Derby Mediolanu pokazały, że czasem pozornie najlepsi piłkarze danych drużyn bardziej szkodzą niż pomagają. Milan bez pauzującego Zlatana Ibrahimovicia okazał się zespołem o niebo lepszym niż w niedawnym starciu z Tottenhamem. Inter był tym razem ledwie tłem dla lokalnych rywali, po czerwonej kartce dla Chivu jedynie przyjmował ciosy.
Ustalając taktykę na to spotkanie Allegri musiał wziąć pod uwagę dwie absencje. Z powodu kartek nie mógł wystąpić jego najlepszy napastnik, ale miało zabraknąć też Lucio, czyli podpory obrony Interu. W tej sytuacji goście (choć w tym wypadku to określenie brzmi nieco dziwnie) musieli wystąpić w eksperymentalnym ustawieniu defensywnym – miejsce na środku obok Ranocchiego zajął Chivu, zaś na zwolnioną przez Rumuna pozycję lewego obrońcy cofnięty został Zanetti. Allegri postanowił tę sytuację wykorzystać, nakazując swoim podopiecznym zagrywanie piłek za plecy defensorów przeciwnika. Zamysł okazał się trafny – Chivu był przy takich zagraniach wysoce nieporadny i zdarzało się, że jego błędy naprawiał 37-letni Zanetti.
Sama taktyka zapewne nie dałaby aż tak wiele, gdyby nie wspomniany brak Ibrahimovicia. Milan bez Zlatana okazał się Milanem niezobligowanym do grania długich piłek w kierunku wysuniętego napastnika. Zamiast statyczności i braku pomysłowości znanych z meczu z Tottenhamem zobaczyliśmy zespół ludzi kreatywnych, umiejętnie wychodzących na pozycję, szukających gry i partnerów. Gospodarze zagrali wąsko, ale kiedy trzeba potrafili jednym podaniem wypuścić na flankę Robinho bądź Pato. Obrona Interu raz za razem gubiła się i końcowy wynik powinna uznać za dość szczęśliwy.
Jeśli już o Interze mowa, to Leonardo tym razem zawiódł. Ustawił zespół ofensywnie, z aż trójką napastników i Sneijderem za ich plecami, co w teorii wyglądało tak: 4-2-1-3 i zapewne płynnie miało przechodzić w 4-2-3-1 w sytuacji, gdy zespół walczył o odebranie piłki. Problem polegał na tym, że w tym meczu nawet harujący zwykle od pola karnego do pola karnego Eto’o nie błyszczał w defensywie. Inna sprawa, że czasem nie bardzo miał okazję wrócić, bo ataki Milanu były niezwykle szybkie i zapewne nie raz Kameruńczyk zdążył dopiero pomyśleć, że warto by się cofnąć, a Pato czy Robinho byli już w polu karnym gości. Silnie kontrastowały z tym ataki Interu – pozycyjne, niesamowicie wolne i przewidywalne. Tradycyjnie próbował podłączać się Maicon, ale wobec słabości Pandeva nie bardzo miał z kim grać. Z kolei na lewej flance Eto’o całą pierwszą połowę biegał ustawiony zdecydowanie zbyt szeroko. Zmieniło się to dopiero po przerwie i zapowiadało lepszą grę. Wtedy jednak nieszczęście drużyny Leonardo po raz kolejny w tym spotkaniu okazało się mieć na imię Christian, na nazwisko Chivu. Rumun dostał czerwoną kartkę za faul taktyczny i od tego momentu Inter przestał marzyć o zdobyciu choćby punktu.
Milan zrobił duży krok w kierunku mistrzostwa Włoch, momentami tłamsząc Inter tak, jak robiła to Barcelona w rewanżowym meczu zeszłego sezonu. Gospodarze udowodnili, że mimo braku takich zawodników, jak Ibrahimovic i Pirlo, nadal dysponują fantastycznym potencjałem w ofensywie. Inter zgubiły kiepska dyspozycja Chivu, brak Samuela i kompletny brak pomysłu na grę z wymagającym przeciwnikiem. Na siedem kolejek przed końcem ligi oba zespoły dzieli teraz pięć punktów, ale walka o tytuł nie została jeszcze rozstrzygnięta. Jeśli Napoli wygra jutro mecz na szczycie z Lazio, zostanie liderem grupy pościgowej ze stratą trzech punktów do przewodzącego Milanu.
Najnowsze komentarze