To miał być mecz o mistrzostwo Polski, którym polscy kibice emocjonowali się od kilku dni. Starcie na szczycie, które jednak zakończyło się pogromem. Legia Warszawa rozbiła w niedzielę Piasta Gliwice aż 4:0, nie pozostawiając gościom złudzeń…
Legia niedzielny pojedynek rozpoczęła w ustawieniu 4-2-3-1. Piast z kolei wyglądał zupełnie inaczej niż na przedmeczowej grafice – gliwiczanie zagrali systemem 4-1-4-1, z tym że linia pomocy została zestawiona bardzo wąsko. Trudno w tym spotkaniu Mateusza Maka i Martina Bukatę określić mianem skrzydłowych, bo większą część gry spędzili w środku pola.
Z ustawienia Piasta wynikał w dużej mierze styl gry podopiecznych Radoslava Latala. Wąskie ustawienie powodowało, że goście wszystkie ataki próbowali przeprowadzić właśnie przez centralną część boiska. Poza sporadycznymi wejściami Patrika Mraza, zupełnie nie funkcjonowały skrzydła gliwiczan.
Legia, mówiąc najprościej jak tylko można, zagrała swoje. To, czym drużyna Stanisława Czerczesowa imponuje od kilkunastu tygodni, znów było bardzo widoczne. Warszawianie atakowali rywali wysokim pressingiem, doskakiwali do graczy Piasta raz za razem. Przy golu na 3:0, takie właśnie zagranie w środku pola i strata Kamila Vacka okazało się kluczowe…
Co ciekawe, nawet w ostatnim kwadransie stołeczni grali tak samo, pomimo tego, że na tablicy wyników widniał rezultat 4:0. Choć wraz z upływem czasu i kolejnymi bramkami Legioniści atak pozycyjny coraz częściej zastępowali kontratakami, wciąż, gdy przy piłce byli goście, ruszali na nich natychmiastowo, z pełnym impetem. Bardzo ważnym było też, że przy jakichkolwiek przebitkach warszawianie szli za ciosem i po ułamku sekundy byli już przy drugim rywalu, w kierunku którego wcześniej poszybowała piłka. Często takie podwójne starcia padały właśnie łupem gospodarzy.
Agresji z kolei zabrakło Piastowi, nawet trener Latal, po końcowym gwizdku, podkreślał, że jest tą postawą rozczarowany.
W Legii aktywnie w obronie grał Michał Pazdan, który przy większości długich podań robił krok do przodu i atakował rywala pressingiem, najczęściej wyprzedzając go przy walce o górną piłkę. Choć łamał linię obrony, robił to bardzo efektywnie, bo większość główek wygrywał, tym samym zażegnując zagrożenie ze strony najczęściej Martina Nespora.
Obie drużyny nie zmieniły taktyki po tym, jak wynik otworzył Igor Lewczuk, ale Piast był tym razem szalenie nieskuteczny. Bardzo kompaktowe ustawienie przy atakach i małe odległości pomiędzy pomocnikami Piasta powodowały, że zagrożenie bramki Arkadiusza Malarza było nijakie. Przy tej okazji warto podkreślić dwie kluczowe kwestie: zwarte ustawienie gospodarzy w defensywie oraz wsparcie ze strony defensywnych pomocników.
Tomasz Jodłowiec z Arielem Borysiukiem już w momencie rozpoczynania konstruowania akcji przez piłkarzy Piasta zbliżali się sprintem do dwójki stoperów, zagęszczając w ten sposób środek pola do granic możliwości. W fazie bronienia tworzyli dużą przewagę liczebną. Warto też dodać, że reakcje wspomnianego duetu na przebieg boiskowych wydarzeń były natychmiastowe.
Zanim Piast zdążył ruszyć z jakimkolwiek atakiem, Legia była już ustawiona, gotowa do walki o odzyskanie futbolówki. Poza defensywnymi pomocnikami również skrzydłowi ustawiali się blisko obrońców:
Z defensorów warszawian wyróżnić trzeba też Artura Jędrzejczyka, który poza fantastyczną grą w destrukcji, często podłączał się do akcji ofensywnych gospodarzy. Reprezentant Polski wykorzystał to, że gliwiczanie na skrzydłach wyglądali dość blado i swoimi wejściami na połowę rywala robił sporo wiatru.
Przy rozpoczęciu gry boczni obrońcy Legii byli zazwyczaj ustawieni prawie na połowie gości. A czasem nie prawie, tylko za linią środkową. To wynikać mogło też z wolnego pola, które mieli dzięki specyficznemu ustawieniu „Piastunek”.
Legioniści wykorzystali przestrzeń przy liniach bocznych boiska, zagrali też dużo agresywniej niż Piast, którego bezlitośnie wypunktowali. Choć wciąż gliwiczanie mają matematyczne szanse na tytuł, wydaje się, że ten wpadł już w ręce warszawian, którzy mistrzostwa z rąk tych do następnej niedzieli wypuścić już nie powinni. Na dwie kolejki przed końcem rozgrywek Legia ma w tabeli nad Piastem trzy punkty przewagi.
Najnowsze komentarze