Po doskonałym występie przeciwko Legii Korona Kielce zanotowała remis na własnym boisku z mistrzem Polski. Tym razem to wrocławianie powinni być zadowoleni, bo po bardzo słabym meczu udało im się wyrównać w końcówce.
Trener Levy postawił na Krzysztofa Ostrowskiego na prawej obronie, a na środku tej formacji ponownie zagrał Marek Wasiluk mając za partnera Marcina Kowalczyka. Leszek Ojrzyński ustawił na środku ataku Pavola Stano z Janotą za jego plecami i Korzymem na lewej pomocy.
Najczęściej używanym słowem podczas opisu tego meczu powinna być „niedokładność”. To właśnie charakteryzowało obydwa zespoły przez całe spotkanie. Po części było to spowodowane dość szybkim tempem narzuconym przez koroniarzy, którzy jak zwykle grali dość agresywnie (choć nie bronili bardzo wysoko) i próbowali szybko odebrać piłkę, a później energicznie przedostawać się pod bramkę rywali. Gra do przodu w wykonaniu kielczan nie polegała tylko na rzuceniu długiej piłki na Pavola Stano, próbowali też rozgrywać akcje krótkimi podaniami, ale po przejściu linii środkowej sprawiało im to coraz więcej problemów. Śląsk w pierwszych 15 minutach był bardzo pasywny i praktycznie nie zagroził bramce strzeżonej przez Małkowskiego. Pierwsza dobra sytuacja z gry zaistniała, gdy Mila zszedł do prawej strony i w swoim stylu wrzucił na głowę Kaźmierczaka. Kapitan Śląska w tym meczu był jednak całkowicie przytłamszony ostrą grą Korony i poza wspomnianym dośrodkowaniem oraz kilkoma stałymi fragmentami gry nie zanotował innego podania otwierającego drogę do bramki, choć miał udział w golu wyrównującym. Pasywność Śląska zemściła się, gdy po długim podaniu Korzym przejął piłkę i kompletnie nieatakowany przez Wasiluka uderzył w krótki róg. Warto jednak dodać, że dobrą robotę wykonał Golański obiegając Korzyma i zwracając uwagę Marka Wasiluka, który nie wiedział, za którym zawodnikiem ma pójść. Z kolei Mariusz Pawelec był spóźniony.
Jeszcze przed przerwą boisko musiał opuścić Janota. Zastąpił go Sierpina, co wymusiło przetasowanie składu – Stano trafił na pozycję defensywnego pomocnika, a Korzym został wysuniętym napastnikiem. To dało Koronie możliwość grania 3 na 3 w środku pola, ale, po pierwsze, Śląsk zbyt rzadko próbował rozgrywać spokojnie piłkę, by w ogóle miało to znaczenie, po drugie, początkowo zawodnicy nie do końca byli pewni, jakie role mają odgrywać. Ostatecznie nieco do przodu przesunął się Jovanović, co w efekcie okazało się być nie do końca mądrym posunięciem. Trener Levy zaskoczył wszystkich ściągając z boiska w 76. minucie Pawelca i zastępując go Patejukiem. Komentatorzy zastanawiali się, czy to oznacza grę trójką obrońców, tymczasem Patejuk ustawił się na lewej obronie. To właśnie jego dwójkowa akcja z Milą, w której udało im się uniknąć pressingu trzech kielczan zaowocowała golem Ćwielonga. Mila rozegrał klepkę z dynamicznym Patejukiem, a ten posłał w bój Ćwielonga, który nie został odpowiednio wcześnie przyblokowany.
W bardzo słabym meczu mieliśmy jeden przebłysk trenera, który pozwolił Śląskowi zdobyć jeden punkt. Dość słaba w ataku pozycyjnym Korona zdobyła bramkę po strzale z dystansu, ale przez całe spotkanie swoją ruchliwością i agresywnością praktycznie wyłączyła z gry mistrza kraju. Jednak umiejętna zmiana i mądre zagranie Sebastiana Mili sprawiły, że cały ten wysiłek poszedł na marne. Mówi się, że w naszej lidze ambicją i walecznością można osiągnąć bardzo wiele i jest na to wiele dowodów – ale czasem jest też odwrotnie, jeden przebłysk boiskowej inteligencji niweluje walory motoryczne. Tak było w tym spotkaniu.
Najnowsze komentarze