Gruzja – Polska 0-4: nie z każdej mąki będzie chleb

Dzięki trzem punktom zdobytym w Gruzji Polacy utrzymali prowadzenie w grupie eliminacyjnej. Z pomocą biało-czerwonym przyszły dobrze rozegrane stałe fragmenty gry, które nieco zamaskowały problemy z rozprowadzaniem ataków w pierwszej połowie. Prowadzenie otworzyło grę i zostawiło piłkarzom więcej swobody, co wykorzystaliśmy, dobijając rywala kolejnymi golami.


Ustawienia w meczu Gruzja - Polska

Ustawienia w meczu Gruzja – Polska

Problemy Polaków z rozgrywaniem zaczynały się już od bramkarza. Szczęsny stosunkowo często starał się rozpoczynać akcje długimi piłkami, jednak ich celność pozostawiała wiele do życzenia. Kiedy rozgrywał je krótko, do czego przywykł w Arsenalu, był bezbłędny. Długiego rozegrania próbował 13 razy, tylko w 6 przypadkach celnie.

Pozytywnego zaskoczenia nie było w środku. Adam Nawałka postawił na nieco bardziej ofensywnego Mączyńskiego kosztem Jodłowca. Zmiana już po 65 minutach wskazywała, że chyba nie był zbyt zadowolony z poczynań środkowego pomocnika. I miał powody. Nawet mrówcza praca Krychowiaka nie była w stanie nadrobić małej aktywności zawodnika grającego na co dzień w Chinach. W przeliczeniu na czas spędzony na boisku, pomocnik Sevilli notował jedno podanie na minutę. Mączyński potrzebował na każde znalezienie się przy piłce ponad dwukrotnie więcej czasu. Przed 20 minut pobytu na boisku w drugiej połowie, podawał tylko ośmiokrotnie.

Polacy starali się łatać dziurę w środku innymi metodami. Bardzo aktywnie cofał się Milik, 12 razy podając jeszcze z własnej połowy. Rzadko pod akcje podłączali się środkowi obrońcy, którzy podawali piłkę bezpiecznie do boku albo zrzucali rozegranie na Krychowiaka. Mieli też podobne problemy z dłuższymi przerzutami co Szczęsny. Z 5 z nich, tylko raz udało się podać celnie.

W tej sytuacji Polacy bardzo często przenosili akcje na skrzydła. Jako że Milik był dużo bardziej aktywny w schodzeniu głębiej, więcej kombinacji było tworzonych tą stroną. Mimo wszystko jednak nawet podczas inicjowania ataków flanką po piłkę schodził Krychowiak, przenosząc ponownie ciężar gry do środka. I Piszczek, i Jędrzejczyk najczęściej podawali właśnie do gracza Sevilli, odpowiednio 13 i 10 razy.

On też rozprowadzał akcje z powrotem na skrzydła – do Milika, Mili i Lewandowskiego zagrywał częściej niż boczni obrońcy, do Grosickiego – tylko dwukrotnie mniej niż Piszczek. Tego typu rozegranie tworzyło dodatkowy problem. Ofensywni zawodnicy byli wyrzucani na skrzydło, przez co brakowało już miejsca na wejścia dla bocznych obrońców. Schodzący do boku pomocnicy wyciągali ze sobą obronę rywala i w momencie, gdy Piszczek czy Jędrzejczyk podłączali się pod akcję i otrzymywali piłkę, mogli ją już tylko zagrać do tyłu .

Efekt – Piszczek ani razu nie podał piłki w pole karne, zaś Jędrzejczykowi udało się to tylko 4 razy, z czego 3 jeszcze w pierwszej połowie. Nie oznacza to jednak bynajmniej, że nie ruszali za akcją. Przykładowo Piszczek największe zagrożenie tworzył, gdy zapewniał szerokość i dostawał podanie z przeciwległej strony. Grosicki schodził wtedy do środka, co stwarzało obrońcy Borussii więcej miejsca, dwukrotnie pozwalając mu na odnalezienie się przy piłce w okolicach pola karnego.

Mała liczba akcji nieprzechodzących przez Krychowiaka skutkowała dodatkowo tym, że nasi skrajni obrońcy musieli szukać pojedynków, aby znaleźć się w pobliżu bramki rywala. 76% podań naszego głównego rozgrywającego szło do przodu, przez co przykładowo do Mili zagrywał o połowę częściej niż do Piszczka. W takiej sytuacji tylko Lewandowski zanotował więcej dryblingów niż nasi boczni obrońcy.

Gra obronna Polaków nie przyniosła zbyt wielu zmian w stosunku do poprzednich spotkań. Z dwójki Glik-Szukała niezmiennie aktywniejszy był zawodnik Torino. Nie licząc sytuacji, gdy brał udział w stałych fragmentach gry, miał 6 akcji na połowie rywala. Gruzini stawiali na proste środki, starając się możliwie szybko dostarczać piłkę do ataku długimi podaniami. Więcej niż 1/10 ich zagrań to długie przerzuty spod własnej bramki do ataku. Loria starał się jak najczęściej zaczynać grę od wykopu na naszą połowę. Był w tym celniejszy niż Szczęsny, pomylił się tylko 8 razy na 27 prób.

Górne piłki próbowali czyścić Krychowiak do spółki z Szukałą. Imponował zwłaszcza ten drugi, wygrywając 10 na 13 pojedynków w powietrzu. Glik z kolei skupiał się na zastawianiu przeciwnikom drogi już momencie, gdy ci otrzymywali piłkę. Faktycznie spowalniało to akcje rywala dalej od bramki, w momencie jednak, gdy przeciwnik uniknął interwencji Glika, po raz kolejny tworzyła się w polskiej defensywie dziura. Tym bardziej, że w trakcie meczu dwukrotnie rywalom udało się w takiej sytuacji naszego obrońcę przedryblować. Gruzini jednak, w odróżnieniu od Szkotów, nie byli w stanie tego wykorzystać.

Gdy rywale starali się prowadzić grę i sami zostawiali więcej miejsca, Polakom szło wyraźnie lepiej. 5 z 8 celnych strzałów oddaliśmy w pierwszych 30 minutach drugiej połowy, kiedy to Gruzini mieli 57% posiadania piłki. Udana jesień i wypracowana przez biało-czerwonych przewaga w grupie sprawią, że nasi bezpośredni konkurenci w walce o awans będą zmuszeni do ataków w meczach przeciwko Polakom. A jak już nie raz pokazywaliśmy, w takich sytuacjach odnajdujemy się najlepiej.

Andrzej Gomołysek
Z jego frustracji, że nikt w tym kraju nie potrafi napisać kilku merytorycznych zdań o piłce, zrodziła się strona, którą czytasz. Tak długo jak dziennikarzył, nienawidzili go trenerzy i piłkarze, tak długo jak dziennikarzył, nienawidził siebie, że musi zadawać banalne pytania, żeby usłyszeć banalne odpowiedzi. Po przejściu na drugą stronę barykady scoutował dla klubów w połowie krajów Europy. Jeśli przypadkiem miałeś okazję w jakimś pracować, możliwe, że rozpracowywał Ci przeciwnika.

Reklama