ŁKS Łódź 1-2 Lech Poznań. Analiza taktyczna

W najciekawszym spotkaniu 3. serii gier PKO BP Ekstraklasy Łódzki Klub Sportowy przegrał na własnym stadionie z Lechem Poznań 1-2. Oba zespoły, bez względu na klasę rywala i okoliczności w meczu, prezentują futbol ofensywny, oparty na wysokim procencie posiadania piłki i agresywnym doskoku do przeciwnika po jej stracie. Taki sam plan przyświecał drużynom Kazimierza Moskala i Dariusza Żurawia w trakcie starcia przy al. Unii Lubelskiej, co bezpośrednio przełożyło się na wysoką intensywność pojedynku (piłkarze ŁKS-u w trzecim kolejnym pojedynku przebiegli ponad 120 km) oraz liczne sytuacji podbramkowe (zawodnicy obydwu ekip oddali łącznie 35 strzałów). Zapraszam na analizę taktyczną tego spotkania.


Lech Poznań po raz pierwszy w tym meczu przeprowadza atak pozycyjny. W zespole ŁKS-u, ustawionym w formacji 4-3-3, aż pięciu zawodników posiada charakterystykę mniej lub bardziej ofensywnego gracza środka pola, dlatego bazowe zestawienie Łodzian należy określić raczej jako 4-3-2-1. Gospodarze, skupieni w lewym bocznym pasie boiska, nie stosują jednak agresywnego pressingu, pomimo przewagi liczebnej w tym fragmencie placu gry. W konsekwencji piłka zostaje swobodnie przegrana na przeciwległą stronę, gdzie nieobstawieni dotąd dwaj skrajni zawodnicy Lecha (Puchacz i Jóźwiak) mogą otrzymać podanie. Próbujący powstrzymać ich Bartłomiej Kalinkowski i Dani Ramirez stoją na niemal straconej pozycji, gdyż nie są w stanie odrobić kluczowych metrów w czasie rozwoju akcji lechitów. Następnie wychodzący do piłki prostopadłej Tymoteusz Puchacz ogrywa środkowych obrońców ŁKS-u, którzy desperacko próbują przerwać niebezpieczną akcję spowodowaną lukami w ustawieniu zespołu, przez co Christian Gytkjaer pozostaje niepilnowany na piątym metrze. Duńczyk nie otrzymuje jednak podania od lewego obrońcy, który indywidualnie kończy atak.
ŁKS przejmuje posiadanie piłki. Na wyższy pressing decydują się Darko Jevtić i Pedro Tiba, jednak ich działanie nie przynosi drużynie żadnych korzyści, a ponadto powstaje duża wolna przestrzeń w środku pola, z której skrzętnie korzystają ełkaesiacy. Strefę tę stara się wypełnić skrzydłowy Kamil Jóźwiak, dzięki czemu boczny obrońca gospodarzy Artur Bogusz może bez przeszkód podążyć wzdłuż prawej flanki. Atak rozwija się dzięki akcji trójkowej w bocznym sektorze boiska, opartej na wejściu Macieja Wolskiego w pierwszą linię. Kluczowe podanie na wysokości „szesnastki” nie dociera jednak do Bogusza, którego skutecznie powstrzymuje Puchacz. Interwencja ta daje podwaliny pod kolejną akcję bramkową Lecha.
Doskok Łodzian do rywali przy wrzucie z autu w narożniku boiska skutkuje oddaniem piłki przez Poznaniaków. Przejęcie posiadania nie zostaje jednak spożytkowane przez niecelne podanie Jana Sobocińskiego. Futbolówkę zbiera Darko Jevtić, skupia na sobie uwagę dwóch przeciwników i „oczyszcza” pole Pedro Tibie. W momencie kluczowego zagrania Portugalczyka defensorzy gospodarzy nie odczytują swoich wzajemnych intencji – Sobociński i Klimczak kierują się w stronę piłki, zaś Rozwandowicz i Bogusz w kierunku własnej bramki. W rezultacie podanie otrzymuje niepilnowany Joao Amaral i wyprowadza Lecha na prowadzenie, choć wydaje się, że ŁKS miał szansę na powstrzymanie akcji lechitów w jej ostatniej fazie dzięki skonsolidowaniu linii obrony i zastosowaniu pułapki ofsajdowej.
Gospodarze znów w ataku pozycyjnym. Wysoko ustawiony prawy obrońca Artur Bogusz otrzymuje nikłe wsparcie w środkowym pasie gry, co umiejętnie wykorzystuje Djordje Crnomarković. Serbski stoper wprowadza piłkę na połowę ŁKS-u, przyciąga do siebie zwodem kilku rywali i zagrywa penetrujące podanie pomiędzy linie obrony i pomocy przeciwnika. Ruch ten powoduje dezorientację w szeregach Łodzian, którzy nie potrafią skutecznie podzielić się obowiązkami w kryciu wysuniętego napastnika gości, co doskonale widać na przykładzie zachowania Bartłomieja Kalinkowskiego, który pozostawia osamotnionego Pedro Tibę i podąża w stronę Christiana Gytkjaera. Szybkie rozegranie piłki na jeden kontakt sprawia, że to Lech przechodzi do ataku, który kończy się rzutem różnym.
Lechici wznawiają grę od własnej bramki krótkimi podaniami. Defensywny pomocnik Karlo Muhar ustawiony jest tym razem wyżej niż schodzący do rozegrania piłki Jevtić i Tiba. Pomocnicy gospodarzy, zdając sobie sprawę z potencjału w kreacji gry Szwajcara i Portugalczyka, pozostają od nich w bliskich odległościach, co automatycznie tworzy wolną przestrzeń na skrzydle, gdzie Tymoteusz Puchacz decyduje o kształcie późniejszej fazy akcji (podobna sytuacja, co w pierwszym materiale, lecz obrońca ustawiony jest głębiej i niecelnie obsługuje podaniem partnera z zespołu).
Kolejna próba zawiązania ataku przez ŁKS. Wolski i Kalinkowski dynamicznie wbiegają pomiędzy formacje gości, co w połączeniu z brakiem powrotu do swoich stref Jevticia i Tiby natychmiastowo stwarza przewagę liczebną gospodarzy na połowie Lecha. „Szóstka” oraz linia obrony Poznaniaków nie skracają pola gry, w związku z czym Łodzianie mają miejsce na skuteczne przeprowadzenie akcji w trójkącie. Kalinkowski podaniem prostopadłym uruchamia napastnika, który z kilku metrów oddaje niecelny strzał na bramkę van der Harta.
Ełkaesiacy przenoszą grę na połowę Lecha dzięki współpracy w bocznej strefie boiska między Łukasz Piątkiem a Arturem Boguszem. W zbyt dużych odległościach od nich znajdują się Jóźwiak i Puchacz, dzięki czemu futbolówka zostaje swobodnie zagrana na skrzydło. Po chwili Ramirez i Piątek znajdują się już na desancie, przykuwają uwagę rywali, tworząc Rafałowi Kujawie miejsce do oddania strzału. Dwie powyższe akcje można określić jako bezpośrednie ostrzeżenie dla lechitów przed stratą bramki.
Ciąg dalszy ekspansywnej gry gospodarzy. Tym razem, po raz pierwszy tego wieczoru, nie pozwalają gościom na rozegranie piłki od własnej bramki po ziemi. Długie podanie Mickey’ego van der Harta przejmują piłkarze Lecha, jednak agresywny pressing trzech zawodników ŁKS-u zmusza rywala do straty futbolówki.
Po upływie kilku chwil, gdy lechici znów próbują spokojnie wznowić grę od bramki krótkimi podaniami, Łodzianie bardzo wysoko doskakują do rywali, dzięki czemu bramkarz popełnia błąd i zagrywa piłkę wprost do gracza gospodarzy. Kluczowy ruch w tej sytuacji wykonują Adrian Klimczak, obiegając za plecami Pirulo, oraz Dani Ramirez zmieniający się pozycjami z jednym ze środkowych pomocników. Zagubieni piłkarze Lecha nieudolnie próbują odbudowywać swoje wzajemne ustawienie, co chytrze wykorzystuje na przedpolu „szesnastki” Ramirez i mocnym strzałem nie daje szans na skuteczną interwencję bramkarzowi. ŁKS doprowadza do remisu po dłuższym okresie bojaźliwej gry naznaczonej błędami w ustawieniu w początkowej części meczu.
Na drugą część spotkania zespół Lecha Poznań przyjmuje bardziej defensywną taktykę przyjęcia rywali na własnej połowie w średnim pressingu z równoczesną poprawą organizacji gry w obronie. Kompaktowo przesuwający się blok w ustawieniu 4-1-4-1 skutecznie kontroluje powolne rozegranie piłki przez ŁKS z dala od bramki van der Harta. W grę defensywną angażuje się również Joao Amaral, który nie wykonywał tej pracy w pierwszej połowie, i nie pozwala przeciwnikom na oskrzydlanie akcji, nawet kosztem faulu.
Lechici po odparciu kilku niezbyt groźnych akcji gospodarzy sami szukają swoich szans, zawiązując atak. W 53. minucie pojawienie się w środku pola Amarala sprawia problemy ŁKS-owi w zabezpieczeniu tej strefy boiska, a szybka wymiana podań „w trójkącie” pomiędzy Portugalczykiem a Jevticiem i Gumnym przenosi grę na połowę Łodzian. Ponadto ustawieni w linii pionowej trzej środkowi pomocnicy w biało-czerwono-białych strojach skupiają swą uwagę wyłącznie na piłce, stosując pressing „na alibi”, dzięki czemu środkowy pas placu gry pozostaje całkowicie wolny. Przestrzeń tę wykorzystują Gytkjaer z Jevticiem, a drugi z nich kończy atak groźnym strzałem na bramkę Michała Kołby.
Ożywienie w szeregach ŁKS-u pojawia się po kilku minutach dzięki zmianie Wojciecha Łuczaka, który w swojej pierwszej akcji, jeszcze niezauważony przez rywali, wbiega w pierwszą linię i omal nie wykańcza skutecznie strzałem wślizgiem dośrodkowania z bocznego sektora boiska. Nie byłoby to jednak możliwe bez inteligentnych ruchów w wolne pole wprowadzonego na murawę od początku drugiej połowy Guimaraesa oraz Ramireza, za którymi rywale nie podążyli.
Wraz z biegiem czasu impet w wyprowadzaniu ataków przez ŁKS wyraźnie osłabł. W 74. minucie skuteczny odbiór piłki przez Rozwandowicza nie został wykorzystany, gdyż w związku z powolnym rozprowadzaniem futbolówki przez drugą linię lechici zdołali bez przeszkód odbudować ustawienie w defensywie. Jedynym zawodnikom szukającym miejsca pomiędzy formacjami przeciwnika był Wojciech Łuczak, natomiast pozostali pomocnicy najczęściej pozostawali wobec siebie w linii i nierzadko dublowali swoje pozycje.
Jedna z ostatnich prób zaatakowania rywali przez ełkaesiaków. Rozrzucona piłka na prawe skrzydło trafia do bocznego obrońcy Jana Grzesika, którego krycie w newralgicznym momencie odpuścił nowowprowadzony na plac gry Filip Marchwiński. Środkowi pomocnicy tym razem odważniej wbiegają w pierwszą linię, lecz ich starania zaprzepaszcza słabym strzałem Dani Ramirez. Po raz kolejny jednak groźna akcja pod bramką van der Harta spowodowana została również brakiem wsparcia defensywy przez dwóch graczy środka pola Lecha – Tiby i Jevticia.
Biorąc pod uwagę stałe fragmenty gry w tym spotkaniu, znacznie ciekawiej zaprezentował się zespół gospodarzy. W 68. minucie do wykonania rzutu wolnego sposobi się dwóch zawodników, z których jeden rusza wzdłuż linii bocznej, prowokując ruch do przodu linii defensywnej Lecha. Po chwili jednak powraca do stojącej piłki i celnie dośrodkowuje w pole karne, dzięki czemu jego partnerzy zostają pozbawieni możliwości znalezienia się na pozycji spalonej (obrona lechitów ustawiona jest już wyżej), a Jan Sobociński oddaje mocny strzał na bramkę i ŁKS niemal doprowadza do wyrównania.
Lech Poznań zdecydował się zaś na krótkie rozegranie rzutu rożnego w kierunku środka „szesnastki”, gdzie Pedro Tiba oddał mocny strzał odbity przez Michała Kołbę. Należy w tym miejscu zaznaczyć, że dwa tygodnie wcześniej z tego samego rogu boiska niemal identycznie piłkę rozprowadzili zawodnicy gdańskiej Lechii, lecz strzał Lukasa Haraslina również obronił łódzki bramkarz. Niewątpliwie jest to ciekawy sposób zaskoczenia przeciwnika i skupienia atencji kilku rywali w innym rejonie, niż piąty metr przed bramką, jednak wydawać się może, iż ten wariant wykonania stałego fragmentu gry piłkarze ŁKS-u rozczytali już u przeciwników na tyle dobrze, by zneutralizować zagrożenie po tego typu rozegraniu akcji przy kolejnych próbach.
Pod względem indywidualnym za ten mecz wyróżnić należy, oprócz Pedro Tiby (3/4 celne kluczowe podania, 10/12 zwycięskich pojedynków i 6/6 udanych zwodów, choć nie ustrzegł się błędów w ustawieniu w defensywie), Maksymiliana Rozwandowicza, który triumfował w 13 na 20 starć dwójkowych. Jego charakterystyczna i skuteczna gra na wyprzedzenie z napastnikiem często mogłaby stanowić zalążek szybkiej kontry Łodzian, lecz koledzy z drużyny zwykle marnowali kolejne szanse przez zbyt wolną wymianę piłki. Pomeczowa ocena Rozwandowicza nie może być jednak zbyt wysoka, gdyż zawodnik, wraz z kolegami z linii defensywnej, popełnił kilka błędów w ustawieniu, z których jeden kosztował zespół stratę bramki. Zwracając natomiast uwagę na umiejętność odzyskania i wprowadzenia piłki do gry, Rozwandowicz mógłby zostać obdarzony w zespole rolą pierwszego rozgrywającego.

Wnioski

Niewątpliwie oba zespoły znajdują się na podobnym poziomie taktycznej organizacji gry. Zarówno ŁKS, jak i Lech kilkukrotnie pozostawili wolne miejsce rywalowi w środkowym pasie boiska, w którym powstawało momentami duże zagrożenie bramki. Z pewnością lechici nie wykorzystali przewagi liczebnej w bocznych sektorach placu gry podczas ataków pozycyjnych, gdyż po akcji skrajnych zawodników tylko raz potrafili zagrozić bramce Kołby (strzał Puchacza w pierwszej minucie meczu, łącznie nieco ponad 12-procentowa skuteczność ataków obiema flankami – 61 prób, przy blisko 30% w akcjach środkiem – 14 prób). Ponadto oddanie inicjatywy ełkaesiakom w drugiej części spotkania przy jednobramkowym prowadzeniu, nawet wobec lepszej organizacji gry w obronie, należy uznać za działanie dość ryzykowne, gdyż przeciwnicy kilkukrotnie znajdowali się w sytuacjach, które można było zamienić na gole (oficjalna statystyka xG, czyli „bramek oczekiwanych” wskazuje 1,99-1,04 dla ŁKS-u, niemal dokładnie odwrotnie, niż w wyniku meczu, co można częściowo wytłumaczyć nieskutecznością gospodarzy i cynizmem gości w ich niewielu sytuacjach pod bramką Kołby, zwłaszcza w drugiej połowie meczu). Łodzianie z kolei nie uwydatnili zalet ustawienia 4-3-2-1 – możliwości zagęszczenia wybranej strefy boiska i założenia wyższego pressingu – które przeobraziły się w trakcie spotkania w wady, a więc brak odpowiedniej asekuracji przestrzeni przy linii bocznej. Próbując nadrobić stracone metry, podopieczni Kazimierza Moskala nierzadko uciekali się do przewinień – sam lewy obrońca Lecha Tymoteusz Puchacz faulowany był czterokrotnie, najczęściej spośród wszystkich piłkarzy ze stolicy Wielkopolski.

Źródła:

  • statystyki meczowe: Ekstraklasa Stats
  • zdjęcie wyróżniające: lechpoznan.pl, fot. Adam Jastrzębowski


M jak Mecz. Piłkarski Pamiętnik. Entuzjasta analitycznego spojrzenia na piłkę nożną.

Reklama