Lech Poznań 1:2 Raków Częstochowa [ANALIZA TAKTYCZNA]

Pierwsze w tym sezonie spotkanie Lecha z Rakowem zakończyło się tak, jak „zwykle”, czyli zwycięstwem drużyny z Częstochowy (2:1). Każde z poprzednich starć w ubiegłych rozgrywkach odznaczało się ciekawą strategią przyjętą przez obydwa zespoły i nie inaczej było tym razem, choć dużo bardziej zaskakująco. „Kolejorz” wyjątkowo zmienił system gry na ten mecz, czego mało kto się spodziewał, włącznie z trenerem Rakowa Markiem Papszunem. Odmienne ustawienie sprawiło z kolei, że rozkład sił w poszczególnych sektorach boiska prezentował się zgoła inaczej. Skutki systemowej transformacji Lecha Poznań weźmiemy pod uwagę w formie analizy wideo.


Lech Poznań 0:0 Legia Warszawa, 11.04.2021 (fot. Przemysław Szyszka)

Niebiesko-biali w tym spotkaniu porzucili swoje „klasyczne” 1-4-4-1-1 na rzecz 1-3-5-2. Po raz ostatni w podobnym systemie poznaniacy zagrali półtora roku temu przeciwko Legii Warszawa (0:0). Wówczas po odejściu Dariusz Żurawia rolę trenera pełnił Janusz Góra, a w tamtej jedenastce znalazło się czterech graczy ze składu na mecz z Rakowem: Lubomir Satka, Antonio Milić, Jesper Karlstroem oraz Mikael Ishak. W spotkaniu z „Medalikami” wraz ze Szwedem linię ataku tworzył Filip Szymczak, w pomocy obok Karlstroema wystąpili Radosław Murawski i Afonso Sousa, a trójkę obrońców uzupełnił Filip Dagerstal.

Oznaczało to, że druga i pierwsza linia lechitów były dość wąskie i zabezpieczały głównie sektor środkowy. W związku z tym jeden z dwóch środkowych pomocników Rakowa (8) schodził do boku, rozszerzając pole gry. W przypadku braku opcji podań do przodu (progresywnych), goście wycofywali piłkę do obrońców i bramkarza, co stanowiło sygnał do podwyższenia bloku obronnego przez Lecha. Najwyżej wtedy pozycjonowali się dwaj napastnicy i Afonso Sousa, który doskakiwał do drugiego pomocnika Rakowa.

Częstochowianie w otwarciu i budowaniu gry mieli przewagę 3 na 2 i 4 na 2 w najniższej linii, co Lech wykorzystywał do ukierunkowania swojego pressingu do boku. Pozycja wahadłowego, tak po stronie Rakowa, jak i Lecha, pozwalała gospodarzom bezpośrednio odnieść się do rywali w kryciu, skrócić dzielący ich dystans i względnie łatwo przejść do krycia 1 na 1.

Źródło: Radio Meteor

Kwestia ta stanowiła główną różnicę w grze obu zespół tej wiosny, kiedy Lech występował w systemie czwórkowym. Wahadłowi (Kun) musieli wtedy pokonać dalszą odległość, by zbliżyć się do bocznych obrońców. W tym czasie otwierała się przestrzeń za ich plecami.

Wyraźną intencją Lecha w grze obronnej było zepchnięcie Rakowa do linii bocznej. Skoro napastnicy „Kolejorza” znajdowali się w niedowadze liczebnej względem obrońców gości, ustawiali się blisko środkowych pomocników. Ci z kolei, aby wyjść z „cienia” atakujących, schodzili w boczne sektory, gdzie mieli do dyspozycji więcej miejsca. Wówczas jednak Ishak i Szymczak „zabiegali” sektor środkowy i ustawiali się pionowo względem siebie, co stanowiło „pułapkę pressingową”. Raków angażował w grze skrzydłem dużą liczbę zawodników, lecz był ograniczony linią boczną, co Lech mógł wykorzystać do odbioru piłki i szybkiej zmiany strony gry.

Mniejsza intensywność w pressingu Lecha i wąskie ustawienie przednich formacji oznaczały natomiast, że po przeciwległej stronie boiska Raków zyskiwał wolną przestrzeń. Piłkarze Marka Papszuna kilkukrotnie skupili „Kolejorza” na jednym skrzydle dzięki ruchom bez piłki, co dało podstawy do przegrania akcji w kierunku pustych sektorów. Blok obronny „Kolejorza” obniżał się, a występowanie kilku graczy Rakowa między liniami powodowało, że ze skrzydła można było posłać kluczowe podanie.

Struktura ustawienia Rakowa, 1-3-4-2-1, zapewniała gościom przewagi w strefach z dala od piłki. Nawet jeśli Lech kierował ich w sektor środkowy, gdzie miał więcej zawodników, do gry schodzili dwaj ofensywni pomocnicy, którzy stawali się tym samym wolnymi graczami. W związku z tym z niedowagi 2 na 3 tworzyła się przewaga 4 na 3.

W końcowych fragmentach spotkania „Kolejorz” nieco zmodyfikował swoje ustawienie. Jeden z pomocników występował nieco wyżej, w połowie drogi między napastnikami, dzięki czemu mógł odciąć linie podania przez środek. To z kolei oznaczało, że więcej pracy biegowej mieli pozostali dwaj gracze drugiej linii, ponieważ musieli doskakiwać do graczy na skrzydłach. Zajęcie nieodpowiedniej pozycji w takiej sytuacji skutkowało popełnieniem faulu przez Filipa Marchwińskiego, po którym padł decydujący gol na 1:2.

W atakach Lecha z kolei uwagę mogło zwracać szerokie rozstawienie obrońców. Pomimo tego że Raków mógł „złapać” krycie 1 na 1, gospodarze wydłużali im drogę w pressingu, dzięki czemu powstawała linia podania między formacje. Tam, podobnie jak w przypadku częstochowian, gotowych do otrzymania piłki było dwóch zawodników – pomocnik i schodzący napastnik, głównie do półprzestrzeni.

W związku z tym kwartet graczy na skrzydle tworzyli obrońca, środkowy pomocnik, schodzący napastnik i wahadłowy (Czerwiński). Ten ostatni mógł wykorzystać skupienie obrońców Rakowa na napastniku i wbiec za linię obrony jako tzw. trzeci zawodnik. Za każdym razem szwankowało jednak podjęcie decyzji o podaniu na wolne pole lub samo wykonanie.

Cenną umiejętnością, choć rzadko wykorzystywaną, było również zastosowanie „pauzy” przez obrońców Lecha. Chwilowe zatrzymanie się z piłką po wprowadzeniu na połowę Rakowa (Satka) zapraszało „Medalików” do pressingu, w związku z czym otwierał się sąsiedni sektor boiska do dogrania w pole karne.

Podczas zmiany strony gry na połowie Rakowa bardzo ważną rolę pełnił napastnik Lecha, Filip Szymczak. Podobnie jak w każdym z poprzednich meczów, 20-latek dobrze chronił piłkę z obrońcą na plecach, potrafił obrócić się przodem do bramki rywali i wykonać podanie w przeciwnym kierunku, gdzie „Kolejorz” miał wolne pole do oskrzydlenia ataku.

Tak spotkanie to podsumowali trenerzy obu drużyn na pomeczowej konferencji prasowej:

Marek Papszun: Byłem bardzo zaskoczony. Nie spodziewałem się, że Lech jest w stanie zaadaptować się do nas. Dziś nie musieliśmy wcale wygrać. Lech ma bardzo dobrych piłkarzy, z dnia na dzień są w stanie zagrać w innym systemie. Pod koniec jednak widać było, że nieco stracili kontrolę nad tym spotkaniem i, mówiąc kolokwialnie, śmierdziało bramką dla nas. Oczywiście, Lech często był z piłką na naszej połowie, ale nie wynikało z tego zagrożenie pod bramką. (…) Zmiany w Lechu wprowadziły większą intensywność, ale zabrakło nieco koordynacji ruchów.

Denny Landzaat: Struktura przeciwnika była dobrze znana, dlatego chcieliśmy im maksymalnie utrudnić życie. Zmieniliśmy nasz system gry i w pierwszej nie wyglądało to jeszcze zbyt dobrze. Nasz sztab dużo rozmawiał z zawodnikami na temat specyfiki gry w nieco innych okolicznościach. W drugiej połowie zagraliśmy trochę lepiej, a to dzięki rozmowie w przerwie meczu. Jeden z naszych środkowych pomocników stawał się wolnym zawodnikiem między liniami, a wahadłowi ustawiali się wyżej, dzięki czemu zyskaliśmy kontrolę nad tym spotkaniem. (…) Przeznaczyliśmy na to tylko jeden wczorajszy trening i trochę rozmów. To sprawiło, że pomysł na to spotkanie się skrystalizował. Struktura przeciwnika oczywiście wskazywała na to, gdzie możemy szukać wolnych przestrzeni. Szczerze mówiąc, nie spodziewałem się, że tak dobrze to wyjdzie – głównie w fazie obronnej oraz w ataku, szczególnie w drugiej połowie meczu z wysoko ustawionymi wahadłowymi.


M jak Mecz. Piłkarski Pamiętnik. Entuzjasta analitycznego spojrzenia na piłkę nożną.

Reklama