W ostatnim czasie oglądamy zaskakująco wiele spotkań, w których jedna drużyna osiąga miażdżącą przewagę w posiadaniu piłki, dominuje drugą ekipę, stwarza o wiele więcej sytuacji, oddaje więcej strzałów, lecz w ostatecznym bilansie 3 punkty inkasuje przeciwnik. Może się to wydawać niesprawiedliwe, lecz głębsza analiza doprowadzi do odmiennych wniosków.
Hit 27 kolejki Ekstraklasy pomiędzy Legią Warszawa a Lechem Poznań był bezsprzecznie jednym z takich przykładów. Legia zdominowała mecz mając 60% posiadanie piłki. Wykonała 468 podań, gdy Lech tylko 325, zagrała 4 razy więcej piłek w pole karne „Kolejorza” niż Lech w jej pole karne (61 d 15). Wreszcie oddała 4 razy więcej strzałów (17 do 4). Statystyki meczowe nie pozostawiają wątpliwości, kto w tym meczu miał przewagę i kto, przynajmniej w teorii powinien ten mecz wygrać.
By głębiej zanalizować to spotkanie sięgniemy po dane przygotowane przez firmę InStat Football, którymi podpieramy się w tym tekście. Rzućmy okiem na statystyki dotyczące podań. Jak zostało wyżej wspomniane Legia wykonała więcej podań, ale w tabeli zaznaczyliśmy pewien obszar, w którym to Lech zaprezentował się lepiej. Chodzi o tzw. podania ostre i zaostrzające, czyli takie, które znajduje zawodnika odcinającego linię piłkarzy przeciwnika w aktywnej strefie ataku.
Mimo przewagi stołecznych, to Lech wykonał więcej podań otwierających drogę do bramki. Z przebiegu meczu było widać, że podopieczni Macieja Skorży długo rozgrywali piłkę, lecz nie potrafili zagrać kreatywnej piłki, by stworzyć sytuację 100%. Goście takich podań wykonali 8, z czego 3 dokładne. I znów odwołując się do tych sytuacji w dynamice meczu możemy stwierdzić, że to Lech stworzył sobie więcej groźniejszych okazji do zdobycia goli, a w tym jedną wykorzystał. Co więcej obie drużyny oddały w tym meczu po 3 strzały celne.
Wpływ na taki wygląd meczu miały ustawienie obu zespołów. Poznaniacy ustawili się w 4-4-2, z Ubiparipem i Rudnevem wracającymi do środkowej linii. Boczni obrońcy nie byli usposobieni zbyt ofensywnie.
W dodatku na samym początku kontuzji biodra doznał Henriquez, a na jego pozycję przesunięty został Wołąkiewicz. Na połowie przeciwnika w całym meczu wykonał 6 podań, w tym najdalsze w okolicach 30 metra. Prawy obrońca Kikut będąc na obcej połowie wykonał jedynie 3 podania. Sam Wawrzyniak zaliczył 12 podań na połowie przeciwnika, a jego najdalszą aktywność zanotowano na 5 metrze od bramki Lecha!
Gra dwójką napastników wymagała większego skupienia pomocników w środku pola. Stąd też mniejsze zaangażowanie w ofensywie Możdżenia. Zupełnie inaczej wyglądała sprawa z Tonevem, który będą tym bardziej dynamicznym zawodnikiem często grał wyżej.
Lech zagrał z dwójką defensywnych pomocników (Injac, Murawski), lecz ten drugi był tylko wspomagającym. Legia ustawiła się z kolei bardzo wysoko, a stoperzy rzadko gościli we własnym polu karnym.
Jeśli chodzi o grę bocznych obrońców, to wspominaliśmy już o Wawrzyniaku, ale należy dodać, że nie był on w tym meczu ultraofensywnie usposobiony (ale podłączał się do akcji). Wynikało to z ustawienia Lecha, który zagrał dwoma napastnikami, co spowodowało, że Legia nie mogła ich zostawiać 2 na 2 ze swoimi stoperami. Bardziej ofensywny był Jędrzejczyk, który na połowie przeciwnika zanotował ponad połowę ze swoich 62 podań w całym meczu.
Wysokie ustawienie w obronie miało skrócić pole gry (co się doskonale udało) i ograniczyć miejsce Rudnevowi. Można powiedzieć, że ten plan funkcjonował dobrze, bo Łotysz w tym meczu zbytnio sobie nie pograł i został złapany na spalonym aż 11 razy! To wynik wyśmienitej współpracy defensorów Legii i ich ustawienia linii. Jednakże raz nawet trzymanie linii nie pomogło i Rudnev skorzystał ze swojej sytuacji.
Jeśli chodzi o grę z przodu to odpowiedzialna za ofensywę 4 często wymieniała się pozycjami. Przy ich ocenie możemy przyznać rację Jackowi Bąkowi, który stwierdził, że Nacho Novo pewnie miałby problemy, aby załapać się do składu Motoru Lublin. Hiszpan zaliczył kolejny słaby mecz.
Skorża pozwolił Radoviciowi grać na całej szerokości boiska, a Ljuboja i Kucharczyk grali bardzo blisko siebie. Wynikało to z zadań Ljuboji w tym meczu.
Serb schodził do prawej strony, by tam walczyć o górne piłki (podobny pomysł taktyczny, jaki Skorża miał na mecz z Wisłą w Krakowie) oraz na małej przestrzeni rozegrać piłkę z Radoviciem i Kucharczykiem. Ten fakt do spółki z obecnością Jędrzejczyka w strefach ataku sprawił, że to właśnie prawą stroną Legia atakowała najczęściej, co znajduje potwierdzenie w statystykach.
Skorża stworzył w ten sposób przewagę na tej flance, ale również przez wychodzenie Ljuboji z pola karnego sprawiło, że Legia nie mogła stworzyć sobie dobrej sytuacji strzeleckiej. Co prawda Serb oddał 3 strzały, ale 2 zza pola karnego i 2 niecelne. Dopiero wejście Gola dało Legii zastrzyk pozytywnej energii i wreszcie był piłkarz znajdujący się na pozycji strzeleckiej.
Ljuboja wybiegał ze strefy przed bramką, schodził do boku i próbował kreować sytuacje dla swoich partnerów. Niestety żaden z nich nie wypełniał luki po Serbie przed bramką. Obok prezentujemy grafikę z podaniami Ljuboji w całym meczu, która potwierdza jego rolę kreatora sytuacji. To właśnie była przyczyna niepowodzenia Legii w ataku.
Strzały były oddawane z nieprzygotowanych pozycji i brakowało klarownych okazji. Atak pozycyjny funkcjonował całkiem nieźle do 25-20 metra od bramki Lecha. Później grający blisko siebie piłkarze Mariusza Rumaka nie pozwolili na swobodną wymianę zagrań. W pojedynku snajperów Ljuboja zatem nie miał tego, co miał Rudnev – dobre okazje.
Łotysz oddał w tym meczu również 3 strzały, ale każdy mógł być golem. Rudnev był egzekutorem dla którego kreowano sytuacje (Murawski, Możdżeń), a Ljuboja był kreatorem, lecz nie było adresatów jego zagrań. Innego pomysłu w tym meczu Legia nie miała.
Lech już po 25 minutach osiągnął zamierzony cel – zdobył bramkę. Dlatego z każdą minutą coraz mniej angażował się w ofensywie i praktycznie już w 58 minucie po zejściu Toneva było wiadomo, że nawet kontry będą rzadkością. Tak właśnie było, bo Lech postawił na utrzymanie piłki w środkowej strefie boiska.
Jak zatem zdefiniować to, co oglądaliśmy w Warszawie pod nazwą „hitu” 27 kolejki? Bezproduktywną przewagą Legii? Antyfutbolem Lecha? Czy może taktycznym wyrachowaniem?
Bez wątpienia należy docenić dobre ustawienie Lecha w defensywie i pochwalić za to, że nie pozwolił Legii na stworzenie 100% sytuacji. Gra zespołu Mariusza Rumaka nie była efektowna, ale skuteczna. W końcowym bilansie nikt nie będzie pamiętał, że Lech w Warszawie zagrał bardzo defensywnie, lecz to, że zgarnął 3 punkty, które być może pomogą mu w osiągnięciu celu, jakim jest gra w europejskich pucharach.
Najnowsze komentarze