Zajęliśmy się listą grzechów Hiszpana, na której znajdują się te taktyczne i nie tylko.
„Nowy” Lech, którego Bakero zaprezentował na początku sezonu był w stanie zaskakiwać przeciwnika jedynie w pierwszych kilku kolejkach. Zaskoczenie skończyło się już w 5 kolejce, w której Adam Nawałka wskazał drogę pozostałym trenerom Ekstraklasy. „Jeśli Lech jest przy piłce, to dyktuje warunki. Naszym założeniem było mu ją szybko odbierać i to przyniosło efekt” – stwierdził szkoleniowiec zabrzan. Dlatego Górnik zastosował wysoki i agresywny pressing i zaatakował tam, gdzie Lechowi był potrzebny spokój w rozegraniu – środek obrony. Od tego momentu praktycznie każdy wiedział jak zagra Lech. Jeśli kogoś nie było stać na wysoki pressing, to wycofywał się i ustawiał na własnej połowie, skracając pole gry.

– jednostajne tempo rozgrywania akcji
– podania w poprzek lub do tyłu – nie zdobywały terenu
– brak wysokiego pressingu z przodu
– nie było łamania akcji
– brak wyjść z 2 linii
– rzadko grali z kontry
– brak ruchu bez piłki – nikt nie pokazywał się do gry
– brak planu B
– trudności w kreowaniu sytuacji do strzału (szczególnie pod koniec jego rządów)
Może i na tle innych drużyn Ekstraklasy Lech nie prezentował się źle w stałych fragmentach, lecz korzystał zbyt często z kombinowanych rzutów rożnych.
Statystyki dotyczące kornerów, które prowadzimy w tym sezonie pokazują, że więcej goli pada po rzutach rożnych bezpośrednich – w tzw. 1 tempo niż w tych rozgrywanych krótko. Im więcej kombinacji, tym poziom trudności danego fragmentu wzrasta. W Lechu ta proporcja została zachwiana.
Zbyt często drużyna Bakero próbowała być jak Barcelona, która rzadko, kiedy decyduje się na dośrodkowanie w pole karne z rzutu rożnego, a raczej wybiera krótkie rozegranie kornera. Mało kto jednak wie, że Duma Katalonii w tym sezonie La Liga wykonywała 157 rzutów rożnych, w których zdobyła…1 gola (w 23 kolejkach).

Pomijając już dziwne rotacje w składzie, kibice w Poznaniu byli zdziwieni, w jaki sposób z klubu pozbyto się Bosackiego – zawodnika związanego z Lechem przez niemal całą karierę. Bakero nie dość, że nie wstawił się za nim, to jeszcze podkreślał, że przez niego Lech stracił wiele bramek. Najbardziej jednak dziwi fakt, że zarząd klubu w podejmowaniu decyzji o nie zaoferowaniu Bosackiemu nowego kontraktu, bardziej kierował się argumentami Bakero będącego w Lechu wówczas 7 miesięcy, a nie argumentami zawodnika, który związał z nim całą karierę.
Kolejne dziwne decyzje dotyczyły odrzucenia Kiełba, którego wypożyczono do Korony, choć w Lechu nie było kłopotu bogactwa z dobrze wyszkolonymi technicznie skrzydłowymi.
Dziwić może też fakt nie wstawienia się za Bandrowskim, kiedy ten negocjował możliwość podpisania kontraktu z „Kolejorzem”. Oczywiście defensywny pomocnik nie grał w piłkę przez ponad rok (kontuzja), ale wydaje się, że przy obecnej sytuacji kadrowej Lech nie powinien „gardzić” piłkarzem ze zmysłem czytania gry.
Bakero nie potrafił wpłynąć na drużynę. Jego drużyna przegrywała, gdy traciła pierwsza gola. Brakowało mu charyzmy, by wskrzesić ducha walki i zmobilizować zrezygnowanych piłkarzy. Dobry trener oprócz zmysłu taktycznego, powinien być dobrym psychologiem, umieć pozbierać rozbity utratą gola zespół, ale jak tego dokonać, gdy zawsze rozmawiało się tylko pośrednio?
Być może jeden z najtrudniejszych na świecie do nauki dla obcokrajowców, ale skoro „żyje się” i pracuje w obcym kraju, to chyba należałoby się zainteresować. Nauczenie się słów „spokojnie” i „dawaj” nie możemy uznać za dostateczne starania. Niestety nawet w meczu z Ruchem potrzebny był tłumacz, bo Bakero ani myślał się naszego języka uczyć.
Trudno wtedy o bezpośredni kontakt z zawodnikami, dystans jest większy, nie ma więzi. Tymczasem Bakero nawet nie udawał, że się stara.
Wielokrotnie w trakcie minionych 15 miesięcy panowania Bakero w Poznaniu mieliśmy okazję się przekonać, że gdyby tylko mówił po polsku to Donald Tusk rozważyłby powierzenie mu teki w resorcie sportu. Bask znakomicie opanował socjotechnikę mówieniu w superlatywach o rzeczach, które wszyscy inni uważali za bardzo słabe. Przeważnie to Lech dominował w meczu, a przeciwnik wykorzystał „jedyną” sytuację w meczu. Oto kilka przykładów wypowiedzi Bakero:
Braga – Lech 2-0
„Pierwsze dwa ataki gospodarzy zakończyły się golami i to uwarunkowało dalszy przebieg spotkania. (…) W drugiej połowie było już znacznie lepiej, ale zabrakło nam szczęścia.”
Lech – Śląsk 2-2
„Piłkarze Śląska wykorzystali praktycznie wszystkie sytuacje, jakie mieli, właśnie takiej skuteczności nam brakuje”
Wisła – Lech 1-0
„Po przerwie staraliśmy się prowadzić grę, ale straciliśmy gola, akurat w takim momencie gdy grało nam się dobrze.”
Lechia – Lech 2-1
„Ten mecz był jak cały rok: mieliśmy spotkanie w garści, ale niestety przyszła jedna nieszczęśliwa minuta, w której gospodarze przesądzili o losach meczu”
Górnik – Lech 2-1
„Przez pierwsze 20-25 minut nie mieliśmy zbyt wiele do powiedzenia, potem było lepiej, ale w końcówce pierwszej połowy straciliśmy gola. Była to bramka niepotrzebna, bo wtedy kontrolowaliśmy grę.”
Lech-Wisła 0-1
„Po porażce 0:1 wydaje się, że wszystko było źle. Jednak pierwsze 20 minut zagraliśmy fantastycznie. (…) Wisła natomiast wykorzystała swoją pierwszą okazję (…) Potrafiliśmy zamknąć ich w obrębie własnego pola karnego. Zabrakło nam jednak ostatniego podania”
Lech-Widzew 0-1
„Od początku meczu graliśmy tak, jak sobie założyliśmy. Kontrolowaliśmy spotkanie, ale brakowało nam ostatniego podania czy dokładnego dośrodkowania”
Oprócz zaklinania rzeczywistości, hiszpański szkoleniowiec nieustannie karmił dziennikarzy i kibiców tekstami związanymi z przygotowaniem zespołu. Po nieudanych spotkaniach Bakero często dodawał „Tym meczem zakończyliśmy 1 (2, 15, 37…) etap. Od jutra wkraczamy w kolejny, w którym powinniśmy być” i to wstawiał dowolne życzenie: skuteczniejsi, szybsi, bardziej dynamiczni. Pod koniec jego pracy rzadko kto się na to łapał, ale najważniejsze, że na jakiś czas dawano mu spokój.
Przypominało to trochę sytuację sprzed kilku lat, gdy trenerem Lecha był Adi Pinter. Austriak ciągle mówił o kolejnych fazach, które musi przejść zespół i prosił wszystkich o ocenianie dopiero po 100 dniach. W tym okresie Lech przegrał 5 z 7 meczów pod wodzą Pintera, zanim wszyscy zrozumieli, co to za „trener”.
– nauczył Lecha grać piłką
– poprawił grę w defensywie, dzięki nowej roli defensywnego pomocnika
– wypchnął bocznych obrońców jeszcze bardziej do przodu
Szkoda tylko, że te zmiany taktyczne były tylko same dla siebie, bowiem oprócz roli defensywnego pomocnika, pozostałe zabiegi nie przyniosły Lechowi oczekiwanych punktów.
Po takich doświadczeniach z zagranicznymi trenerami, w Poznaniu chyba będą zgłaszać zdecydowane veto wobec zagranicznych kandydatów na trenera Lecha. Ostanie dobre wspomnienia pochodzą sprzed ponad pół wieku, kiedy „Kolejorza” prowadził Vilem Lugr. Czeski szkoleniowiec wygrał 20 z 33 meczów. Później było już znacznie gorzej.
I choć na papierze Bakero nie wygląda źle na tle trenerów stranieri, to z pewnością cała 15 miesięczna przygoda nie będzie dobrze wspominana.
O tym, że Bask w Polsce się nie sprawdzi wszyscy wiedzieli już dawno. Prezes Polonii Józef Wojciechowski poznał się na nim już dawno i dlatego wygonił z Polonii. Zresztą dziwił też fakt, że trener z taką przeszłością piłkarską nie dostał szansy w Hiszpanii. Rodacy go nie chcieli, bo wiedzieli co z niego za trener.
Wiedzieli o tym również kibice w Poznaniu, kiedy Jacek Rutkowski podjął decyzję o zatrudnieniu go w listopadzie 2010. W istocie Bakero zepsuł Lechowi 2 sezony, bo i w tym będzie ciężko wyciągnąć na prostą. Marna to jednak satysfakcja, by teraz powiedzieć „a nie mówiłem”, bo tak naprawdę wygranym nie jest żaden, który tych słów użył.
Najnowsze komentarze