W drugim odcinku cyklu dotyczącego występów The Reds w europejskich pucharach przyglądamy się finałowym meczom liverpoolczyków w Pucharze Europy Mistrzów Klubowych w latach 1977 i 1984, które niczym klamra spinają najbardziej owocny w trofea okres w historii klubu z Anfield i dobitnie świadczą o ewolucji taktycznej zespołu dokonującej się na przestrzeni siódmej dekady XX wieku.
Bez cienia wątpliwości należy stwierdzić, że gdyby nie wcześniejsze i niekiedy trudne doświadczenia z gry w Europie, Liverpool nie mógłby nawet marzyć o zdobyciu tytułu najlepszej drużyny Starego Kontynentu, a przecież zapracował sobie na ten honor aż czterokrotnie w ciągu siedmiu lat na przełomie lat 70. i 80. Sukcesy odniesione w starciach z krajowymi zespołami mogły wytworzyć fałszywe poczucie bezpieczeństwa w snuciu marzeń o triumfach na arenie międzynarodowej, jednak bałkańska lekcja z 1973 roku została potraktowana przez sztab szkoleniowy w klubie niezwykle roztropnie, wyznaczając zarazem azymut zmian w modelu gry zespołu, których konieczność przeprowadzenia uznawano jako sprawę oczywistą. Porażka z Crveną Zvezdą przemieniła Boot Room w liverpoolski „ostry dyżur” i z perspektywy czasu należy uznać, iż nic lepszego w czerwonej części Merseyside w owym czasie zdarzyć się nie mogło. Wnioski wyciągnięte zostały trafnie i bez zwłoki, potwierdzając przytomność umysłów w pokoju trenerskim LFC. Stwierdzono, że system gry oparty na podziale pracy pomiędzy zawodnikami poszczególnych formacji na przydzielonym im terenie stał się zbyt sztywny, oczekiwany przez przeciwników i nawet w najlepszej jakości wykonania nie mający szans w starciu z modelem bazującym na częstszej wymienności pozycji, podań oraz przyporządkowywaniu zawodnikom określonych ról do spełnienia, co każdorazowo zapewnia element nieprzewidywalności i większą skuteczność w poszczególnych fazach gry oraz jej kontroli. Słowa szkoleniowców Liverpoolu dowodzą jednak temu najwyraźniej:
Zrozumieliśmy, że bezcelowe jest zdobywanie piłki, jeśli kończysz na tyłku. Najlepsi Europejczycy pokazali nam jak efektywnie łamać defensywę. Szybkość ich ruchów była dyktowana przez pierwsze podanie. Musieliśmy uczyć się bycia cierpliwymi i myśleć o kolejnych dwóch czy trzech zagraniach, gdy mieliśmy piłkę. (Bob Paisley)
Uświadomiliśmy sobie w Liverpoolu, że nie możesz zdobyć bramki za każdym razem, kiedy masz piłkę. Nauczyliśmy się tego dzięki Europie, od Latynosów. Gdy grają piłką od tyłu, grają w małych grupach. Szablon przeciwników zmienia się, kiedy oni się wymieniają (pozycjami – przyp. red.). To stwarza szansę dla zawodników (…), by wkraść się po ostatnie podanie. Dlatego przypomina to kota i mysz w chwili oczekiwania na możliwość pojawienia się zanim decydująca piłka zostanie posłana. To jest proste i skuteczne… Wymaga to również od widzów czasu na przystosowanie się. (…) Jeśli przejmujesz piłkę w zespole Liverpoolu, chcesz opcji, wyborów… Wymagasz co najmniej dwóch ludzi do podania, może trzech, może więcej… Zdobądź piłkę, wykonaj wczesne podanie, kolejno przejdzie ono ode mnie do kogoś innego i znów nastąpi zmiana. Możesz nie zachodzić daleko, lecz struktura rywala będzie się zmieniać (czyt. rozrzedzać – przyp. red.). W końcu ktoś się wślizgnie. (Bill Shankly)
(J. Wilson, Inverting the Pyramid, wyd. 3, s. 301–303, tłumaczenie własne)
Przesłanie płynące z tych stanowisk wskazuje na celne rozpoznanie problemu, zawiera w sobie zarys konkretnych konceptów gry (np. wykorzystanie w fazie kreowania tzw. trzeciego zawodnika, urywającego spod opieki skupionego na piłce rywala), a same wypowiedzi Billa Shankly’ego posiadają cechy retoryki wspólnoty, dzięki czemu łatwiej jest przekonać do swojej filozofii gry zawodników oraz sympatyków klubu. Transformacji dokonywano jednak głównie bez udziału szkockiego menedżera, który zasiał ziarno zmian i niespodziewanie udał się na emeryturę wraz z końcem sezonu kojarzonego głównie z porażką przeciwko drużynie z Belgradu.
Nowa era na starych podwalinach
Cała liverpoolska społeczność nie mogła uwierzyć w tę decyzję, traktując odejście „Shanksa” niemal jako zgon. Następcą został jednak asystent Bob, właśc. Robert Paisley, zapewniając jednocześnie ciągłość pracy szkoleniowej Boot Roomu. Liczący wówczas pięćdziesiąt pięć wiosen na karku Anglik przebył łącznie trzydziestopięcioletnią drogę od roli surowego technicznie, lecz dobrze czytającego grę lewego obrońcy LFC przez fizjoterapeutę po członka sztabu trenerskiego. Jak przyznawali piłkarze i inne osoby z nim pracujące, wszystkie zalecenia i komunikaty wydawane przez Paisleya były krótkie, do bólu konkretne i przejrzyste, a sam menedżer surowo traktował swoich podopiecznych. Ponadto, co najistotniejsze, odznaczał się wyjątkowo przenikliwym umysłem, który pozwalał mu właściwie rozumieć grę oraz konieczność dostosowania się do obowiązujących w europejskiej piłce trendów taktycznych stanowiących wskazówki dotyczące sposobów, w jakie można odnieść sukces. Pochodzący z regionu North-East trener błyskawicznie odpowiedział na te potrzeby poprzez stopniową przebudowę zespołu. W pierwszej kolejności postanowił uwypuklić wszystkie atuty graczy stanowiących dotychczas pierwszą „jedenastkę”, dzięki czemu Phil Thompson, 20-letni defensywny pomocnik o pokaźnych warunkach fizycznych (i przyszły kapitan drużyny), zaczął występować na pozycji środkowego obrońcy, gdzie mógł prezentować swoje umiejętności wyprowadzenia piłki we wczesnej budowie ataków, co stanowiło piętę achillesową jego poprzednika, Larry’ego Lloyda. U zarania ery Paisleya szeregi The Reds zasili również zawodnicy, których naturalne predyspozycje mogły zostać wykorzystane w kontynentalnym modelu gry opartym na kontroli pojedynków dzięki posiadaniu i cierpliwemu rozgrywaniu piłki. To właśnie cierpliwość okazała się kluczową cechą w pracy z nowymi piłkarzami, m.in. bocznym pomocnikiem Rayem Kennedym, wszechstronnym graczem drugiej linii Terencem McDermottem czy prawym obrońcą Philem Nealem, którzy sukcesywnie przystosowywani byli do drużyny i z czasem stali się pierwszoplanowymi postaciami zespołu na kolejne lata (Neal niczym prawdziwy stachanowiec rozegrał dla Liverpoolu rekordowe 365 meczów z rzędu pomiędzy 1974 a 1983 rokiem). Istotną rolę odgrywał również scouting klubu, którego czołową postacią był Tom Saunders, także członek Boot Roomu, który wykazywał się bystrym okiem w wynajdowaniu młodych graczy z regionu; w jego sidła wpadł m.in. wieloletni gracz pomocy Jimmy Case. Solidne klubowe struktury w połączeniu z sumienną pracą i jasną myślą taktyczną doprowadziły do największych sukcesów w dziejach Liverpoolu. W 1976 ekipa z Anfield po raz drugi sięgnęła po Puchar UEFA, a w kolejnych siedmiu sezonach wielokrotnie zdobyła wszystkie możliwe trofea (sześć mistrzostw kraju), z wyjątkiem Pucharu Anglii, czyniąc tym samym Boba Paisleya najbardziej utytułowanym menedżerem The Reds w historii. Za kryterium rozwoju zespołu wciąż uznawano jednak występy w Pucharze Europy, a tam liverpoolczycy także zdominowali konkurencję i zapoczątkowali trwający sześć sezonów angielski prymat w tych rozgrywkach (najlepszymi drużynami kontynentu stały się również Aston Villa oraz dwukrotnie Nottingham Forest, którego trener Brian Clough traktował grę krótkimi podaniami jako klucz do sukcesu, „deszcz niezbędny dla życia kwiatów”).
Borussia Mönchengladbach 1977
Taktycznym symbolem pierwszego zwycięstwa Liverpoolu w najważniejszym europejskim turnieju stał się finał kampanii 1976/1977 rozegrany 25 maja w Rzymie. Przeciwnicy Liverpoolu, popularne „Źrebaki” z Mönchengladbach, dopiero co sięgnęły po trzeci z rzędu (i do dziś ostatni) tytuł mistrza kraju, prezentując niemiecką wersję „futbolu totalnego” charakteryzującą się misternym kreowaniem akcji zaczepnych, dużą płynnością we wzajemnym przemieszczaniu się zawodników i tym samym tworzeniem kolejnych linii podań. W porównaniu do modelu holenderskiego zespół Borussi zrezygnował z wysokiego pressingu, a w starciu z The Reds szczególnie obniżył blok obronny z uwagi na szybkość atakujących LFC, Steve’a Heighwaya i Kevina Keegana, którzy mogliby wykorzystać przestrzeń za plecami defensorów, a w istocie, wobec umiejętności w pojedynkach indywidualnych, pełnili funkcję tzw. target manów potrafiących skupić na sobie atencję rywali.

Po zdobyciu prowadzenia The Reds postawili na kontrolę wydarzeń boiskowych poprzez naprzemienne cierpliwe budowanie ataków oraz oddanie piłki przeciwnikowi, przejście do średniego, bądź niskiego pressingu i wyprowadzanie kontr. Sami dwukrotnie się na nie narazili, raz piłka uderzyła w słupek bramki Clemence’a, jednak szybki powrót piłkarzy do swoich stref w defensywie zapobiegł dalszemu zagrożeniu. Na początku drugiej części meczu stracili bramkę po prostej utracie piłki w początkowej fazie budowania ataku, jednak poprzez stałe fragmenty gry wykorzystali następnie dobrą grę w powietrzu środkowego obrońcy Tommy’ego Smitha i umiejętność gry jeden na jednego Kevina Keegana, ustalając wynik na 3:1. Rzymska wiktoria spełniła marzenia wszystkich liverpoolczyków, a przede wszystkim ukazała dużą elastyczność taktyczną podopiecznych Paisleya, tworzących grupę inteligentnych młodych zawodników wspartych doświadczeniem starszych piłkarzy (Smith i Callaghan tym spotkaniem de facto żegnali się z ekipą z Anfield, drugi z nich rozegrał ponad osiemdziesiąt meczów dla Liverpoolu w europejskich pucharach, począwszy od premierowej dla klubu wyprawy do Rejkiawiku w 1964 roku), którzy razem potrafili przystosować koncepty gry do strategii w poszczególnych fazach pojedynku i jednocześnie zarządzać wynikiem meczu, co stanowi niezwykle ważną umiejętność w decydujących fazach wielkich turniejów. Zwycięstwo to stało się zarazem zapowiedzią trzech kolejnych europejskich sukcesów zwieńczonych szczęśliwym, choć niełatwym powrotem do Wiecznego Miasta po siedmiu latach.
AS Roma 1984
Zanim jednak do tego doszło, drużyna Liverpoolu przechodziła kolejne transformacje. Szkielet zespołu zbudowany został wokół Szkotów (z którymi klub związany był od początku swojego istnienia) – znakomicie czującego się z piłką przy nodze środkowego obrońcy Alana Hansena, bardzo dobrze czytającego boiskowe sytuacje pomocnika Graeme’a Sounessa oraz nieocenionego w fazach kreowania oraz finalizacji ataków cofniętego napastnika Kenny’ego Dalglisha. Ciągłość modelu gry liverpoolczyków zapewniał również bramkarz Bruce Grobbelaar, grający niemal jako libero, a dynamikę i skuteczność w wykańczaniu akcji gwarantował Ian Rush. Równie istotną kwestią był również czas przeprowadzenia zmian – poprzednicy nowego zespołu odchodzili w glorii chwały oraz poczuciu dobrze spełnionego zadania, gdyż menedżer Bob Paisley za wszelką cenę chciał uniknąć w drużynie pełnego zadowolenia i choćby chwilowej sytości. Sam zresztą z rocznym wyprzedzeniem zapowiedział swoje odejście, schedę zaś przejął w 1983 roku kolejny z członków Boot Roomu, ponad 60-letni Joe Fagan. Podejście do pracy na Anfield pozostawało więc „po staremu”, a sezon ligowy zakończył się zdobyciem piętnastego w historii klubu mistrzostwa Anglii, lecz jeszcze trudniejsze wyzwanie czekało The Reds ostatniego dnia maja 1984 roku, kiedy zmierzyli się w swoim czwartym finale Pucharu Europy z AS Romą na jej własnym, choć znanym już Liverpoolowi obiekcie. Przed spotkaniem wszyscy komentatorzy, eksperci i byli piłkarze pozostawali zgodni – starcie to miało być najpoważniejszym testem, do którego podchodził zespół z Merseyside w historii swoich występów w europejskich pucharach. Rzymianie dysponowali bardzo silnym składem personalnym z dwoma włoskimi mistrzami świata sprzed dwóch lat, Bruno Contim i Francesco Grazianim, oraz piłkarzami środka pola legendarnej drużyny reprezentacji Brazylii trenera Telê Santany, Falcão i Toninho Cerezo, potrafiącymi zarówno skutecznie trzymać pozycję, jak i kreować grę. Całość stanowiła zgrany kolektyw, bardzo groźny w każdej fazie pojedynku.

Do końca spotkania obie drużyny nie dążyły do zdobycia gola za wszelką cenę, zostawiały co najmniej ośmiu graczy za linią piłki oraz stawiały na niski, bądź średni pressing z zachowaniem bliskości poszczególnych formacji. Kontrola meczu i pierwszorzędna troska o zabezpieczenie własnej bramki, biorąc pod uwagę szereg atutów rywala w fazie kreowania i finalizacji, doprowadziła do rzutów karnych, które lepiej egzekwowali liverpoolczycy. Niewątpliwie w finale tym stanęli naprzeciw siebie godni pod względem taktycznym przeciwnicy, a kolejny triumf angielskiej drużyny w stolicy Włoch trafnie puentują słowa utworu Budki Suflera pt. Sen o dolinie:
Wolę swoją znów dolinę
Wokół której płynie czas
Szuka jej, kto był tu raz
Zwycięstwo z roku 1984 zakończyło okres największych europejskich triumfów w historii Liverpoolu, pod którymi kryje się taktyczna metamorfoza przeprowadzona w ciągu ubiegłej dekady. Dolina o nazwie Stadio Olimpico w Rzymie na zawsze została zapisana w kronikach klubowych jako miejsce świetności, obiekt tęsknot kibiców (których kilkadziesiąt tysięcy wspierało piłkarzy w latach ’77 i ’84) oraz wyznacznik modelu gry, do którego uzyskania winni dążyć na Anfield, chcąc powtórzyć sukcesy doby Boot Roomu.
Źródła:
- Daily Mirror
- lfchistory.net
- Liverpool Echo (korespondencje, artykuły, zdjęcie wyróżniające)
- Telewizja RAI (materiały wideo)
- sharemytactics.com (plansze ze składami)
- John Wilson, Red Men. Liverpool Football Club – The Biography, Mainstream Publishing
- Jonathan Wilson, Scott Murray, Anatomia Liverpoolu, Wydawnictwo SQN, Kraków 2019
- Jonathan Wilson, Inverting the Pyramid, Orion Publishing Co, wyd. 3
Najnowsze komentarze