Nie takie diabły straszne – impresje po meczach Wisły i Legii

Latem, przed rozpoczęciem rozgrywek pucharowych, remisy w 1/16 dwóch polskich drużyn uznalibyśmy za ogromny sukces. Apetyt jednak rośnie w miarę jedzenia, tym bardziej, że rozbudziła go zaskakująco dobra gra tak Wisły, jak i Legii. Dziś wracamy jeszcze na moment do tych meczów, posiłkując się statystykami, które naszej stronie ekskluzywnie udostępniła firma InStat Football.


Zaczynamy od grafiki prezentującej średnią pozycję graczy na boisku i najczęstsze sposoby konstruowania akcji. Widać wyraźnie, że Wisła z konieczności po zejściu Czekaja odpuściła prawe skrzydło i nastawiła się na grę środkiem. Nawet jeśli piłka klasycznie była rozgrywana przez stoperów na boki, trafiała ona potem na środek do Meliksona lub Garguły. Grafika pokazuje sytuacje, kiedy zawodnicy wymienili między sobą przynajmniej dziesięć podań. Rzuca się w oczy, że do tej kategorii nie załapali się mało angażujący się w rozegranie Wilk oraz uciekający dość mocno od akcji Małecki.


Jako ciekawostkę trzeba dodać fakt, że inicjatywa należała do Wisły do tego stopnia, że żadna para piłkarzy Standardu nie wymieniła między sobą dziesięciu podań. Standard był ewidentnie nastawiony na grę z kontry. Bronił się na tyle wysoko, aby uniemożliwić Wiśle przeprowadzenie szybkiego ataku, starając się umiejętnie opóźnić go w środku pola, samemu zaś szybkim przerzutem na ofensywnych graczy sfinalizować akcję jak najszybciej.


Problem z apatią Małeckiego wygląda jeszcze głebiej, kiedy sięgniemy do statystyk indywidualnych. Widać, że liczba akcji, w których brał udział pomocnik Wisły nie była w tym meczu zbyt duża. Udostępniane przez InStat Football dane pokazują też, że niewielkiej liczbie akcji, towarzyszyła i malejąca efektywność ich wykonania.


Kontrast na tle motoru napędowego drużyny – Meliksona – jest ogromny. U reprezentanta Izraela tak intensywność jak i skuteczność działania utrzymywała się na bardzo dobrym poziomie.


Presja Wisły była coraz bardziej widoczna w fakcie przesuwania coraz większej liczby graczy do jak najszybszego odbierania piłki rywalom. W pierwszej połowie średnia pozycja Wiślackiego pressingu znajdowała się poza środkiem, podczas gdy w drugiej części przeniosła się już na połowę rywala.


Zwraca uwagę wysoka gra Jovanovicia. Ponieważ brakowało zawodnika, Wisła zrezygnowała z prawego skrzydła, zaś skrajny obrońca zapuszczał się na tyle wysoko, żeby ten brak zneutralizować.

Warto również zwrócić uwagę na sposób, w jaki piłki dystrybuuje Pareiko. Często są to piłki krótkie, kierowane do jednego z obrońców, rzadko Estończyk wybiera dłuższą piłkę, a jeśli już, zwykle też jest to wariant bezpieczny, bez zbędnego ryzyka. I tu można się dopatrzyć faktu, że z biegiem czasu Wisła coraz bardziej dominowała środek pola. W pierwszej połowie dominowały piłki krótkie, W drugiej Pareiko szukał szybszych przerzutów, korzystając z większego zagęszczenia przez Wiślaków tego sektora boiska.


Średnia z kolei pozycja w grze Legii pokazuje inny pomysł na grę. Vrdoljak i Rzeźniczak blokują dostęp do środka pola i robią to stosunkowo wysoko. Duża odpowiedzialność w rozegraniu spada na wysoko wychodzących bocznych obrońców, którzy starają się bądź posłać piłkę do przodu (Jędrzejczyk na Ljuboję), bądź samemu rozciągnąć szeregi rywala i dograć do luźniejszego wtedy środka (lewa strona, 14 podań Wawrzyniaka do Żyry)


W przekroju całego meczu częściej przy piłce był Sporting, ale nie miało to bezpośredniego przełożenia na ilość akcji, które sobie stwarzali. Ta była podobna, a różnica wynika z tego, że goście fakt posiadania futbolówki przyjezdni bardziej szanowali. O ile różnica w ilości akcji któtkich jest niewielka, tak posiadanie piłki ponad 15 sekund wypada już zdecydowanie na korzyść Sportingu. Było to też jednak wypadkową faktu, że sporą część meczu Legia prowadziła i to goście musieli się przejmować tym, aby budować akcje. Różnica jednak jest na tyle spora, że powinno to być pole do zastanowienia się dla trenera Skorży.

Dość istotnym pytanie było przed tym meczem, jak z zastępstwem Borysiuka poradzi sobie Rzeźniczak. Obrońca na nowej dla siebie pozycji radził sobie przyzwoicie, choć droga przed nim daleka. Widać było braki w ustawieniu i niepewność w odbiorze. Tam gdzie Borysiuk samym ustawieniem byłby w stanie przeszkodzić rywalowi, Rzeźniczak miał problem nawet dochodząc do interwencji. Na tle bardzo dobrego występu Vrdoljaka, Rzeźniczak wypadł blado


Gracza Legii nie ratuje także gra do przodu. Podań było niezbyt wiele, brakowało celności. Druga połowa była w wykonaniu Rzeźniczaka bardzo słaba, raptem 5 podań w 21 minut gry.


InStat Index do momentu zejścia naliczył mu w drugiej czesci do momentu zejścia ledwie 12 akcji, przy dość niskiej skuteczności


Na koniec warto jeszcze pochylić się nad statystyką oddawanych przez obie jedenastki strzałów. Legia (prawa strona) dużo więcej razy próbowała swoich sił z dystansu, ale efekt w tym spotkaniu był mierny. Warszawianie zza pola karnego uderzali siedmiokrotnie, nie trafiając w bramkę ani razu. Sporting (po lewej), starał się finalizować akcje dopiero w polu karnym, choć i tu skuteczności można wiele zarzucić.


Oba mecze miały nieco różny przebieg, choć pokazały, że polskie drużyny stać na walkę w tej fazie na równym poziomie. Choć Sporting miał przewagę z gry, zwłaszcza gdy Legia była podmęczona w drugiej połowie, remis jest rezultatem zasłużonym, choć z uwagi na okoliczności, może niezbyt satysfakcjonującym. Wisła natomiast sprawiała lepsze wrażenie od rywala, który nie chciał wykorzystać gry w przewadze do zwiększenie zaliczki przed rewanżem. Choć i w Białej Gwieździe nie zabrakło słabszych ogniw, jeśli zaprezentują się w rewanżu równie dobrze, nie są w nim bez szans.

Statystyki dostarcza firma InStat Football, dostarczająca klubom na całym świecie (w tym także od niedawna w Polsce) analiz taktycznych i statystycznych. Zapraszamy na ich stronę i zachęcamy do współpracy: http://www.instatfootball.com

Andrzej Gomołysek
Z jego frustracji, że nikt w tym kraju nie potrafi napisać kilku merytorycznych zdań o piłce, zrodziła się strona, którą czytasz. Tak długo jak dziennikarzył, nienawidzili go trenerzy i piłkarze, tak długo jak dziennikarzył, nienawidził siebie, że musi zadawać banalne pytania, żeby usłyszeć banalne odpowiedzi. Po przejściu na drugą stronę barykady scoutował dla klubów w połowie krajów Europy. Jeśli przypadkiem miałeś okazję w jakimś pracować, możliwe, że rozpracowywał Ci przeciwnika.

Reklama