Premiership: Tottenham 2-4 Chelsea

Chelsea odniosła kolejne zwycięstwo i umocniła się na czele tabeli Premier League.


Skład Chelsea był bez niespodzianek. Ponownie zagrała ofensywna trójka Mata-Oscar-Hazard. Di Matteo nie mógł skorzystać z kontuzjowanych Lamparda i Bertranda. Terry jest zawieszony.

Małe problemy kadrowe miał natomiast Andre Villas-Boas. Niedostępni byli ani Bale, ani Dembele. Ponadto kontuzjowany jest Scott Parker. W środku obrony wystąpił Steven Caulker, więc Vertonghen powędrował na lewą stronę. Na lewym skrzydle zaczął Dempsey, a za plecami Defoe Sigurdsson. Adebayor usiadł na ławce. Obie drużyny zastosowały 4-2-3-1.

Bezbarwna pierwsza połowa zakończyła się jednobramkowym prowadzeniem Chelsea, która kontrolowała boiskowe wydarzenia. Krótko po przerwie Tottenham odrobił straty i wyszedł na prowadzenie, a Chelsea w odstępie kilku minut odpowiedziała dwoma golami, w samej końcówce dorzucając czwartego. Chaotyczny mecz toczył się w szybkim tempie i niewiele było w nim taktyki.

Tottenham

Gospodarze nie potrafili przeszkodzić Chelsea w swobodnym operowaniu piłką w strefie środkowej. Nie było jasne jakie zadania defensywne mieli Defoe i grający za nim początkowo Sigurdsson – ani nie naciskali obrońców Chelsea, a nie kryli defensywnych pomocników, przez co ci dość łatwo mogli odbierać piłkę od swoich defensorów. Próby pressing ze strony drużyny były nieskoordynowane, efektem czego piłkarze Tottenhamu biegali za piłką zamiast zawężać pole gry.

Formacja Tottenhamu nie była kompaktowa. Piłkarze Kogutów byli porozrzucani po całym boisku, zostawiając dużo miejsca w wielu sektorach boiska, w tym w środku. W ten sposób ścinający do Mata i Hazard zawsze mieli czas na rozegranie piłki. Luki między obroną a pomocą Tottenhamu często wykorzystywał wchodzący w drugie tempo Ramires. Chociaż Sandro rozegrał przyzwoite zawody, notując 6 odbiorów i 4 przechwyty, samodzielnie zwyczajnie nie był w stanie poradzić sobie z penetrującymi środek zawodnikami Chelsea, ponieważ miał za dużo terenu do pokrycia. Partnerujący mu w pomocy Huddlestone miał zupełnie inne zadania, a w obronie statystował.

To właśnie Huddlestone był kolejnym problemem Tottenhamu. Anglik miał odpowiadać za organizację gry. Nie potrafił uporządkować ataków swojej drużyny i bardzo rzucał się w oczy brak Scotta Parkera (o sprzedanym do Realu Modricu nie wspominając). Wyżej, Dempsey, który po kilkunastu minutach zamienił się z Sigurdssonem pozycjami, nie potrafił połączyć pomocy z atakiem, chociaż niekiedy Ramires i Mikel zostawiali mu między liniami bardzo dużo miejsca. Gra bez piłki Amerykanina była zła, a jeżeli już pokazał się na pozycji i otrzymał od kolegów piłkę, to natychmiast ją tracił. Defoe jako osamotniony napastnik nie mógł powalczyć z dużo od niego lepszymi pod względem fizycznym obrońcami Chelsea i, podobnie jak Dempsey, rzadko kiedy potrafił swoim ruchem poprzestawiać obrońców gospodarzy.

Chelsea

Piłkarze Di Matteo od początku wyglądali lepiej niż ich przeciwnicy. Byli lepiej zorganizowani, co świetnie pokazywała ich gra bez piłki: Tottenham próbował grać pressingiem, a Chelsea, po stracie, szybko wracała na własną połowę i formowała wąskie 4-2-3-1, w którym praktycznie wszyscy (za wyjątkiem Torresa) piłkarze znajdowali się za linią piłki. To paraliżowało grę Tottenhamu, który nie miał żadnego organizatora gry. Głęboko ustawiona defensywa uniemożliwiała rozpędzenie się Lennonowi.

Chelsea kontrolowała przebieg wydarzeń, jednak pierwszego gola (i to pięknego!) zdobyła po rzucie rożnym. Trójka Hazard-Oscar-Mata działała płynnie, wymieniając się pozycjami i podaniami, a w kreacji gry pomagał schodzący do prawego skrzydła Torres, ale brakowało czystych sytuacji bramkowych. Zagrożenie stwarzały tylko strzały z dystansu.

Druga połowa

Na drugą odsłonę obie drużyny wyszły bez zmian personalnych. Od razu widoczna była jednak zmiana nastawieniu Tottenhamu. Piłkarze Villas-Boasa podeszli wyżej. Vertonghen, który wcześniej dośrodkowywał tylko z głębi pola i grał zachowawczo, teraz atakował bardziej bezpośrednio, często dorzucając piłkę czy łamiąc do prawej nogi w poszukiwaniu strzału. W pewnym sensie zapowiedzią takiej gry była rola Belga przy wyrównującym golu, kiedy agresywnie wszedł na długi słupek i zdołał zgrać piłkę do Gallasa.

Warto dodać, że grający na lewej do spółki z Vertonghenem Sigurdsson również miał dużo swobody do dośrodkowań co odzwierciedlają statystyki – właśnie ci dwaj piłkarze najwięcej razy wrzucali piłkę w pole karne (spośród graczy Kogutów). Na pewno „udział” w tym mógł mieć Eden Hazard, który zmienił się w trakcie meczu stronami z Matą, a nie za dobrze czuje się w grze obronnej. W ten sposób Spurs mogli stworzyć na lewej stronie sytuację 2v1, tak jak wcześniej zrobił to Arsenal.

Z drugiej strony Lennon również zaczął grać bardziej odważnie i to on miał udział przy drugiej bramce. Sytuacja rozwiązała się dość szczęśliwie dla Spurs, ponieważ piłka zwyczajnie zeszła Lennonowi przy strzale, trafiła prosto pod nogi operującego na krótki słupku Defoe, który wyprowadził Tottenham na prowadzenie.

Presja Tottenhamu nie słabła i to oni przez kolejne 10 minut byli drużyną lepszą. Wyrównujący gol Maty ponownie zmienił oblicze meczu i wkroczyliśmy tym samym do ostatniej fazy spotkania.

Zmiany

Po golu Maty Villas-Boas natychmiast zdecydował się na pierwszą zmianę. Livermore pojawił się w miejsce Huddlestone’a i intencje były jasne: utrzymać się przy piłce możliwie jak najdłużej. Żaden z tej dwójki nie wykonywał swojej roli dobrze – obaj zawodnicy mieli 81 procent celności podań. Nie jest to wynik zły, ale dla piłkarzy, których zadaniem jest porządkowanie gry jest to wartość relatywnie niska. Kilka minut później, już po drugim golu Maty, na boisko wszedł Adebayor. Zajął miejsce na szpicy, a Defoe był do niego podwieszony.

Tak późne zmiany personalne pokazują do jakiego stopnia teamtalk Villas-Boasa w przerwie dotyczył sfery mentalnej. Tottenham nie zaczął grać drastycznie inaczej, nie zainstalował innych schematów ataku. Po prostu wszyscy uświadomili sobie swoje role i zaczęli je wykonywać.

Po szalonych pierwszych 20 minutach drugiej połowy piłkarze Tottenhamu byli zmęczeni, dlatego wpuszczenie Adebayora mogło mieć sens – piłkarz zdolny powalczyć w powietrzu, o dobrych warunkach fizycznych. W ten sposób coraz słabszy Tottenham mógł posyłać na niego górne piłki. Z drugiej strony po okresie dominacji Tottenham znowu zaczął przypominać drużynę z pierwszej połowy, w której kulała organizacja gry czy to z piłką czy bez niej. Doskonale pokazuje to drugi gol Maty. Ogrom miejsca dla Chelsea, piłkarze Kogutów rozrzuceni po boisku, spokój, dokładność, błysk geniuszu i gol.

Di Matteo zrobił zmiany w samej końcówce. Najpierw Sturridge wszedł za Oscara, a już w doliczonych czasie gry Lampard zastąpił Hazarda.

Podsumowanie

Pewne zwycięstwo Chelsea. Di Matteo miał plan na mecz, a piłkarze potrafili go zrealizować. Inna sprawa, że Tottenham w gruncie rzeczy za bardzo im tego nie utrudniał. Kibiców Chelsea może cieszyć, że z meczu na mecz tercet Mata-Oscar-Hazard zaczyna klikać i jest dla przeciwników coraz groźniejszy, aczkolwiek przy takiej ilości miejsca, jakie zostawiał Tottenham, ciężko byłoby gdyby piłkarze tej klasy nie potrafili go wykorzystać. Widać ponadto, że Hazard ma małe załamanie formy, więc pierwsze skrzypce zaczął grać Mata, który na początku kampanii odczuwał jeszcze zmęczenie z poprzedniego sezonu.

Chelsea grała swoją grę i nie do końca było jasne, w jaki sposób Tottenham zamierzał im przeszkodzić.

Śledź autora na twitterze! @bartoszgazda

Bartosz Gazda
Największe odkrycie scoutingowe Ojca Założyciela. Wypatrzony na swoim malutkim blogu traktującym o taktyce w Serie A, dziś pisze o piłce na krotkapilka.pl i olemagazyn.pl.

Reklama