Polska- Finlandia 0-0: idzie ku lepszemu

W ciągu ostatnich miesięcy reprezentację trzeba było budować na nowo. Było to znacznie prostsze niż próba reformowania zespołu, który kończył eliminacje do mundialu w RPA. Pod wieloma względami chodziło o przyjrzenie się tamtemu zespołowi i próbę skonstruowania czegoś dokładnie odwrotnego. W meczu z Finlandią to się momentami podopiecznym Franciszka Smudy udawało.


Choć dzisiejsi rywale biało- czerwonych do potentatów futbolu się nie zaliczają, należało się spodziewać, że postawią Polakom twarde warunki. Pierwsze jednak minuty, poza drobnymi błędami indywidualnymi w defensywie, to okres bardzo dobrej gry zawodników z orłem na piersi. Przede wszystkim bardzo widoczne jest to, że Franciszek Smuda wpaja swoim graczom zamiłowanie do szybkiej, ofensywnej gry. W tego typu kombinacjach zawodnicy sporo biegają bez piłki oczekując podań na wolne pole. Gdy zaś takie zagranie dotrze, starają się akcji nie spowalniać, ale przyspieszyć ją jeszcze bardziej kolejnym zagraniem na dobieg. Było to szczególnie widoczne w pierwszych 25 minutach spotkania w Kielcach. Częstym schematem było przegrywanie piłki środkiem przez trio Matuszczyk- Mierzejewski- Jodłowiec, po którym dopiero piłka wędrowała na skrzydło. Tam czekał na nią bądź wbiegający skrzydłowy, bądź głęboko zapuszczający się skrajny defensor. Większe problemy pojawiały się jednak z finalizacją tego typu akcji. Bo o ile z dotarciem z piłką na skraj pola karnego kłopotów nie było, tak precyzyjne dogranie futbolówki do partnerów znajdujących się w obrębie jedenastki stwarzało już więcej problemu.

Kilkakrotnie polska reprezentacja korzystnie wychodziła także na agresywnym pressingu. Próba odcięcia rywali od możliwości podania przez większą liczbę graczy kończyła się wieloma stratami Finów, w paru sytuacjach gracze ze Skandynawii tracili głowę tuż przed własną bramką, czego niestety biało- czerwoni nie byli w stanie wykorzystać.

Abstrahując od personaliów, Franciszek Smuda kombinuje też nieco z ustawieniem. Hołduje swojej filozofii o wszechstronności poszczególnych zawodników i w tym spotkaniu na tym rozumowaniu reprezentacja wychodziła bardzo dobrze. Wreszcie doczekaliśmy się sytuacji, w której nie ma klarownego podziału na defensywnych i ofensywnych pomocników. Tę coraz częściej zauważalną w piłce tendencję należy przywitać w Polsce z otwartymi ramionami. Od pomocnika powinno się wymagać tego, aby był w stanie i wziąć udział w destrukcji i przytomnie i kreatywnie skonstruować własną akcję. Wszyscy trzej środkowi w tym meczu wywiązywali się z tego poprawnie, umiejętnie zmieniając się rolami i pozycjami w zależności od potrzeb.

Podobnie wyglądała sprawa w ofensywie- na lewej flance znajdował się bądź Jeleń bądź Lewandowski, zaś drugi z nich w tym czasie zbiegał na szpicę. Obaj jednak wyraźnie nie mieli dzisiaj dnia i zarówno na skrzydle jak i jako wysunięci napastnicy mocno zawodzili. Niezbyt częste włączanie się do akcji Dudki sprawiało, że w pierwszej połowie Polska atakowała głównie drugą stroną boiska. Tam dużo odważniej poczynali sobie Błaszczykowski i Piszczek. Zwłaszcza postępy dokonane przez drugiego z nich budzą podziw. Pod trenerami Favre i Funkelem w Berlinie z zawodnika, który był uznawany głównie za skrzydłowego stworzono zawodnika, który niewiele stracił ze swojej dynamiki, ale i całkiem kompetentnie radzi sobie w defensywie.

Pewne zastrzeżenia można mieć za to do ogólnej organizacji gry w obronie. Momentami (zwłaszcza w drugiej połowie, po zejściu Żewłakowa i zejściu do tyłu Jodłowca) brakowało kogoś, kto by czyścił przedpole. W efekcie czego kilka metrów przed szesnastką tworzyło się sporo miejsca, co raz rywale wykorzystali, trafiając w poprzeczkę. Franciszek Smuda zaskoczył również personaliami. O ile Wojtkowiak zaliczył solidny występ, tak Dudka po raz kolejny jako skrajny obrońca nie przekonał.

Wynik nie odzwierciedla tego, co się działo na boisku. Polacy mieli sporą przewagę, zarówno po stronie organizacji gry jak i indywidualnych umiejętności poszczególnych zawodników. Rywale tworzyli akcje głównie w sytuacjach przypadkowych, po pojedynczych szarpnięciach. Biało- czerwoni operowali kilkoma wyćwiczonymi schematami, które powinny przynieść efekt bramkowy. Zabrakło jednak nieco umiejętności przy wykańczaniu akcji. Jest jednak szansa, że uda się następnym razem. Bo choć rywal będzie silniejszy, przebłyski w grze reprezentacji świadczą o tym, że na kolejne spotkania Polaków możemy wyczekiwać z umiarkowanym optymizmem.

Andrzej Gomołysek
Z jego frustracji, że nikt w tym kraju nie potrafi napisać kilku merytorycznych zdań o piłce, zrodziła się strona, którą czytasz. Tak długo jak dziennikarzył, nienawidzili go trenerzy i piłkarze, tak długo jak dziennikarzył, nienawidził siebie, że musi zadawać banalne pytania, żeby usłyszeć banalne odpowiedzi. Po przejściu na drugą stronę barykady scoutował dla klubów w połowie krajów Europy. Jeśli przypadkiem miałeś okazję w jakimś pracować, możliwe, że rozpracowywał Ci przeciwnika.

Reklama