Polska – Ukraina 1-3: lagą muru nie przebijesz


Wypowiedzi szefa banku informacji przed tym meczem nie napawały szczególnym optymizmem. Można było przeczytać w „Przeglądzie Sportowym”, że skrzydłowi Ukrainy posiadają umiejętność gry jeden na jeden i potrafią dokładnie dośrodkować w pełnym biegu. Jak wykazywaliśmy wcześniej – nie o to w ich grze chodzi. Podobno nie tracą też goli po stałych fragmentach gry, co również obaliliśmy. Najgorsze jednak, że te błędy bezlitośnie obnażył mecz.

Ukraina ma jedną mocną stronę  Są to zejścia skrzydłowych do środka. Ponieważ grają oni jako inverted wingers, mają po takim ruchu piłkę na swojej mocniejszej nodze gotową do strzału. Kluczowe więc jest blokowanie ich jak najbliżej bocznej linii. Polakom wystarczyło kilka minut jednak, żeby dać się na to nabrać dwa razy i stracić dwa gole.


O tym, że Polacy są zespołem, przynajmniej w teorii lepszym, pokazały kolejne momenty. Zrobili to, co trzeba było robić od początku. Intensywny pressing w środkowej części boiska nie dawał rywalom szansy na rozpoczęcie ich szybkich akcji, piłki były przejmowane w środku, a wysoko grający skrajni obrońcy nie dawali miejsca na rozpędzenie się zawodnikom rywala.

Dodatkowo w tych fragmentach całkiem nieźle operowaliśmy piłką. Duża ruchliwość zawodników bez piłki pozwalała na grę na jeden kontakt, zaś Polacy dzięki temu mogli cieszyć się odrobiną wolnego miejsca. Spóźniona w wielu momentach defensywa Ukrainy była zmuszona do fauli, także w sektorach bezpośredniego zagrożenia. Choć zdaniem szefa banku informacji polskiej kadry Ukraińcy od 3 lat nie tracą goli po stałych fragmentach gry (przypadkiem znaleźliśmy dwa w półtora roku), to w tym meczu podtrzymanie tej domniemanej passy zawdzięczali tylko i wyłącznie temu, że Polacy w dogodnych sytuacjach strzelali wprost w Pjatowa.

Lepiej wyglądało rozprowadzanie akcji. Podobać się przede wszystkim mogła wymienność pozycji w środku boiska. W momencie zejścia któregoś z zawodników do skrzydła  w jego miejsce wskakiwał inny. Tak właśnie padł gol dla Polski, gdzie obieg do wewnątrz wykonał Piszczek. Było to jednak widoczne w kilku innych momentach, kiedy z dala od nominalnej pozycji znajdowali się Rybus i Majewski.

Ukraińcy jednak połapali się w tym dość szybko. Błaszczykowski był intensywnie zamykany przy bocznej linii. Często od środka pola oddzielało go trzech zawodników, natomiast rywalom nie za specjalnie spieszyło się, aby pójść mu, cytując klasyka, w sukurs. W pewnym momencie, po okresie dobrej gry, Ukraińcy dostosowali się do gry Polaków i pozbawili nas głównego źródła zagrożenia.

Nam się to jednak nie udało. Trzeci gol to sytuacja zbliżona do dwóch pierwszych. Z tą jednak różnicą, że obyło się tym razem bez strzału po złamaniu akcji przez skrzydłowego. Przy ogólnej bierności defensywy prostopadłe podanie w pole karne i szybkie odegranie przekreśliły marzenia Polaków na dobry wynik.

W drugiej części spotkania Ukraińcy skupili się na obronie korzystnego rezultatu. Zaczęli bronić się głęboko, formując trudne do sforsowania zasieki. Na boisku pojawił się Tymoszczuk, ciągle klasa europejska pod kątem uspokajania i czytania gry, destrukcji i właściwego ustawiania się na boisku. To wystarczyło, żeby sparaliżować akcje środkiem. Na skrzydłach wiele się nie zmieniło – nadal zamykanie zawodników nie pozwalało nawet na zbyt wiele wrzutek w pole karne.

Zaskakiwała bierność skrajnych obrońców, którym nie spieszyło się do zbyt wielu biegów głęboko w połowę rywala, podczas kiedy przy tak zmasowanej defensywie było to koniecznością. Został więc jeden sposób – długie piłki. Tu jednak problem jest inny – nawet jeśli Lewandowski tę długą piłkę przyjmie gdzieś w okolicy pola karnego – nikt do niego nie zbiega, żeby tę piłkę otrzymać. Z kolei, gdy otrzyma ją głębiej – nikt nie nabiega na pozycję napastnika, aby miał on ją komu zagrać szybko do przodu. Inna rzecz, że przy tym zagęszczeniu tyłów i takiej przewadze liczebnej gra na „lagę” mogła przynieść skutki tylko przy błędach Ukraińców. Ci jednak się do nich nie kwapili.

Co zostało przy tym stylu gry? Prawdopodobnie tylko wzmocnienie środka dodatkowym graczem i próba przeładowania stref zawodnikami, aby stworzyć przewagę liczebną. Postawiono jednak na wzmocnienie strategii lagi. 185 cm Tedorczyka okazało się jednak niewystarczające. Konsekwentna i szczelna defensywa Ukraińców skutecznie wybijała wszystkie piłki. Gościom nie spieszyło się nawet do kontr, spokojnie pozwalali Polakom konstruować kolejne marne próby ataku aż do wyczerpania się czasu gry.

Zdaniem trenera Fornalika o porażce zdecydowało pierwszych 6 minut. te 6 minut było jednak efektem wcześniejszych zaniedbań i niezwrócenia uwagi rywala na ich najmocniejszą stronę. Po okresie lepszej gry Ukraińcy zniwelowali naszą mocną stronę, po czym samemu wykorzystali swoją raz jeszcze. Nowego pomysłu na grę Polacy już nie wymyślili, lagą muru nie przebijając, przećwiczywszy przynajmniej taktykę na San Marino.

Andrzej Gomołysek
Z jego frustracji, że nikt w tym kraju nie potrafi napisać kilku merytorycznych zdań o piłce, zrodziła się strona, którą czytasz. Tak długo jak dziennikarzył, nienawidzili go trenerzy i piłkarze, tak długo jak dziennikarzył, nienawidził siebie, że musi zadawać banalne pytania, żeby usłyszeć banalne odpowiedzi. Po przejściu na drugą stronę barykady scoutował dla klubów w połowie krajów Europy. Jeśli przypadkiem miałeś okazję w jakimś pracować, możliwe, że rozpracowywał Ci przeciwnika.

Reklama