7 lat minęło, odkąd ostatni raz o Michale Pazdanie było tak głośno. Wtedy to szerzej nieznanego defensywnego pomocnika na listę powołanych na Mistrzostwa Europy wpisał Leo Beenhakker. Piłkarski świat przecierał oczy ze zdumienia, zastanawiając się, co Holender zobaczył w 20-latku. Lata mijały, o Pazdanie zdążyło ucichnąć, a jego nazwisko przejawiało się w mediach głównie w kontekście wyboru Beenhakkera. Tymczasem nowy nabytek Legii zbliża się do 200 meczów rozegranych w Ekstraklasie, w większości z nich prezentując solidny poziom i spełniając stawiane przed nim oczekiwania. Zastanawiające jest to, że potrzebne było aż tyle, żeby zrobiło się o nim naprawdę głośno.
Widziały gały co brały
W momencie powołania do kadry na ME Pazdan miał za sobą raptem kilkanaście meczów w Górniku. Od Beenhakkera dostał szansę w międzynarodowych meczach trzykrotnie, z czego dwa z nich nie znalazły się w rejestrze oficjalnych spotkań reprezentacji. Między debiutem w Ekstraklasie a pierwszą grą w kadrze minęło raptem pół roku. By odpowiedzieć, co mogło zdecydować o tak szybkim znalezieniu uznania w oczach selekcjonera, trzeba ustalić profil zawodników, którzy najbardziej odpowiadali jego filozofii szkoleniowej.
Beenhakker uwielbiał piłkarzy grających bardzo dobrze bez piłki, potrafiących inteligentnie przemieszczać się po boisku, stwarzających swoim ruchem więcej miejsca na rozegranie. Nie dziwi więc, że jego ulubionym napastnikiem został Radosław Matusiak, potrafiący znacznie więcej niż tylko finalizować akcję, ale także dobrze czujący się z piłką przy nodze, zawsze podnoszący głowę przed jej pozbyciem się. Podobną charakterystykę można było przypisać Tomaszowi Zahorskiemu, zabranemu na EURO wskutek absolutnego braku formy Matusiaka.
Podobny tandem można było zaobserwować na pozycji defensywnego pomocnika. Gdy karierę w reprezentacji zdecydował się zakończyć Radosław Sobolewski, próżno było szukać następcy. Charakterystyce przytomnie reagującego na wydarzenia boiskowe, doskonale się ustawiającego i nieodstawiającego nogi zawodnika najbliższy był Michał Pazdan. Nawet jeśli na tamten moment nie prezentował on umiejętności nawet bliskich klasie pomocnika Wisły, wiele wskazywało, że może się w jej okolice rozwinąć. Czas pokazał, że Beenhakker w ocenie jego potencjału się nie pomylił.
Pazdan-role
W tych zamierzchłych czasach Pazdan był tylko i wyłącznie defensywnym pomocnikiem, pasującym jak ulał do 4-1-4-1. Jego rolą było łatanie dziur pomiędzy liniami, naprawianie błędów w ustawieniu partnerów i błyskawiczne interweniowanie w momencie, gdy przeciwnik otrzyma piłkę poza linią pomocników. Maluje nam się tym samym obraz typowego „przecinaka”, zawodnika, który nie jest zbyt aktywny w konstruowaniu akcji. Owszem, Pazdan potrafił przenieść w inne sektory boiska ciężar akcji po odbiorze. Nie był jednak typem zawodnika, który uruchamiałby dobrze ustawionych partnerów w strefie ofensywnej. Można zaryzykować stwierdzenie, że nie jest nim do dziś.
W obliczu problemów kadrowych Górnika, nie dziwiło więc specjalnie, że coraz częściej był on przenoszony na pozycję stopera. Dobry odbiór i natychmiastowe doskakiwanie do rywala czyniło z niego zawodnika efektywnego w pojedynkach. Z takiego ustawienia wynikał jednak i problem. Grając jako obrońca Pazdan nadal lubił wyjścia wyżej w celu założenia pressingu na rywala albo próby odbioru. Mimo dobrego czytania gry, potrafił w ten sposób tworzyć luki w ustawieniu. Dodatkowo takie akcje w wykonaniu obrońcy zawsze są dużo bardziej ryzykowne niż w pomocy. Każda nieudana próba przecięcia podania, każde nieudane wyjście rodzi bezpośrednie zagrożenie dla bramki. Nie bez znaczenia jest też fakt, że obrońca w celu wykonania przechwytu ma często większy dystans do pokonania niż pomocnicy – dużo łatwiej wtedy o błąd. Tym bardziej, że szybkość reakcji Pazdana wypada znacznie lepiej niż prędkość rozwijana przez jego nogi. Nie jest on wolny, natomiast nie może się równać z zawodnikami ofensywnymi, bazującymi na przyspieszeniu.
W przeciętności
To wszystko sprawia, że Pazdan z nadziei na zastępcę Sobolewskiego stał się wyrobnikiem w obronie klubu środka tabeli. Sam Nawałka nie do końca był przekonany czy lepiej robić z niego pomocnika czy obrońcę, grał więc tam, gdzie był bardziej potrzebny. Podsumowując rundę jesienną sezonu 2011/12 widzieliśmy w Górniku Pazdana poza podstawową jedenastką Górnika, jako zapchajdziurę na dwóch pozycjach:
Mimo, że z powodu kadrowych niedostatków Pazdan pojawiał się w znacznej większości meczów Zabrzan na boisku, po sezonie 11/12 pożegnano się z nim bez większego żalu.
Niewiele zmieniło się po przejściu do Jagiellonii. Hajto natychmiastowo zrobił z niego obrońcę, co skończyło się i dla trenera i dla zawodnika i dla zespołu katastrofą, tym bardziej że charakterystyki gry Pazdana nie potrafił nadrobić innym zawodnikiem, wystawiając niekiedy obok naszego bohatera… drugiego defensywnego pomocnika. Mimo mieszanych efektów na tym stanowisku pozostał do meczu, który zmienił jego życie, a jemu pozwolił się przypomnieć szerszej publiczności.
Kung-fu Pazdan
Po sześcioletniej przerwie dla reprezentacji Pazdana odkurzył Adam Nawałka. Zawodnik Jagielloni dostał w meczu z Irlandią szansę od pierwszej minuty, wystawiono go w roli defensywnego pomocnika. Recenzje po jego występie były mieszane, zwolennicy twierdzili, że kasował każdą akcję rywala, przeciwnicy, że razem z rywalem. Nie chciało to jednak zmienić faktu, że w swoich działaniach Pazdan był po prostu do bólu efektywny, nawet jeśli w niektórych momentach było to dość lekkomyślne. Odzyskał piłkę 13 razy (najlepszy wynik w zespole), głównie operując na dobrym ustawianiu się. To ważne w kontekście jego gry obronnej, bo gdy przychodziło do bezpośrednich pojedynków nie był już tak skuteczny. Wygrał tylko 4 z 10, dodatkowo stosunkowo często piłkę tracił – aż 6 razy na własnej połowie. Średnio pasowało to do statystyk obrońcy, który musi charakteryzować się dużą skutecznością w pojedynkach i dobrym odbiorem.
Jego trener w Jagiellonii – Piotr Stokowiec – poszedł więc po rozum do głowy i przeniósł go po tym meczu do pomocy. Do końca sezonu Pazdan już tylko dwukrotnie pojawił się na boisku w roli pomocnika. Przez ponad pół roku Pazdan mógł ponownie przestawiać się na grę na swojej nominalnej pozycji. Ponownie jednak plany względem niego zmieniły się wraz ze zmianami w sztabie szkoleniowym.
Zawsze z tyłu
Przez całą rundę Michał Probierz widział dla swojego imiennika miejsce w środku obrony. Na początku kolejnej nieoczekiwanie (choć mając w perspektywie szereg trudnych meczów) przesunął go do pomocy, by ponownie przywrócić go do służby w ostatniej linii. Sam jednak fakt, że Pazdan grał jako defensywny pomocnik w najtrudniejszych meczach (Legia, Lech, Śląsk) zdawałby się potwierdzać, że pod kątem destrukcji i czyszczenia przestrzeni za linią pomocy jest niezastąpiony. Nadal jednak we wszystkich rankingach jest wybierany na jednego z czołowych obrońców w kraju. Zasłużenie, bo mocno się na tej pozycji rozwinął, podejmuje lepsze decyzje, co owocuje lepszą skutecznością w bezpośrednich starciach z rywalem. Z taką też łatką przechodzi teraz do Legii jako potencjalny partner dla Jakuba Rzeźniczaka na środku defensywy. Jest też rozważany jako kandydat na stopera w kadrze. obok Kamila Glika.
Pazdan a sprawa polska
W meczu z Gruzją Pazdan na środku defensywy zagrał po profesorsku. Był tam, gdzie być powinien, w starciach bezpośrednich nie do przejścia (91% pojedynków wygranych), poprawny w rozegraniu, choć bardzo ostrożny (niespełna 40% podań atakujących). Zrzucał ciężar rozegrania na Szukałę, ale z drugiej strony zastępował w sytuacji, gdy rywale nacierali z atakiem. Zawodnik występujący na co dzień na Bliskim Wschodzie nie palił się do odbiorów, nie był też w nich przesadnie skuteczny, ale skupiał się na asekuracji swojego partnera.
W połączeniu z Glikiem, Pazdan stał się już zupełnie nieaktywny w rozegraniu – miał 3 razy więcej podań nieatakujących, niż te, które prowadziły akcję do przodu. Mało tego, kiedy zagrywał piłkę do przodu, jego celność nie osiągnęła 70%. Nadal brylował w pojedynkach (86% wygranych), choć nie był tak aktywny jak Glik.
Tu jednak rodzi się problem. Obaj są aktywni w swoich wejściach, obaj mają tendencję do wychodzenia wyżej z próbami odbioru. Rodzi to problem: czy będą w stanie asekurować się nawzajem. Mecz z Grecją na to pytanie nie postawił jednoznacznej odpowiedzi. Zestawienie Glik-Pazdan również nie daje zbyt wielkich możliwości rozegrania piłki w defensywie. Mimo odważnej gry Glika, nie jest on typem zawodnika, który otwierałby grę. Nie jest nim też Pazdan. Ani Szukała. Nawałka musi więc rozstrzygać dylemat odnośnie gry z tyłu na bazie charakterystyki defensywnej. A tu Pazdan i Glik wydają się być zbyt podobni.
Pazdan a sprawa warszawska
Analogicznie sprawa wygląda w Warszawie. Rzeźniczak to pod kątem gry defensywnej zawodnik bardzo podobny do Pazdana. Może nawet i bardziej ryzykujący w swoich wyjściach spoza linii. O ile nowy nabytek warszawiaków dobrze radził sobie z asekurowaniem pomocy, kiedy grał za nią, tak będąc obrońcą zawsze był tym, który był aktywniejszy. Dylemat do pogodzenia pozostaje tu podobny jak przy parze z Glikiem – czy uda się na tyle zsynchronizować grę dwóch palących się do wyjść wyżej zawodników bez uszczerbku na stabilności linii.
Jeszcze więcej wątpliwości rodzi gra do przodu. Pazdan prawdopodobnie chętnie będzie z niej rezygnować na rzecz bardziej aktywnego Rzeźniczaka. Ten drugi ma jednak spory problem z podaniami atakującymi. O ile dobrze prowadzi spokojne rozegranie (jak i Pazdan), skuteczność podań zdobywających jest niska. Ze wsparciem nie przyjdzie tu były już gracz Jagiellonii – celność zagrań atakujących na poziomie 68,5% w zeszłym sezonie plasowała go na dole stawki w kategorii obrońców.
Wielokrotnie jest przy tym poruszany temat wzrostu obu tych zawodników. W polskiej lidze, przy znacznej większości dośrodkowań granych zupełnie na ślepo i stosunkowo słabej grze głową napastników, nie powinien on stanowić problemu – Pazdan jest w stanie nadrobić w takich sytuacjach ustawieniem. Kłopotem może się to jednak okazać w starciach w Europie
Pazdan-role vs 2.0
W alternatywnej rzeczywistości można wrócić do prób zrobienia z Pazdana pomocnika i korzystania z jego atutów. To nadal aktywnie reagujący na zagrożenia zawodnik, dobrze czytający grę, świetnie się ustawiający. Dodatkowo dysponujący na tyle dobrą techniką (w tym osławioną już doćwiczoną w ostatnich latach obunożnością), że byłby w stanie przenieść grę po odzyskaniu piłki w wolne sektory bardziej ryzykownym zagraniem. Na taką grę jednak nie będzie mógł sobie pozwolić grając na obronie. I też nie w takiej roli jego potencjał blisko dekadę temu zauważył Beenhakker.
foto: polsatsport.pl
Najnowsze komentarze