Defensywny pomocnik w domyśle jest solidny w destrukcji. Takie też opinie jako pierwsze pojawiły się po przejściu Marcela Gecova do Śląska odnośnie samego zainteresowanego. Kibice wrocławskiego klubu będą jednak rozczarowani, bo Czechowi do solidności w działaniach defensywnych nieco brakuje. Mimo tego ma atuty, które powinny pozwolić mu na stanie się wiodącą postacią naszego reprezentanta w pucharach.
CV Gecova jest jak na polskie warunki bardzo bogate. Zawiera rok spędzony w Premier League, ponad setkę w lidze czeskiej, występy w młodzieżowych kadrach naszych południowych sąsiadów, a nawet jeden mecz w dorosłej reprezentacji. Kilka lat temu uchodził za duży talent, na ME U’21 z 2011 został wybrany do jedenastki turnieju. Nie rozwinął się jednak tak, jak można było tego oczekiwać. Tym niemniej jego dyspozycja z ostatniego sezonu rumuńskiej ekstraklasy pozwala wiązać z nim niemałe nadzieje. W Rapidzie Bukareszt radził sobie na tyle dobrze, że mimo spadku klubu z ligi, nie narzekał na brak propozycji. Jego nazwisko łączono z Lechem Poznań i kilkoma klubami czeskiej ekstraklasy.
Gecov nie wydaje się być typowo rozumianym defensywnym pomocnikiem. Nie jest to mało rzucający się w oczy człowiek od czarnej roboty, którego zadaniem jest szaleńcze bieganie za piłką w celu jej odzyskania. Bliżej mu do schodzącego głęboko rozgrywającego, który w miarę rozwoju akcji przesuwa się za nią, starając się zawsze zapewnić możliwość dostarczenia do niego futbolówki. Robi to przy tym na tyle przytomnie, że ustawia się w miejscu, do którego dostarczenie jej jest względnie łatwe. Zanim wyjdzie do podania stara się wziąć poprawkę na ustawienie przeciwnika, dzięki czemu zawodnik z piłką ma mocno ułatwione zadanie. On sam przy tym zazwyczaj zyskuje trochę miejsca na obrócenie się i poszukanie partnerów ustawionych wyżej.
Przeciwnicy zwykle więcej miejsca zostawiają na skrzydłach, stąd Gecov miał naturalną tendencję do schodzenia na boki, preferując wyraźnie prawą stronę. Często jednak grał w ten sposób, że jego ustawienie się pozwalało chociaż na pokonanie podaniem z defensywy pierwszej linii pressingu rywala, co przy kolejnym szybkim zagraniu stwarzało już szansę na stworzenie zagrożenia pod bramką. Tu Gecov również miał się czym pochwalić. W swojej drużynie był głównym dostawcą piłek kluczowych, zaś generalna skuteczność jego podań sięgała 89%, co jak na pozycję defensywnego pomocnika niegrającego bezpośrednio przed stoperami jest wynikiem oszałamiająco dobrym.
Nie bierze się to jednak znikąd. Gecov dysponuje dobrą techniką użytkową. Jest prawonożny, ale dobrze operuje lewą nogą. Nieźle też radzi sobie w momentach wymagających bardziej sytuacyjnych zagrań. Kiedy było to potrzebne potrafił w stykowej sytuacji zagrać dłuższą piłkę zewnętrzną częścią stopy albo przebić się sprytnym podaniem przez gąszcz nóg. Zaskakująco dobrze radził też sobie przy odwracaniu się z rywalem na plecach. Ponieważ rzadko w lidze rumuńskiej pressing na zawodniku z piłką zakładał atak więcej niż jednego rywala, takie zagranie otwierało mu dużo miejsca. W ten sposób często znajdował dla siebie czas na zagranie piłki prostopadłej.
Problem pojawia się z kolei kiedy trzeba holować piłkę ramię w ramię z rywalem. O ile Gecova można określić mianem zawodnika z dobrą koordynacją, słowo „dynamiczny” wobec niego będzie już lekkim nadużyciem. To gracz, który dużo lepiej bazuje na swoich umiejętnościach ustawiania się i odgrywania piłki, niż przy rajdach z piłką. Tak długo jak po minięciu rywala (do czego jest zdolny) zostanie mu zapewniona opcja podania, jest szansa, że z indywidualnej akcji zostanie odniesiona korzyść. W innym przypadku przeciwnik nie powinien mieć problemów z dogonieniem go i podjęciem ponownej próby odebrania piłki.
Z tym brakiem dynamiki wiąże się jego główna bolączka. O ile w momencie, kiedy jego drużyna ma piłkę i wie, gdzie spodziewać się zagrania – ustawia się odpowiednio. Jednak zwłaszcza w momencie szybkiego ataku rywala, będzie miał on problem z właściwym przemieszczeniem się. Z tego względu kiedy podejmie się on wyprowadzania piłki, musi być asekurowany przed innego defensywnego pomocnika.
Efektem tego stosunkowo rzadko odbiera on piłkę. Jest to swego rodzaju paradoks, bo samą technikę odbioru ma wyróżniającą się. Jest on w stanie błyskawicznie doskoczyć do przeciwnika i z wyczuciem zaatakować piłkę. Problem jest taki, że robi to tylko w momencie, gdy rywal znajduje się w jego pobliżu. Powierzenie mu roli zawodnika naciskającego na konkretnego przeciwnika (najlepiej kluczowego dla rozegrania) i orientowania się swoim ustawieniem na niego wydaje się doskonałym pomysłem. Zalecenie mu pilnowania konkretnej części boiska – już gorszym, zwłaszcza jeśli nie będzie w tym asekurowany przez innego zawodnika.
To by mogło po części wyjaśniać, czemu nie trafił końcem końców do Lecha, który do rozprowadzania piłki przed obrońcami ma Trałkę, zaś wyżej jego obowiązki przejmuje Linetty. Dużo lepiej pasowałby np. do Legii, o ile jako partnera w pomocy miałby kogoś skupionego na przecinaniu akcji. Tu nasuwa się Pazdan, ale prawdopodobne użycie gracza reprezentacji w obronie czyni dyskusję bezprzedmiotową. W Śląsku jego asekuracji mógłby się podjąć ktoś z duetu Hateley – Hołota. W tych okolicznościach dość mocno jako rozgrywający zostałby odciążony Grajciar. A może nawet zastąpiony, bo ciekawą opcją wydaje się użycie Czecha wyżej. Niezależnie od ostatecznego pomysłu trenera Pawłowskiego na jego wykorzystanie, wszystko wskazuje na to, że ten transfer z Rapidu Bukareszt okaże się znacznie większym sukcesem niż sprowadzenie Andrei Ciolacu.
foto: slaskwroclaw.pl
Najnowsze komentarze