepiej czują.
Byłem niedawno na konferencji w Niemczech, gdzie szkolono nas niemieckiej filozofii. Przebywający z nami trener powiedział, zresztą Klopp w Dortmundzie to potwierdził, że Barcelonę kojarzymy jako zespół strzelający bramki po ataku pozycyjnym. ‘Tiki-Taka’. Lecz okazuje się, że bardzo wiele bramek Barcelony pada właśnie po kontrataku. Po odbiorze piłki na połowie przeciwnika następuje szybkie rozegranie. Niekoniecznie po wymianie 30-40 podań. Nie jest to na pewno broń słabych, ale jest to z pewnością najłatwiejszy i najbezpieczniejszy środek na zdobycie bramki. Kontrując, bardzo rzadko nadziewamy się na kontrę przeciwnika. ‘Counter the counter-attack’, jak to nazywa Arsene Wegner. W kontrataku dążymy za wszelką cenę do zakończenia akcji strzałem, co jest najważniejszym założeniem współczesnego kontrataku. W ten sposób nigdy nie nadziejemy się na kontrę przeciwnika. Poza tym w Polsce atakuje się nie więcej niż trzema-czterema zawodnikami. Górnik Zabrze atakuje pięcioma-sześcioma, ale z reguły atakuje się czterema zawodnikami. Sześciu zostaje zawsze pod piłką, więc jest to zawsze dobre zabezpieczenie, które jest w stanie powstrzymać każdy atak przeciwnika. Jeśli chodzi o Michała Probierza, to może on chce doskonalić ten element, bo widzi w tym duże możliwości. Jest arcyszybki Melikson, jest bardzo dobry technicznie Iliev, jest tam dużo zawodników, który potrafią świetnie grać jeden na jeden i są szybcy, więc może tu widzi swoje siły, ale nie zgodzę się z tym, że Wisła Michała Probierza nie będzie grała atakiem pozycyjnym, bo chce grać z kontry. Trener Probierz lubi grać piłką, sam był środkowym pomocnikiem i lubi grać piłką, wiec atak pozycyjny na pewno go nie przeraża.
Przejdźmy do tematu reprezentacji. Ostatni miała miejsce dyskusja na temat gry jednym bądź dwoma napastnikami. Oczywiście jest to zależne od dostępnych zawodników, ale gdyby miał Pan podjąć decyzję i wybrać optymalną dwójkę, jak by to wyglądało?
Problem z reprezentacją polega na tym, że my nie mamy „dziesiątki”. W młodzieżowej reprezentacji jedynym takim zawodnikiem jest Mateusz Klich. Jest on naturalną „dziesiątką”, bardzo dobrze czuje się w tej roli, gra podobnie do Mirosława Szymkowiaka. Jest to zawodnik, który decydował o grze u nas w „młodzieżówce”. Wszyscy zawodnicy, niezależnie od osobistych sympatii, zgadzali się z tym. To jest zawodnik, który potrafił utrzymać się przy piłce oraz rozegrać ją na połowie przeciwnika. Potrafi to również Sebastian Mila, który jest niejako reliktem naszej „dziesiątki”, gdyż nie mamy już od dawna takich zawodników. Mamy dużo „dziewiątek”, wysuniętych napastników, jak Lewandowski czy Piech, który jest niski, ale też lubi grać jako „dziewiątka”. Jest również wschodząca gwiazda w osobie Teodorczyka, który też może występować w takiej roli. Jest Artur Sobiech, który też gra na takiej pozycji. Mamy wielu wysuniętych napastników, tylko problemem jest brak zawodników typu ‘middle-to-front man’, czyli kogoś grającego na pozycji cofniętego napastnika albo ofensywnego pomocnika. Są to dwa różne typy zawodników, ale u nas brakuje i jednego, i drugiego. Trener Fornalik, z którym pracowałem w Widzewie, lubi grać dwójką napastników, ale tutaj ma pewien problem. Spróbował rozwiązania z Sobiechem, ale jemu kompletnie nie leży taka gra. Ten zawodnik jest w szczycie formy, gra bardzo dobrze, ale nie jest to jego pozycja. On często będzie schodził, lecz nie jest to zawodnik, który lubi stamtąd rozgrywać. Sobiech najlepiej czuje się w polu karnym, który lubi dostawać piłkę. Mieliśmy w ten sposób grać z Rosją i Arturowi się ta filozofia spodobała, oglądałem jego mecze w Hannoverze i wiem, jak on lubi grać. Jest jak Lewandowski. Jego problem polega na tym, że „dziewiątka” może być tylko jedna we współczesnej piłce.
Chciałbym pochwalić Pana książkę, która jest wyróżniającą się pozycją nawet na tle zagranicznych materiałów. Podobała mi się ilość zawartych ćwiczeń, mam zamiar sam je wykorzystać. Jakie są Pana kolejne plany wydawnicze?
Odnośnie uwag z recenzji, chciałem zaznaczyć, że my specjalnie skupiliśmy się na Ekstraklasie. Dlatego, że razem z Krzysztofem należymy do grupy miłośników naszej ligi. To jest nasze, i może to jest słabe, ale ciągle nasze. Łatwo jest mówić o Barcelonie, Manchesterze, czy Arsenalu. Problem w tym, że o tym piszą wszyscy. Książek o Barcelonie, czy Manchesterze jest dwadzieścia. Pisząc o polskich zawodnikach i dla polskich trenerów, nie ma co pisać o rozgrywaniu ataku pozycyjnego według Barcelony, bo nie jesteśmy w stanie tego zrobić. Musimy najpierw wychować takich zawodników. Ale na tą chwilę, nie miałoby to żadnego przełożenia.
Odnośnie planów wydawniczych, ludzie mówią, że kupiliśmy z zysków niewiadomo jakie samochody, ale tak jak wspomniałem w epilogu, proszę spróbować wydać książkę samemu. Przekonać się, jaka to jest droga przez mękę. Jednym z powodów dla których to robię, to dlatego, że liczy mi się to do dorobku naukowego na uczelni. Gdyby nie to, najprawdopodobniej nie pisalibyśmy w ogóle. Planujemy jeszcze książkę, jest ona już właściwie gotowa. Będzie to prawdopodobnie nasze pożegnanie z rynkiem wydawniczym. Jest to książka o stałych fragmentach gry. Mamy pozbierane różne schematy rzutów wolnych rożnych czy wrzutów z autu w obronie i w ataku. Mamy jeszcze propozycję książki o futsalu, bo nie ma w Polsce nic na ten temat. Było by to bardziej w kontekście piłki halowej w szkole. Uważamy, że podstawą nauczania dzieci piłki nożnej, musi być piłka halowa. Tak jak uczą np. w Brazylii, gdzie wszystko zaczyna się od piłki nożnej halowej. Tak samo jak podstawą do nauczania taktyki, asekuracji i ustawiania, jest gra w diamencie. Tym bardziej, że wytyczne PZPN będą prowadzić do gry drużyn pięcioosobowych i siedmioosobowych w futbolu dzieci.
Najnowsze komentarze