Komu należy się prezent, a komu rózga w postaci podręcznika o taktyce piłkarskiej autorstwa
Jerzego Talagi w ostatniej przedświątecznej kolejce
Premier League? Mamy dla Was aż pięć analiz tego co zdarzyło się w najwyższej lidze w Anglii w meczach, które odbyły się w środku tego tygodnia. Zapraszamy do lektury i analizy tablic stworzonych za pomocą prostej aplikacji
Chalkboards udostępnianej na stronach
Guardiana.
Zaczynamy od Andy’ego Johnsona z Fulham, który, podobnie jak cały zespół, musi być mocno rozczarowany tym jak ułożyło się ich środowe spotkanie z Manchesterem United. Już do przerwy było 3-0 dla gości z Old Trafford, a po meczu trener gospodarzy, Martin Jol powiedział, że jego podopieczni zdecydowanie ułatwili zadanie swoim rywalom. Także pod bramką Czerwonych Diabłów.
United, mimo zdobycia pięciu bramek, oddali tylko trzy strzały więcej niż swoi rywale w meczu na Craven Cottage (18 do 15). Warto jednak podkreślić, że wszystkie uderzenia gospodarze oddali w drugiej połowie spotkania, gdy już Czerwone Diabły były mocno rozluźnione. Najbardziej aktywny był Andy Johnson, który sam oddał aż jedną trzecią uderzeń – jak widać na grafice, cztery z nich były z dobrych pozycji w polu karnym. Nie miał jednak porządnie nastawionego celownika, a na dodatek jeszcze kompletnie nie radził sobie w pojedynkach jeden na jeden. W ataku przegrał we wszystkich czterech próbach…

Przenosimy się na Villa Park, gdzie w dramatycznych okolicznościach i po bardzo trudnym meczu Arsenal pokonał Aston Villę 2-1. Świetny i emocjonujący mecz trochę zepsuła czerwona kartka Alana Huttona, ale my spojrzymy na dryblingi Kanonierów. Drużyna Arsene Wengera, z racji wspaniałej w 2011 roku formy Robina van Persiego, nazywana jest złośliwie „One-man Team”. Nic bardziej mylnego. Nie jednoosobowa, ale… jednostronna jest ekipa Francuza.
Widzimy na grafice dryblingi udane i nieudane piłkarzy Arsenalu. Te, które piłkarze Kanonierów wygrali (konkretnie: van Persie, Rosicky, Walcott i Gervinho – 12 na całym boisku) skupiają się na prawej flance w proporcji 64-36, gdy przegrane (16) już tylko 55-45. To nie jest jakaś rewelacja, lecz raczej potwierdzenie trendu w grze Arsenalu – brak klasycznego lewoskrzydłowego pomocnika jest dla nich bolesny, lecz także dzięki dobrej formie Walcotta w tym sezonie, Wenger i jego piłkarze preferują właśnie prawą stronę boiska. (Błędy rachunkowe przydarzyły się aplikacji Chalkboard, starałem się mimo wszystko oddać te proporcje właściwie.)

Czy prawdą jest, że to Stoke City jest ekipą grającą Kick & Rush w najbardziej klasycznym wydaniu w angielskiej Premier League? Trudno to osądzić, zwłaszcza, że mają godnych rywali w zespole Newcastle, który zresztą w tym sezonie radzi sobie dzięki takiej taktyce lepiej. Na grafice widzimy procentowy rozkład pojedynków główkowych wygranych Srok w meczu z WBA, a także grafikę podań stopera Newcastle, Fabricio Colocciniego. Czemu akurat jego? Zwróćcie uwagę na jego długie podania posłane do napastników (głównie Leona Besta i Ameobiego, nie Demby Ba!), choć równie dużo pochodzi choćby Danny’ego Simpsona. Jednak to jego kolega z bloku obrony ma lepszą statystykę – z pięciu takich długich zagrań, aż cztery były celne. Trudno powiedzieć czemu akurat ten sektor, ale jeśli było takie założenie, to Newcastle udało się je zrealizować – na tym właśnie wyróżnionym polu Sroki wygrały 8 pojedynków, przegrywając zaledwie 2. Mecz jednak przegrali…

Krótko o meczu Blackburn Rovers 1-2 Bolton Wanderers. W kilku raportach czytałem/słyszałem, że był to typowy pojedynek, który został wygrany przez gości w środku pola. Nic bardziej mylnego. Jak widać na grafice pojedynków obu drużyn, zaledwie 14 i 13 procent wszystkich starć Rovers i Wanderers zostało podjętych w okolicach środka boiska. To zdecydowanie za mało, by powiedzieć, że mecz ten właśnie w tych rejonach się rozstrzygnął – to tylko pokazuje, jak często w doniesieniach prasowych królują tego rodzaju określenia, nie mające wiele wspólnego z prawdą…

Na koniec Manchester City i podania Yaya Toure – najlepszego w ostatnim czasie zawodnika drużyny Manciniego i nie ma w tym żadnego przypadku, choć pewnie wielu się zdziwi. To właśnie świeżo upieczony najlepszy piłkarz Afryki 2011 roku powinien wreszcie dostać odpowiednią ilość pochwał. W meczu ze Stoke City asystował przy jednej bramce, gdy pozostałe dwie sprokurował agresywnymi odbiorami przy próbach wyprowadzenia piłki rywali. Poza tym, że wygrał swoje wszystkie pojedynki w środę, Yaya Toure nadaje płynności grze City, czegoś co daje im spory sukces w tym sezonie – 924 podania wymienione w meczu ze Stoke to prawdopodobnie najwięcej w historii Premier League, a na pewno od sezonu 03/04, gdy oficjalne statystyki są prowadzone. Imponujące? Yaya Toure wykonał aż 157 dokładnych podań w tym meczu, tracąc piłkę zaledwie 11 razy – 93% skuteczność to więcej niż średnia całego zespołu, która trzyma się na poziomie 86,2% i jest trzecim najlepszym wynikiem w najsilniejszych ligach Europy (za Bayernem i Barceloną).
Najnowsze komentarze