Liverpool w Europie, część 4: Atlético Madryt 2020

W trakcie ery Jürgena Kloppa na Anfield, zapoczątkowanej w połowie drugiej dekady wieku, odznaczającej się błyskawicznie wprowadzoną rewolucją pod względem intensywności i konstruktywności w modelu gry zespołu, owoce w postaci wymiernych wyników w rozgrywkach kontynentalnych zaczęły pojawiać się w trzecim pełnym sezonie pracy Niemca w klubie, lecz pomimo ciągłego dążenia do rozwoju we wszystkich możliwych aspektach piłkarskiego pojedynku, starcia z podopiecznymi Diego Simeone z wiosny 2020 roku uwidoczniły, iż w fazie kreowania akcji zaczepnych liverpoolczycy muszą znacząco udoskonalić swoje koncepty, by być w stanie przedrzeć się przez każdy względnie nisko ustawiony blok obronny. Zanim jednak przejdzie się do interpretacji występów The Reds w europejskich pucharach pod wodzą Kloppa, warto przedstawić reorientację w systemach gry Liverpoolu od czasów „pohoullierowskich” w celu dokładniejszego unaocznienia taktycznej strony historii klubu i znalezienia punktów rozbieżnych oraz wspólnych wobec planów rozgrywania meczów dzisiejszej ekipy.


Hiszpańskie wzorce

Wcielenie w życie reaktywnej strategii pierwszego szkoleniowca LFC spoza Wysp Brytyjskich, Gerarda Houlliera, okraszone zwycięstwem w Pucharze UEFA w sezonie 2000/2001, przywróciło miejsce zespołu z czerwonej części Merseyside na piłkarskiej mapie Europy, aczkolwiek triumf w najważniejszym turnieju na Starym Kontynencie odniesiony został za sprawą następcy Francuza – Rafaela Beníteza, który, będąc jeszcze u sterów Valencii, dwukrotnie pokonał liverpoolczyków w rozgrywkach Ligi Mistrzów i sprawił, że ci wyglądali na wyjątkowo bezradnych w każdym wymiarze podczas obydwu spotkań. Filozofia gry Hiszpana w globalnym ujęciu nie odbiegała od przekonań poprzednika, szczególnie biorąc pod uwagę chęć ugodzenia rywali poprzez ataki szybkie, natomiast charakteryzowała ją jeszcze większą dbałość, a wręcz obsesja jeśli chodzi o taktyczne niuanse. Przepastne szafy Beníteza pełne kaset wideo z nagraniami pojedynków swoich drużyn oraz przeciwników obrosły legendą wśród współpracujących z nim zawodników. Hiszpański szkoleniowiec jak żaden dotąd trener w dziejach Liverpoolu nie przywiązał tak dużej wagi do systemu gry rywali, dzięki czemu jego zespół po sumiennie wykonanych ćwiczeniach na treningach potrafił skutecznie wyłączyć atuty przeciwnego obozu, występując w różnych zestawieniach, czy to z czwórką lub trójką (piątką) graczy w linii defensywnej (sprzyjało temu częste ustawianie dotychczas figurujących na bokach obrony piłkarzy na pozycjach 7/11, np. Johna Arne Riise), czy to z dwu-, bądź trzyosobowym składem środka pola (Steven Gerrard okupował szczytowy wierzchołek tego trójkąta, co miało uwypuklić jego ofensywne zapędy jako inicjatora kontrataków i gracza decydującego o ich kształcie). Metody te sprawiały, że urodzony w Madrycie menedżer traktował członków drużyny bez zbędnej empatii, niemal jako pionki w grze planszowej, których wyłącznym zadaniem jest wypełnianie wcześniej określonych założeń w stosunku do przestrzeni i poruszających się w jej obrębie pozostałych postaci. W tym miejscu ukazuje się zafascynowanie Hiszpana myślą taktyczną Arrigo Sacchiego (potwierdzone przez samego Beníteza) urzeczywistnioną w czasie dowodzenia m.in. AC Milanem na przełomie lat 80. i 90. ubiegłego stulecia, kiedy zespół Rossonerich przemieszczał się po boisku jak jeden organizm, znany głównie z chęci stosowania wysokiego pressingu oraz agresywnych pułapek ofsajdowych. Model ten wyraziście obrazują konstatacje włoskiego trenera:

Każdy zawodnik musiał być we właściwym miejscu. W fazie defensywnej, ogół naszych graczy zawsze miał cztery punkty odniesienia: piłkę, obszar, rywala i jego kolegów z drużyny. Każde poszczególne przesunięcie musiało stanowić funkcję tych czterech odnośników. Każdy zawodnik musiał zdecydować który z tych czterech relacyjnych punktów powinien determinować jego przemieszczenie. (…) Nasz pressing był zawsze kolektywny. Chciałem, by wszystkich jedenastu piłkarzy znajdowało się w „aktywnej” pozycji, wpływając i oddziałując na przeciwnika, kiedy nie mieliśmy piłki. Każdy ruch musiał być synergiczny i przystawać do wspólnego celu. (…) Mieliśmy kilka typów pressingu, które różnicowaliśmy w trakcie gry. Było tam częściowe naciskanie, bardziej jako szachrowanie; był pressing totalny, dzięki któremu dąży się do zdobycia piłki; był udawany pressing, kiedy stwarzaliśmy pozory pressowania, ale, w rzeczywistości, wykorzystywaliśmy czas do odzyskania sił. (Arrigo Sacchi)

(J. Wilson, Inverting the Pyramid, wyd. 3, s. 366, tłumaczenie i podkreślenia własne)

Liverpool Beníteza również dążył do zachowania kompaktowego ustawienia, znacząco ograniczając możliwości kreowania ataków przez przeciwników, a doskok do rywali pozostawał bardzo różnorodny i wszechstronny, zarówno wysoki, średni, jak i niski, każdorazowo dostosowany do uprzednio zanalizowanych silnych i słabszych stron oponentów w budowaniu i kreowaniu ataków.

Półfinałowe mecze Ligi Mistrzów w edycji 2004/2005 przeciwko Chelsea José Mourinho, w których padła łącznie jedna bramka, uznano powszechnie jako najbardziej zamknięte i reaktywne taktycznie wewnątrzangielskie pojedynki w historii tamtejszej piłki nożnej. Blok obronny Liverpoolu w tych spotkaniach stanowił niesamowicie skonsolidowaną strukturę, dzięki której nawet na minięcie drugiej linii pressingu przez londyńczyków The Reds odpowiadali sprawną asekuracją, odbudowaniem pozycji w strefie defensywnej i zagęszczeniem pola gry, nie pozostawiając praktycznie żadnej szczeliny.
Większość uwag ze strony trenera LFC w trakcie meczów dotyczyło zmniejszenia odległości pomiędzy formacjami, a słynne ‘close, close!’, „bliżej, bliżej!” już na zawsze będzie kojarzyło się podopiecznym hiszpańskiego menedżera właśnie z jego osobą.
Zdesperowani niemożnością wykreowania szans strzeleckich, piłkarze The Blues, chcąc odrobić jednobramkową stratę, decydowali się na posyłanie długich piłek w kierunku dwójki wysuniętych napastników wspartych wysokim środkowym obrońcą Robertem Huthem, których główkowe pojedynki indywidualne pełzły na niczym.

Kolejne wpływy znad Półwyspu Iberyjskiego, choć w ramach zgoła odmiennej strategii, uwidoczniły się na Anfield wraz z zatrudnieniem w roli szkoleniowca Brendana Rodgersa w 2012 roku. Irlandczyk, wychowywany w uwielbieniu ekspansywnej gry największych drużyn LFC przełomu lat 70. i 80., w swoim wczesnym etapie trenerskim odbywał staże w Hiszpanii, której metodologia pracy – przede wszystkim periodyzacja taktyczna i ćwiczenia z piłką w mniejszych grupach na wysokiej intensywności – oraz generalna futbolowa filozofia dominacji znacząco wpłynęły na stworzenie przez młodego menedżera modelu bazującego na grze pozycyjnej, podczas której nastawienie na przeważanie nad rywalem poprzez chęć posiadania piłki determinuje określone zachowania w czasie płynnych faz przejściowych między atakiem a obroną, co wymaga bezwzględnej świadomości zawodników. Zanim Rodgers trafił do Liverpoolu, myśl tę uskuteczniał od juniorskich zespołów Chelsea po walijskie Swansea, gdzie wywalczył awans do Premier League, będąc przy piłce dłużej (średnio ponad 60% czasu gry) niż każdy z zespołów najwyższej klasy rozgrywek i wymieniając zbliżoną liczbę podań w meczu w porównaniu do czołówki angielskiej elity (źródło: whoscored.com). Nadzwyczaj podkreślał jednak istotność całościowej perspektywy piłkarskiego pojedynku, który dopiero w następstwie winien być rozłożony na poszczególne elementy:

Kiedy nie mamy piłki pojawia się moment na intensywną presję, aby przejąć futbolówkę. Ale nie możesz ciągnąć tak przez 90 minut, więc w celu regeneracji i utrzymania energii będziemy czynić to czasem poprzez realizację własnych pomysłów w czasie meczu – naszej piłkarskiej tiki-taki, naszych małych gier, ażeby utrzymać piłkę.

Działamy w czterech fazach meczu bardzo uważnie. Pracujemy nad otwarciem gry i zdobyciem terenu, budową [ataku] przez zespół, a więc nad naszą konstrukcją od tyłu; spoglądamy na sferę kreowania okazji oraz wykorzystania tych szans i później patrzymy na dwie fazy przejściowe, co jest bardzo znaczące wobec sposobu [czyt. głównej idei dominacji] w jaki gramy, w szczególności na przejście defensywne.

Pracujesz w strefowym pressingu, dlatego kiedy jest [piłka i przeciwnik] w twojej strefie, masz możliwość doskoku. Ta zdolność do natychmiastowego nacisku w ciągu pięciu lub sześciu sekund, by odzyskać piłkę, jest ważna. Aczkolwiek także musisz zrozumieć, kiedy nie zdołasz [tego zrobić] i czym są spusty [czyt. odpowiednie momenty do pressingu] do wykonania tego po raz kolejny, ponieważ nie możesz biegać jak szaleniec.

(„The Guardian” – wypowiedzi pierwsza i trzecia, The Football Association – wypowiedź druga; tłumaczenie własne)

Najbardziej okazała pod względem stylu gry kampania Irlandczyka w Liverpoolu, 2013/2014, omal nie zakończyła się zdobyciem mistrzostwa kraju, a piłkarze występowali w zestawieniach 1-4-3-3 oraz 1-3-5-2 w celu wyeksponowania duetu napastników Suarez-Sturridge, który zdobył połowę ze 101 bramek zespołu w lidze (najwięcej spośród wszystkich drużyn). Głębokim rozgrywającym uczynił Rodgers Stevena Gerrarda, rozgrywającego swój przedostatni sezon w karierze i już nie tak dynamicznego w poruszaniu się po boisku, lecz przeżywającego swój renesans dzięki wykorzystaniu jego umiejętności posyłania silnych i w odpowiednim tempie podań jako wsparcia do przeniesienia centrum gry. Cała „jedenastka” z kolei notowała średnio ponad pięćset zagrań w trakcie spotkania (w dziewięćdziesięciu procentach krótkich), z czego trzynaście kluczowych, co stanowiło trzeci wynik w Premier League, bardzo zbliżony do Manchesteru City Manuela Pellegriniego oraz Chelsea José Mourinho (źródło: whoscored.com) i dowodziło tym samym w dużej mierze wertykalności w działaniach zespołu i dążeniu do zdobywania coraz odleglejszych przestrzeni. W aspektach defensywnych The Reds, zgodnie z niezmiennymi założeniami trenera, wyróżniali się pressingiem wyraźnie prędkim, z dala od własnej bramki, jednak często żądza supremacji w trakcie meczów powodowała, iż starali się szybko odzyskiwać futbolówkę i prowadzić grę za wszelką cenę, nie zważając do końca na zdolności przeciwników w bronieniu oraz wyjściu spod presji, w związku z czym niezmienne założenia trenera nie zostały w pełni wypełnione, Liverpool chwilami tracił kontrolę nad meczem, wraz z nią aż pięćdziesiąt goli i w konsekwencji tytuł mistrzowski.

Wykres prezentuje średnią liczbę podań w sezonie 2013/2014 Premier League, na których wymienienie dane zespoły pozwalają przeciwnikowi na jego połowie (liczone od czterdziestego metra od bramki) zanim przejdą do działań obronnych (PPDA – passes allowed per defensive action), czyli interwencji względem piłki oraz rywala, a także fauli (źródło: Opta). Drużyna Brendana Rodgersa w tej materii uplasowała się w ścisłej ligowej czołówce, co świadczy o wysokiej intensywności jej pressingu.

Futbol Kloppa – jeszcze mocniejsze brzmienia a sztuka kreacji

Następcą irlandzkiego szkoleniowca został w 2015 roku Jürgen Klopp, który jeszcze większy nacisk kładł (i kładzie nadal) na dynamiczne fazy przejściowe z nadrzędną cechą wysokiego pressingu, nb. zetknął się z nim już jako środkowy obrońca w latach 90. w zespole FSV Mainz Wolfganga Franka, pozostającego pod wpływem… Arrigo Sacchiego. Pod batutą Niemca liverpoolczycy w rodzimej lidze zaczęli pozwalać przeciwnikom na ich połowie boiska już na zaledwie ok. siedem podań (dla porównania liderzy tej klasyfikacji, podopieczni Pepa Guardioli, dopuszczali do circa sześciu zagrań), utrzymując ten wskaźnik na poziomie ośmiu podań w edycji 2019/2020. W przeciwieństwie do zespołu Rodgersa, zwykle dwie lub trzy nieudane próby nałożenia presji rywalom na ich części placu gry dawały sygnał do niższego zejścia pod linię piłki, w związku z czym defensywny balans był zachowywany i w ostatnich sześćdziesięciu siedmiu meczach wskaźnik oczekiwanych bramek straconych z otwartej gry równał się w przybliżeniu raptem czterdziestu trzem golom (źródło: understat.com). Należy również uznać, że dzięki znakomitemu opanowaniu umiejętności gry w tej fazie The Reds znacząco przybliżyli się do triumfu w Lidze Mistrzów 2018/2019, kiedy mierzyli się m.in. z drużynami Bayernu Monachium czy FC Barcelony, których modelową podstawę rozgrywania piłkarskich starć stanowi dominacja poprzez znajdowanie się w posiadaniu piłki, lecz przeciwko pressingowi „jedenastki” Kloppa, który momentami pod względem liczebności naciskających graczy przypominał atak szarańczy, choć w pełni zaplanowany.

Podczas budowy ataków, m.in. w czasie rewanżu z Katalończykami w półfinale, Liverpool nierzadko stosował długie podania z nastawieniem na szybkie zebranie tzw. drugiej piłki, dzięki czemu zacierał granice pomiędzy fazami gry i zaskakiwał rywali.

Sprzyjało temu skrócenie pola gry, zwiększające szanse na przeprowadzenie rekontry w przypadku fiaska próby uprzednio wysokiego odbioru futbolówki, a kluczową postacią w tych działaniach stał się centralny defensor Virgil van Dijk, który świetnie antycypuje wydarzenia na boisku, nieustannie udziela wskazówek partnerom, a w przypadku posłania za jego plecy dalekiej piłki jest w stanie dobiec do niej pierwszy i zażegnać zagrożenie. Holender bardzo dobrze sprawdza się także w fazie kreowania ataków Liverpoolu dzięki zdolności szybkiej zmiany centrum gry (jak kilka lat wcześniej Steven Gerrard) za pomocą celnych podań crossowych, które są dużym atutem np. po wrzutach piłki z autu, będących przedmiotem wytężonej pracy w Liverpoolu od co najmniej 2018 roku, gdy specjalnie oddelegowanym trenerem do doskonalenia tego aspektu gry został Thomas Grønnemark, były duński atleta. Odtąd skuteczność utrzymania się przy futbolówce po wznowieniu z boku wzrosła do ok. siedemdziesięciu procent (wcześniej ledwie co druga piłka była przejmowana), co jest szczególnie istotne wobec sposobu konstruowania akcji zaczepnych przez zespół LFC. Ligowi oponenci, analizujący grę liverpoolczyków, zrozumieli, iż szanse na odniesienie dobrych wyników w pojedynkach z piłkarzami Kloppa mogą wzrosnąć, kiedy zmusi się ich do konstruowania ataków pozycyjnych. I tak, począwszy od sezonu 2015/16, współczynnik PPDA przeciwników The Reds wyniósł kolejno jedenaście, piętnaście, dwadzieścia, dwadzieścia i dwadzieścia jeden podań, a więc widać jednoznacznie, że gros rywali zaczęło przyjmować wobec zawodników z Anfield strategię z wykorzystaniem obrony średniej i niskiej. O ile na angielskiej scenie Liverpool radzi sobie z taką sytuacją raczej bez większych problemów (ok. 110 goli oczekiwanych z otwartej gry i niemal tyle samo strzelonych), o tyle w europejskich pucharach poważne trudności napotkał już w fazie grupowej obecnego sezonu, gdy na swoim stadionie podejmował SSC Napoli ustawione przez większą część spotkania w niskim bloku.

Zawodnicy z Neapolu wielokrotnie znajdowali się całym zespołem poniżej piłki, poważnie komplikując przeciwnikom kreowanie ataków. Liverpoolczycy zdołali oddać w tym meczu, zakończonym rezultatem 1-1, dwa celne uderzenia z pola karnego z ostrego kąta (przedstawione na grafice,) z wszystkich piętnastu prób (bramka padła po dograniu z rzutu rożnego), a statystyki dotyczące podań wymownie ukazują bolączkę gospodarzy w fazie tworzenia sytuacji strzeleckich: podania 731-293, zagrania długie 62-61, dośrodkowania 40-10, kluczowe 9-3, przeszywające… 0-1. (źródło: whoscored.com) Dużo bardziej bezpośredni w ataku futbol Napoli okazał się równie owocny, co żmudne szukanie przez podopiecznych Kloppa szpar w strukturze piłkarzy włoskich, którzy wykonali jedno podanie mijające linię obrony więcej.

Atlético Madryt 2020

Ekipa z Merseyside swój udział w tej edycji Ligi Mistrzów zakończyła już w następnej fazie, gdzie Atlético trenera Diego Simeone także czyhało na Liverpool w obniżonym pressingu i w podobnym stopniu przeszkadzało LFC w dojściu do okazji bramkowych. Starcie na Estadio Wanda Metropolitano w Madrycie, kojarzące się The Reds z zeszłoroczną wiktorią w Pucharze Europy, tym razem przypominało mocne zderzenie ze ścianą.

Wyjściowe „jedenastki” obydwu ekip w swoich podstawowych barwach – Atlético w czerwono-białych, a Liverpool w jednolicie czerwonych. W pierwszym meczu Angel Correa wystąpił jako jeden z napastników, w drugim zaś na boku pomocy, który w Madrycie okupował Koke, lecz na Anfield Hiszpan wcielił się w rolę zawodnika środka pola, a dokładnie odwrotna zmiana dotyczyła także Saula zastępującego w Anglii Thomasa Lemara. Mobilność i uniwersalizm graczy Rojiblancos współgrały z trwale reaktywnym modelem gry Simeone. 
Zespół Atlético wznawiał grę od bramki dalekimi wybiciami oraz zawężał najbliższą przestrzeń, w którą piłka miała być dostarczona. Powietrzne pojedynki o futbolówkę zwykle wygrywał wyłaniający się zza pleców defensorów Alvaro Morata, kierując grę na przeciwległą wolną stronę boiska, której penetrację zapewniać mógł szybki Angel Correa (potencjalną stratę piłki, przy bliskości zawodników, można by szybko przemienić w odbiór). Pomimo faktu, że liverpoolczycy w zaprezentowanej powyżej akcji zdołali odtworzyć pozycję bazową w obronie, gracze z Madrytu z powodzeniem wygrywali pojedynki o „drugie piłki” oraz potrafili skupić przeciwników w wąskim terenie, by szybko przenieść ciężar gry (Saul dobrze zebrał informacje dotyczące liczebności i pozycji zawodników w danych strefach), spróbować rozciągnąć odległości pomiędzy poszczególnymi piłkarzami LFC i wykorzystać powstałą przestrzeń (dodatkowo Morata absorbował uwagę Trenta Alexandra-Arnolda po przeciwnej stronie). Co ciekawe, już wcześniej pojawiła się szansa na przejście do finalizacji ataku, gdy Correa uzyskał przewagę pozycyjną w prawej półprzestrzeni, wykorzystując „ślepą stronę” Georginio Wijnalduma, jednak na taką ewentualność przygotowany był van Dijk, ustawiony bokiem i rozpoznający możliwość wykorzystania konceptu piłki otwartej. Holender zwrócił następnie uwagę swoim kolegom na moment wyższego wyjścia spod własnej bramki, czym razem zawadzili Atlético w progresji ataku. Madrytczycy natomiast zdecydowali się na dośrodkowanie w pole karne po zwycięskim pojedynku dwójkowym między Lodim a Arnoldem. Na piątym metrze Morata swoim ustawieniem przykuł atencję dwójki stoperów, a dwaj jego partnerzy pojawili się między blisko ustawionymi formacjami obrony oraz pomocy Liverpoolu, dlatego wyłącznie celne dogranie zakończone strzałem z pierwszej piłki mogłoby realnie zagrozić bramce Allisona. W przypadku wybicia futbolówki przed pole karne czekali już na jej przejęcie trzej piłkarze Atlético, by natychmiast ponowić atak.
Podczas ataków pozycyjnych liverpoolczycy pragnęli sprowokować wyższe podejście bocznego defensora Atléti do Andrew Robertsona, by wykorzystać wolną przestrzeń pomiędzy środkowym a lewym obrońcą. Najczęściej za asekurację tej strefy odpowiedzialny był jeden ze środkowych pomocników, nie zawsze czynił to w odpowiednim tempie, lecz powolna cyrkulacja piłki wśród piłkarzy LFC uniemożliwiła zużytkowanie tej luki. W następnych próbach za pokrycie poszczególnych stref odpowiadali już inni zawodnicy z Madrytu, dobrze odczytywali intencje przeciwników, nawzajem korygowali swoje ustawienie (Koke stosuje ponadto zabiegnięcie Robertsona, odcinając linie podania), tworząc kolektywny blok defensywny z niewielkimi odległościami pomiędzy formacjami, które dobrze kontrolowały ustawienie napastników Liverpoolu. Podopieczni Kloppa jednak wciąż mieli okazje stworzyć wolną przestrzeń w kolejnych ponowieniach za pomocą dalekich przerzutów van Dijka, które zawsze są szybsze od przesunięcia poszczególnych linii Atlético. W tych chwilach można było spożytkować przewagę w liczebności środkowych pomocników dzięki podłączeniu się jednego z nich (w tym przypadku Jordana Hendersona) do ataku po zmianie centrum gry.
The Reds próbowali również wyciągnąć ze strefy środkowych pomocników Atléti poprzez niskie zejście Roberto Firmino (madryccy stoperzy praktycznie nigdy nie opuszczają swojego terenu, przekazując opiekę nad rywalami partnerom figurującym wyżej), tymczasem opieszała zmiana strony gry i podania do najbliższego zawodnika (najczęściej działał tak Fabinho) często grzebały szanse na powodzenie w przeprowadzeniu akcji zaczepnych, gdyż czerwono-biali zdążali się w tym czasie przeorganizować. W przedstawionym ataku pojawiła się szansa na posłanie piłki z pozycji otwartej za plecy Lodiego, który nie zidentyfikował możliwości zastosowania tego konceptu (w odróżnieniu do Stefana Savicia), a także zaskoczenie gospodarzy wbiegnięciem Hendersona jako „trzeciego zawodnika”, który jednak prędko został objęty kryciem.
Liverpool nie radził sobie również ze stałymi fragmentami gry Atlético (które w ten sposób zdobyło jedynego gola w meczu), których krótkie rozegranie wyciągało gości wyżej i stwarzało przewagę liczebną graczom wbiegającym w drugie tempo. Niecelne dośrodkowanie mogło wywołać kontratak liverpoolczyków, lecz zapobiegały temu niewiarygodnie szybkie powroty piłkarzy z Madrytu za linię piłki (w szczególności Felipe).
W sytuacji tej The Reds chcą zastosować podobny wariant rozegrania do przedstawionego dwa materiały wyżej, jednak interwencja Correi, wynikającego z jego przytomności taktycznej, zapobiegła przeniesieniu ciężaru gry na drugą stronę boiska, gdy czterem liverpoolczykom udało się skupić uwagę pięciu Rojiblancos na niewielkim fragmencie murawy.
W drugiej połowie spotkania sytuacja nie uległa zmianie. Liverpool nadal bardzo wolno operował piłką i w powyższej akcji, mimo że przyciągnął połowę graczy Atlético do lewej półprzestrzeni, nie potrafił wyjść spod presji w związku ze spóźnionym wsparciem Fabinho, który nie skorzystał ze „ślepej strefy” Correi.
Im bliżej końca pojedynku, tym liverpoolczycy wielokrotnie posyłali zupełnie nieprzygotowane dośrodkowania w „szesnastkę”, gdzie defensorzy górowali pod względem liczebnym oraz fizycznym i wybijali piłki głową. Przewagę pozycyjną udawało się osiągnąć dopiero po bezpośrednim zaangażowaniu w atak środkowego obrońcy oraz zapewnieniu szerokości przez nowowprowadzonego na plac gry Divocka Origiego, który swym ustawieniem tworzył miejsce między stoperem a Vrsaljko.

Statystyki meczowe:

  • podania: 276-726
  • zagrania długie: 63-69
  • dośrodkowania: 9-31
  • kluczowe podania: 4-7
  • podania przeszywające: 0-0
Podopieczni niemieckiego trenera w ciągu całego meczu ośmiokrotnie uderzali na bramkę Jana Oblaka, w tym ani razu celnie i zaledwie dwukrotnie z obrębu pola karnego (na grafice, źródło statystyk: whoscored.com).
W drugim starciu na Anfield madrytczycy znowuż zagrozili Anglikom po stałych fragmentach gry rozegranych w drugie tempo. W zaprezentowanej akcji wyłącznie van Dijk i Alexander-Arnold zauważyli koncept piłki otwartej, przyjmując postawę boczną przed dośrodkowaniem i to oni byliby najbliżej zablokowania późniejszego zagrania na piąty metr przed bramkę Adriana, gdzie czekało trzech osamotnionych graczy Atlético, choć przed crossowym podaniem nie mieli przewagi liczebnej.
Liverpoolczycy w atakach pozycyjnych znowuż chcieli wykorzystać miejsce za plecami bocznego obrońcy, choć tym razem rolę „trzeciego zawodnika” pełnił częstokrotnie zastępujący Alex Oxlade-Chamberlain, który dzięki swoim umiejętnym ruchom (oraz szerokiemu ustawieniu Salaha) wywoływał kryzys decyzyjnych Thomasa, Saula i Lodiego. W powyższym przykładzie dogranie Anglika nie zostaje zakończone strzałem, lecz pojawiła się szansa na skorzystanie z wolnej przestrzeni na przedpolu „szesnastki”, gdy defensorzy podążali wzrokiem za piłką i przybliżali się w kierunku własnej bramki (również dzięki wbiegnięciu napastnika na krótki słupek).
Swoją największą broń, czyli dynamiczne fazy przejściowe, The Reds zużytkowali zaledwie raz, kiedy świadomie zezwolili Atlético na podejście na własną połowę, by następnie odebrać piłkę i w mgnieniu oka zagrać dalekie podanie w stronę słynącego ze sprintów Mohameda Salaha, którego wycofanie piłki nie spożytkował w pełni Sadio Mane, korzystający z wolnego sektora środkowego między formacjami rozciągniętego rywala. 
Atak pozycyjny zakończony bramką na 1:0 (bliźniaczo podobny do zademonstrowanego dwa filmy wcześniej) zapoczątkowany został utrzymaniem się w posiadaniu futbolówki po wrzucie z autu i zmianą centrum gry. Kolejne rozegrania piłki w poprzek doprowadziły do sposobności pojawienia się Oxlade’a-Chamberlaina pomiędzy czterema zawodnikami Atléti. Pochodzący z Portsmouth zawodnik zabsorbował ich uwagę, zwiódł ruchem „od i do” oraz „zdobył plecy” bocznego obrońcy, który podszedł do niemal przyklejonego do linii bocznej Salaha. W sytuacji tej w przewadze liczebnej znaleźli się piłkarze z Madrytu, dwóch liverpoolczyków figurujących niżej sygnalizowało możliwość przeniesienia gry na przeciwną stronę placu, lecz kluczowe podania w tej samej strefie (łącznie z wycofaniem, dzięki czemu powstała wolna przestrzeń za lewym obrońcą) zostały zagrane w odpowiednim czasie i umożliwiły szybkie przejście do fazy finalizacji ataku. Bardzo ważne zadanie wykonali również atakujący Mane i Firmino, których nieustannie zmieniające się ustawienie pomiędzy defensorami Atlético „związało” pięciu z nich, a wolne miejsce w okolicach jedenastego metra zagospodarował (wreszcie efektywnie) Wijnaldum i skierował piłkę do siatki.
Dwie minuty przed końcem regulaminowego czasu gry Liverpool po raz pierwszy (i ostatni) w tym dwumeczu zaskoczył Hiszpanów poprzez stały fragment gry, rzut rożny, gdy w drugie tempo z linii pola karnego niecelny strzał oddał Robertson. Piłkarze Kloppa sprawnie ściągnęli zawodników Atlético w te sektory, w które zaplanowali (siedmiu w pole karne wobec pięciu The Reds oraz trzech w róg boiska przy krótkim podaniu), pozbawiając ich perspektywy wyjścia z obiecującą kontrą z uwagi na płaskie i zbite ustawienie.

W dogrywce gospodarze angażowali w swoje akcje zaczepne coraz większą liczbę graczy i jednocześnie zwiększali prawdopodobieństwo skonstruowania przez rywali ataków szybkich po odbiorze piłki, z czego Atlético skrzętnie skorzystało. Diego Simeone zdecydował się wykorzystać w roli jokera Marcosa Llorente, którego inteligentne prowadzenie do skupienia przeciwników oraz w decydującym momencie kontrataku nabieranie względem nich szerokości ostatecznie przesądziło o zdobyciu dwóch bramek i zwycięstwie 4-2 w 1/16 finału rozgrywek, eliminując obrońców trofeum Ligi Mistrzów już w tak wczesnej fazie.

Statystyki meczu:

  • podania: 854-363
  • zagrania długie: 94-101
  • dośrodkowania: 62-7
  • kluczowe podania: 27-7
  • podania przeszywające: 0-2
Zawodnicy Liverpoolu trzydzieści cztery razy strzelali na bramkę Jana Oblaka, siedmiokrotnie celnie z „szesnastki” (grafika, źródło statystyk: whoscored.com)
Tłumaczenie z języka hiszpańskiego: ’¿Que sigue?’ – „Co dalej?”, ’Campeones de Europa’ – „Mistrzowie Europy”, ’seis veces ganadores’ – sześciokrotni zwycięzcy (źródło grafiki: 80s Casuals)

Nie ulega wątpliwości, iż podopieczni Jürgena Kloppa nie wykorzystali efektywnie całego arsenału swoich broni przeciwko skomasowanemu niskiemu blokowi obronnemu Atlético, aczkolwiek różnorodność konceptów w ataku pozycyjnym nie rzucała na kolana; futbolówka rozdysponowywana była raczej niespiesznie, a akcjom z wykorzystaniem „trzeciego zawodnika” piłkarze argentyńskiego szkoleniowca przeciwstawiali się z bardzo wysoką skutecznością (pomimo straty bramki po tego typu ataku). Ponadto spośród aż dziewięćdziesięciu trzech dośrodkowań w całym dwumeczu ledwie dwa z nich The Reds zamienili na gola, powodując głównie powstanie swoistej subfazy tzw. „piłki niczyjej”, na którą zawodnicy reagują podobnie, jak w przypadku „drugiej piłki”, a w elemencie tym madrytczycy wcale nie ustępują Anglikom. Co więcej, właściwe ustawienie piłkarzy Atlético oraz działania zespołu jako kolektywu (przypominające zresztą grę defensywną drużyny Rafaela Beníteza) pozwoliły zredukować największy atut Liverpoolu, czyli fazy przejściowe, do minimum. Oba starcia ukazują więc również istotność we współczesnej piłce nożnej na najwyższym poziomie kwestii reakcji danego zespołu na postępowanie rywala, a także kolejnych odpowiedzi na następne riposty, niczym w Ferdydurke Witolda Gombrowicza, gdzie „na każdą budującą i piękną minę Pylaszczkiewicza [metafora stylu piłkarzy z Anfield, do którego poniekąd zostali zmuszeni przez oponentów] Miętalski odpowie burzącą i szpetną kontrminą [przenośnia strategii ekipy z Madrytu]”. Jak dotąd nie rozstrzygnięto dylematu dotyczącego wyższości którejś z tych dróg (za przykład może posłużyć słynna dyskusja zwolenników „menottizmu” oraz „bilardyzmu”, dwóch zgoła odmiennych argentyńskich modelów gry, zyskujących z czasem globalną popularność), gdyż jedyne obiektywne kryterium stanowi skuteczność boiskowych poczynań (w nim okazali się lepsi Hiszpanie), poczucie estetyczne przypisuje się zaś sferze subiektywnej (zaświadczył temu trener rodem ze Stuttgartu na pomeczowej konferencji). Całkiem pewnym tymczasem jest, że sposób bronienia i rozłożenie akcentów liczebno-pozycyjnych warunkuje metodę atakowania i na odwrót. Zarówno w fazach defensywnych, przejściowych oraz ataku zespół Jürgena Kloppa poczynił ogromne postępy w ostatnich kilku latach, a jeszcze większe w stosunku do drużyn poprzednich szkoleniowców, osiągając największy kontynentalny prymat od lat 80. ubiegłego wieku, jednak Atlético Diego Simeone pokazało, iż w czerwonej części Merseyside wciąż wiele konceptów w modelu gry można dodać oraz ulepszyć. Następstwa wiosennej przegranej w Lidze Mistrzów z pewnością, prędzej lub później, się ukażą, lecz to od załogi Niemca zależy, czy klęska ta zostanie podobnie potraktowana jak porażka z Crveną Zvezdą w 1973 roku, przynosząc dalszy taktyczny rozwój.

Źródła:

  • Jonathan Wilson, Scott Murray, Anatomia Liverpoolu, Wydawnictwo SQN, Kraków 2019
  • Jonathan Wilson, Inverting the Pyramid, Orion Publishing Co
  • lfchistory.net
  • 80s Casuals (grafika)
  • Opta (statystyki)
  • „The Guardian” (wywiad)
  • PAP (zdjęcie wyróżniające)
  • Michael Cox, Premier League. Historia taktyki w najlepszej piłkarskiej lidze świata, Wydawnictwo SQN, Kraków 2018
  • sharemytactics.com (plansza ze składami)
  • The Football Association (wywiad)
  • understat.com (statystyki)
  • whoscored.com (statystyki)


M jak Mecz. Piłkarski Pamiętnik. Entuzjasta analitycznego spojrzenia na piłkę nożną.

Reklama