Po ponad 8 latach Legia odniosła pierwsze ligowe zwycięstwo nad Lechem w Poznaniu.
Sytuacja kadrowa
Najpoważniejszym osłabieniem Lecha był brak Manuela Arboledy, który w tygodniu poprzedzającym mecz nabawił się kontuzji. W środku obrony z Wołąkiewiczem zagrał więc Marcin Kamiński. Po dobrych występach swój pierwszy ligowy start zaliczył Karol Linetty, podwieszony pod Ślusarskiego. Na skrzydłach formacji 4-2-3-1 trener Rumak ustawił Ubiparipa i Lovrencsicsa.
W Legii zabrakło Inakiego Astiza i Marka Saganowskiego. Kontuzjowany był Wolski. To zmusiło Jana Urbana do kilku roszad, zwłaszcza w obronie. Na prawej stronie zagrał Rzeźniczak, a w środku wystąpili Żewłakow i będący raczej bocznym obrońcą Jędrzejczyk. Przed nimi w rolach defensywnych pomocników zagrali młody Furman i weteran Janusz Gol. Legia również docelowo wyszła w ustawieniu 4-2-3-1, w którym Radović grał za wysuniętym Ljuboją.
Wysoka linia Lecha
Odważne wysokie ustawienie linii obrony Lecha było podstawową przyczyną sromotnej przegranej Poznaniaków. Dwójka środkowych obrońców grała w okolicy koła środkowego i próbowała wprowadzić piłkę do pomocy. O to nie było łatwo, ponieważ ani Murawski, ani (szczególnie) Trałka nie potrafili znaleźć sobie odrobiny miejsca. Trałka statystował, a Murawski od czasu do czasu był nękany przez Radovica. Rozgrywający Lecha miał dlatego niewiele czasu na spokojne rozrzucanie piłek. Często też obaj defensywni pomocnicy znajdowali się za daleko od swoich obrońców, więc ci musieli uciekać się do zagrywania długich piłek do przodu, które często kończyły się stratą.
Na bokach zarówno Ceesay, jak i Henriquez grali bardzo ofensywnie. Zajmowali odważne pozycje z przodu. Oddali się jednak od reszty na tyle daleko, że zostawiali za sobą ogrom miejsca, które Legioniści wykorzystywali do kontrataków. Murawski i Trałka po stracie piłki znajdowali się daleko od środkowych obrońców, a ci mieli przez to zwyczajnie za dużo miejsca do pokrycia. Byli też w trudnej sytuacji z innego powodu – sami nie są za szybcy, a tutaj, na dużej przestrzeni, musieli poradzić sobie z nabiegającymi na nich na pełnej szybkości szybszymi od siebie zawodnikami Legii. Brakowało więc wsparcia od drugiej linii oraz komunikacji między sobą. Kilkakrotnie pozornie niegroźna sytuacja przeradzała się w obiecujący atak Legii. Obrońcy Lecha mieli problemy z ustawianiem się, pilnowaniem linii spalonego, a także z rozeznaniem w boiskowej sytuacji w ogóle, co idealnie oddaje „asysta” Wołąkiewicza do Ljuboji, już przy stanie 0-2 dla Legii. Zostawiali za swoimi plecami za dużo miejsca, którego nie potrafili kontrolować.
Kontrataki Legii
Legia przyjmowała przeciwnika głęboko na własnej połowie. Furman z Golem praktycznie nie angażowali się w ofensywną grę, ale za to dobrze ubezpieczali swoich obrońców. Rzadko kiedy zostawiali dziurę w środku pola. Furman miał oko na Linetty’ego, który zazwyczaj nie potrafił znaleźć sobie miejsca w ciasnym środku pola, a jeżeli już mu się udało, któryś z legionistów natychmiast do niego doskakiwał.
Kluczem do sukcesu Legii było jednak dobre funkcjonowanie skrzydeł, głównie lewego. Lovrencsics w rzeczywistości nie operował na boku, lecz bliżej środka. Było tam ciasno i Węgier nie był zbyt produktywny, ale swoimi ruchami pozostawiał wolnego lewego obrońcę Legii, Wawrzyniaka. Ten miał dlatego przed sobą wolny korytarz, więc mógł awansować. Wykorzystał to dwa razy – najpierw miał wystarczająco dużo czasu, żeby dokładnie zagrać za plecy obrońców Lecha. Do piłki dobiegł Kosecki i zdobył gola. Przy drugiej bramce, Wawrzyniak mógł zaangażować się w klepkę przy linii, a następnie popędzić na wolne pole. Nie był pilnowany ani on, ani miejsce na boisku – tutaj część winy spada na wyciągniętego pod linię Ceesaya.
Sama gra Ceesaya zasługuje na osobny akapit. Gambijczyk grał ofensywnie i odważnie, i próbował do spółki z Lovnrencsicsem stworzyć przewagę na prawej stronie. W pewnym sensie to się udało: sam dośrodkowywał dobrze dwa razy, a Węgier – raz. Wszystkie te sytuacje Ślusarski mógł zamienić na bramki, jednak chybił trzykrotnie. Za jego zaangażowanie ofensywne drużyna zapłaciła utratą trzeciego gola. Bramka Radovica najlepiej przedstawia problemy Lecha i atuty Legii w tym meczu, bo widać w niej wszystko – dalekie ustawienie Ceesaya, który po stracie nie jest w stanie dogonić Furmana, rozstrzeloną defensywę Lecha bez wsparcia i Radovica pędzącego w korytarz pozostawiony przez prawego obrońcę Lecha.
Druga połowa
W przerwie doszło do jednej zmiany. Rumak w miejsce Lovrencsicsa delegował do gry Toneva. Bułgar od razu mógł wnieść do gry Lecha coś dobrego. Szybko popędził prawym skrzydłem, minął rywala i dograł w pole karnego do wolnego Ubiparipa, który jednak trafił prost w Kuciaka. Być może tego rodzaju bezpośredniej gry i penetracji brakowało Lechowi w pierwszej połowie. Co ważne, Bułgar operował szerzej i bliżej Wawrzyniaka, więc ten nie miał tyle miejsca co przed przerwą. Inna sprawa, że na jego zachowanie na pewno miał też wpływ plan Legii na drugą połowę.
Wojskowi usiedli jeszcze głębiej i niemal w całości skupili się na obronie korzystnego wyniku. Nie angażowali się tak zdecydowanie w kontrataki, a ich gra bez piłki była bardziej zachowawcza. Lech nie bardzo potrafił otworzyć Warszawiaków. Kontuzja Trałki wymusiła wpuszczenie na boisku Djurdjevica, który, w przeciwieństwie do byłego kapitana Polonii, chronił linię obrony.
Lech ostatecznie strzelił honorową bramkę. Wołąkiewicz wbił się w pole karne i ostro dorzucił do Ślusarskiego, który z pomocą poprzeczki trafił do bramki. Oprócz tego Lech stworzył jeszcze jedną sytuację. Trener Urban zrobił trzy proste zmiany, wpuszczając świeżych zawodników w miejsce zmęczonych. Rumak zmienił Kamińskiego za Możdzenia, który wszedł na prawą obronę. Do środka przeszedł Ceesay. Trochę logiki w tym było. Możdzeń jest ofensywnym piłkarzem, mógł wesprzeć na tej stronie Toneva. Poza tym, wszystko, co było dobre ze strony Lecha w tym meczu (w ataku), zrodziło się na ich prawej stronie.
Podsumowanie
Mecz na dobrą sprawę rozstrzygnął się w pierwszej połowie. Legioniści wykorzystali błędy Lechitów, czyli brak kompaktowego ustawienia, komunikacji między obrońcami oraz swoje atuty – szybkość swoich zawodników i grę bez piłki. W obronie pilnowali swojego ustawienia, ich formacja nigdy nie była rozjechana, piłkarze dobrze się ustawiali. Szybko przechodzili z obrony do ataku i odwrotnie. Przejścia w Lechu były nieskoordynowane i pospieszne, dlatego często kończyły się stratą piłki w niebezpiecznych strefach. Brak kompaktowego ustawienia i wynikłe stąd luki między formacjami były tego powodem.
Śledź autora na twitterze! @bartoszgazda
Najnowsze komentarze