Mimo tego, co mogłyby sugerować wyniki polskich drużyn na arenie międzynarodowej, poprzednia runda przyniosła w Ekstraklasie nieco normalności. Z ligi ubyło nieco wynalazków zainstalowanych na stanowiskach pierwszych trenerów, a sami szkoleniowcy zaczęli być obdarzani większym zaufaniem za wykonywaną pracę. Efekt? W kolejnej odsłonie naszego rankingu aż sześciu z nich utrzymało swoje pozycje w czołowej dziesiątce.
10. (ex-aequo) Sa Pinto (poprzednio nienotowany)
Podnoszenie Legii z kryzysu jest sprawą dość prostą i póki co udawało się właściwie każdemu szkoleniowcowi. Także i Sa Pinto. Styl Legii po przejęciu zespołu przez Portugalczyka ciężko nazwać porywającym, na pewno jednak był w stanie zwiększyć intensywność gry zespołu. Warszawianie za jego kadencji dużo pracowiciej przesuwali się za piłką, agresywniej walczyli o jej odzyskanie. Na rodzime warunki to wystarczało, bo choć z kreowaniem sytuacji Legia nadal miała sporo problemów, zdobycz punktowa Sa Pinto musi budzić szacunek. Pozostaje pytanie, czy jego metody okażą się bardziej trwałe, niż te stosowane przez jego poprzedników.
10. (ex-aequo) Zbigniew Smółka (poprzednio nienotowany)
Przykład trenera, który Ekstraklasy musiał się uczyć. Początkowo kładł duży nacisk na „grę piłką”, niestety, traktując ją nieco jako cel sam w sobie, a nie środek do celu. Efektem było wysokie posiadanie piłki, przeciętne wyniki i traktowanie z góry rywali mniej przebierających w środkach, za to mogących pochwalić się wynikiem. Z biegiem jednak czasu gra Arki zmieniła się na plus. Dalej gdynianie zwykle dominowali w posiadaniu piłki, jednakże byli w stanie częściej przekładać to na stwarzane sytuacje. Tempo rozgrywania akcji wzrosło, zaś z silniejszymi rywalami Smółka stawiał na nieco bardziej pragmatyczne podejście, przez co posiadanie piłki wreszcie spadało poniżej 50 procent. O dziwo, taki styl gry również potrafił zadziałać.
9. Marcin Brosz (spadek z 1.)
Czy Marcin Brosz, po zeszłym sezonie wszem i wobec uznawany za czołówkę polskiej trenerki, nagle zapomniał, w jaki sposób wykonuje się jego pracę? Otóż nie do końca. Jednakże bez stanowiących często o sile Górnika Kądziora i Kurzawy, szkoleniowcowi przyszło przestawić się na zupełnie inny styl gry. Zabrzanie na boisku często wyglądali lepiej, niż wskazywał na to wynik, tracąc gole po łatwych do uniknięcia błędach. Przy tym, kiedy przychodziło do taktycznego wykorzystania stylu gry przeciwnika, Górnik odnosił przekonujące zwycięstwa (vide Wisła Płock i Zagłębie Lubin). Problem jakości jednak pozostaje, wydaje się że z takim potencjałem Górnika trudno byłoby osiągnąć wyraźnie lepsze wyniki.

8. Dominik Nowak (poprzednio nienotowany)
Trener Miedzi Legnica stworzył elastyczny zespół, odnajdujący się całkiem sprawnie w ataku pozycyjnym, jak i w grze z kontry. Bardziej widowiskową grę beniaminek Ekstraklasy zawdzięczał przede wszystkim indywidualnościom, jednak kiedy przychodziło do sumiennej pracy przy wyprowadzaniu ataku pozycyjnego lub przesuwania się względem piłki, Nowak był w stanie wprowadzić widoczne automatyzmy. Przetrwał ogromny kryzys w środku rundy dzięki pragmatycznemu podejściu. Gdy defensywa spisywała się grubo poniżej oczekiwań, położył na nią ogromny nacisk, dzięki czemu w 5 ostatnich meczach Miedź straciła ledwie jednego gola. A że dwa ostatnie starcia to mało widowiskowe 0-0? Cóż, liczba punktów się zgadza.
7. Michał Probierz (bez zmian)
Na swoją zgubę na starcie ligi ogłosił, że jego zespół gra o mistrzostwo. Rzeczywistość szybko zweryfikowała niezbyt mocny zespół, będący w ciągłej przebudowie. Słaby początek sprawił, że zaczęto wątpić, czy trener Probierz dotrwa do końca rundy na stanowisku. Ów jednak nie zrażał się niepowodzeniami, wykonywał swoją pracę, a zespół stawał się coraz bardziej poukładany. Mimo porażek widać było, że ten zespół prędzej czy później zaskoczy, co ostatecznie nastąpiło. Kiedy już nastąpiło, Michał Probierz mógł żałować, że runda już się kończy. Cztery kolejne zwycięstwa zbliżyły Cracovię do grupy mistrzowskiej. Jeśli uda się krakowianom utrzymać tempo z jesieni, z pewnością tam trafi. Tyle tylko, że jak to zwykle bywa na start rundy, ich dyspozycja to wielka niewiadoma.
6. Ireneusz Mamrot (spadek z 2.)
Choć początek rundy wskazywał na to, że Jagiellonia kolejny raz będzie walczyć o mistrzostwo, druga jej część przebiegała już katastrofalnie. Z Zagłębiem i Śląskiem podopieczni Mamrota zostali brutalnie wypunktowani, mając ogromne problemy z przechodzeniem z obrony do ataku. Zaskakująco łatwo było zagrać piłkę pomiędzy linie białostoczan, a stąd już tylko krok do wykorzystania mało stabilnej gry w defensywie. Choć samo wyprowadzanie piłki przez zespół Mamrota było sprawne i stosunkowo łatwo jego piłkarze docierali blisko pola karnego rywala, kulało zarówno wykończenie, jak i zagranie ostatniego podania. Często próby takich zagrań kończyły się stratami, na które drużyna nie była w stanie zareagować odpowiednią grą w defensywie. Przed trenerem Mamrotem rysuje się teraz opcja modyfikacji stylu jego drużyny, wspartego ofensywnym i skutecznym w kontrach zaciągiem z krakowskiej Wisły.
5. Waldemar Fornalik (bez zmian)
Zespoły Waldemara Fornalika nieustannie jawią się jako pierwszy kandydat do transmitowania ich meczów w piątki o 18. Gra gliwiczan jest konsekwentna, pozbawiona fajerwerków, ale przy tym bardzo skuteczna. Były szkoleniowiec narodowej kadry do perfekcji opanował uczenie zespołu przesuwania się względem piłki, przez co rywalom bardzo trudno znaleźć przestrzeń do zagrania między linie. Defensywa jest priorytetem, akcje zaczepne są konstruowane dopiero w sytuacji, kiedy zapewnione jest należyte zabezpieczenie własnej bramki. Jeszcze bardziej defensywne było nastawienie w sytuacji, kiedy udało się wyjść na prowadzenie. Efekt? Mało goli strzelonych, mało straconych, ale liczba punktów powyżej oczekiwań.
4. Maciej Stolarczyk (poprzednio nienotowany)
Przed startem rundy wielka niewiadoma. Nawet on sam, pytany jaki styl będzie prezentować jego Wisła, pozostawał nader enigmatyczny. Z biegiem jesieni okazywało się jednak, że Wisła to jedna z najbardziej charakterystycznie grających zespołów w lidze. Krakowianie potrafili spokojnie rozgrywać akcje od własnej bramki, jednak pełnię możliwości pokazywali gdy przyspieszali atak na połowie rywala, a zwłaszcza przy szybkim przejściu z obrony do ataku. Dużą niesprawiedliwością byłoby nazywać podopiecznych Stolarczyka ekipą bazującą na kontratakach, bo i odrabianie strat nie było Wiślakom obce. Przed Stolarczykiem jednak bardzo trudne wyzwanie, gdyż z Wisły odeszli zawodnicy, od których wiele w tym stylu gry zależało.
3. Gino Lettieri (awans z 5.)
Choć w końcówce rundy Koronę złapała lekka zadyszka, ostatecznie osiągnięta przez kielczan pozycja pozostaje dużym zaskoczeniem. Zespół kolejny raz znalazł się w sporej przebudowie, będąc pełnym zawodników, na których, delikatnie mówiąc, większość klubów Ekstraklasy nie spojrzałaby łaskawym okiem. Gino Lettieri po raz kolejny był jednak z stanie stworzyć sprawnie działający kolektyw, umiejętnie przesuwający się za piłką, wzajemnie asekurujący i agresywnie szukający odbiorów. Dobrze wygląda też tempo wyprowadzania akcji. Gracze Korony atakują szybko, nie boją się ryzyka, a kiedy osiągną satysfakcjonujący wynik, są w stanie skutecznie zablokować poczynania rywali.
2. Kosta Runjaić (awans z 4.)
Od samego początku pracy Runjaicia jego drużyna ma charakterystyczny styl. Nie boi się wyprowadzania piłki spod własnej bramki, godny podziwu jest ruch zawodników bez piłki i stwarzanie przez nich opcji podania. Widać też, że ten styl ewoluuje. O ile na początku pracy Runjaicia zdarzała się gra podaniami dla samej sztuki, z problemami z przedzieraniem się pod pole karne rywala, tak z biegiem czasu zdobywanie terenu przez Portowców staję się coraz sprawniejsze. Co istotne, na tle poprzednich rozgrywek, w tym sezonie ekipa Runjaicia nie musiała się bardzo długo rozkręcać, a zastosowane przez niego mechanizmy niemal od początku zaczęły przynosić punkty.
1. Piotr Stokowiec (poprzednio nienotowany)
Po dobrze wykonanej, choć chyba nie do końca docenionej pracy w Lubinie, buduje swój projekt na nowo w Gdańsku. Jak na polskie warunki trener dość nietypowy, możliwe dużo delegujący na swoich współpracowników, samemu będący przede wszystkim koordynatorem działań sztabu. Styl gry Lechii pod pewnymi względami przypomina ten znany z Zagłębia. Gdańszczanie nie kwapią się z przejmowaniem inicjatywy, wyjście na prowadzenie wyraźnie usposabia ich na kontry. Kiedy jednak trzeba skonstruować ataki pozycyjne, mimo pewnych niedostatków, duża swoboda taktyczna, jaką otrzymują skrzydłowi, pozwala im na tworzenie przewagi akcjami indywidualnymi. Pressing ekipy Stokowca jest z kolei mniej intensywny niż w czasach Zagłębia, jednak znacznie bardziej wyrachowany, często ograniczony do środkowej strefy boiska i przez to skuteczniejszy,
Najnowsze komentarze