Legia – St. Patrick’s 1-1: historia pewnego ataku

O tym meczu nie można napisać wiele. Legia pod względem piłkarskich umiejętności górowała niezaprzeczalnie i oglądanie piłki odskakującej półamatorom z Irlandii przy większości przyjęć na pół metra powinno być wyraźnym sygnałem dla mistrzów Polski, że rywal ze spokojem powinien zostać wysoko ograny. Tak się jednak nie stało.


 

Dlaczego?

Można tu snuć długie rozważania o tym, dlaczego np.
– Astiz ciągle ma opory z wyprowadzaniem piłki
– skuteczność podań atakujących Rzeźniczaka nie osiąga norm znanych z zawodowego futbolu
– poza Jodłowcem, pomocnicy boją się dostać piłkę
– Legia nie jest w stanie wymienić kilku celnych podań i poprawnie sformować trójkątów do rozegrania
– zawodnik po oddaniu piłki staje
– ulubioną metodą na wykończenie akcji jest załadowanie długiej piłki w pole karne i patrzenie, co z tego wyjdzie
– bez Radovicia stworzenie zagrożenie zależy od łutu szczęscia

Można. Ale nie ma to sensu.

Od kilku godzin po interecie krąży creme de la creme w wykonaniu Legii w tym meczu. Modelowe wyprowadzenie piłki rodem ze żwirowego boiska uklepanego w połowie lat 90. w centrum sosnowieckiego blokowiska. Prześledźmy ten dramat w pięciu aktach.

 

Akt 1
Brzyski przy piłce. Z możliwością zagrania do Pinto i wyjścia na pozycję. Poprawnie ustawieni rywale blokują mu rozegranie piłki z obroną (dół) i pomocą (prawo). Ma on do wyboru korzystając z odrobiny miejsca podciągnąć akcję samemu, albo wykorzystać Pinto i zapewnić szerokość. Wybiera rozwiązanie pierwsze. Gorsze.

legia1

 

Akt 2
Dystans do Pinto się zmniejszył, ciągle jednak można podać mu piłkę. Kolejny z pomocników (prawa strona) jest zablokowany, podobnie jak możliwość rozrzucenia piłki na skrzydło (powyżej). Rywal zaczyna również blokować zagranie do środka (prawy dół), poprawnie przecinając linię podania. Zagranie do tyłu również jest już niemożliwe. Brzyski decyduje się ciągnąć akcję dalej.

legia2

 

Akt 3
Brzyski mija Pinto. Zagranie do środka jest już zablokowane przez przeciwnika, zaś pomocnik na dole zamiast wyjść z linii, przesuwa się od Brzyskiego jeszcze dalej. Zawodnik z Irlandii cały czas kontroluje linię. Drugi z pomocników wyraźnie od Brzyskiego ucieka w kierunku bramki, trzymając przez sobą obrońcę, licząc najwyraźniej, że piłka przez niego przeniknie.

legia3

 

Akt 4
Zaczyna się pressing rywala, Brzyski w pełnym biegu. Nie ma już możliwości zatrzymać się i podać do tyłu do Pinto. Partnerzy uciekli jak najdalej od niego. Będzie laga.

legia4

 

Akt 5 – epilog
W kółeczku piłka, na dole niedoszły adresat. Bramkarz i obrońca, cytując anglosasów, spokojni jak ogórki.

legia5

(kurtyna)
(gwizdy publiczności)

***

Nie dziwi, że akcja robi tak zawrotną karierę w internecie. Obnaża brak pomysłu Legii na rozegranie, brak umiejętności taktycznego umieszczenia się na boisku i brak zdroworozsądkowego myślenia zawodników tak z piłką, jak i bez niej. Grupka kopiących dla sportu dżentelmenów z Zielonej Wyspy odrobiną boiskowej inteligencji trzyma w szachu zawodników kilka klas lepszych od siebie. Parafrazując antycznych klasyków, lepsze stado osłów pod przywództwem lwa, niż stado lwów pod przywództwem osła. Pozostaje jeszcze pytanie, którzy z dowodzonych byli osłami.

Andrzej Gomołysek
Z jego frustracji, że nikt w tym kraju nie potrafi napisać kilku merytorycznych zdań o piłce, zrodziła się strona, którą czytasz. Tak długo jak dziennikarzył, nienawidzili go trenerzy i piłkarze, tak długo jak dziennikarzył, nienawidził siebie, że musi zadawać banalne pytania, żeby usłyszeć banalne odpowiedzi. Po przejściu na drugą stronę barykady scoutował dla klubów w połowie krajów Europy. Jeśli przypadkiem miałeś okazję w jakimś pracować, możliwe, że rozpracowywał Ci przeciwnika.

Reklama