Wynik 7-0 na otwarcie eliminacji wygląda jak najbardziej okazale, nawet na tle takiego rywala. Zwłaszcza w drugiej połowie Polacy wyraźnie górowali nad przeciwnikiem pod każdym względem, zaś zwycięstwo mogło być jeszcze wyższe. Nadal jednak nie zobaczyliśmy nowej jakości w grze kadry, a rozwiązania używane przez Biało-Czerwonych w pierwszej części, kiedy jeszcze Gibraltar bardzo rozsądnie się bronił, wołały o pomstę do nieba.
Ustawienia wyjściowe
Gibraltar rozpoczął mecz w oczekiwanym 4-1-4-1. Wiseman wylądował na prawej stronie obrony. Dość nieoczekiwanie (także i dla gibraltarskich dziennikarzy) Perez zastąpił na lewej stronie Goslinga. Ryan Casciaro, podobnie jak w wygranym spotkaniu z Maltą, rozpoczął jako defensywny pomocnik.
Polacy rozpoczęli w 4-4-2. Zmienność pozycji w ataku była dość spora. I Milik i Lewandowski potrafili zejść stosunkowo głęboko, często robiąc miejsce w pierwszej linii dla wchodzącego z głębi (czy to z piłką, czy to bez) Grosickiego. Za rozgrywanie odpowiadać mieli Klich i Krychowiak, choć obaj środkowi obrońcy podchodzili z futbolówką wysoko, starając się wesprzeć pomocników w rozegraniu.
Bez niespodzianek
Przebieg spotkania nie był zbyt zaskakujący. Biało-Czerwoni od samego początku przejęli inicjatywę, angażując w rozegranie akcji większą liczbę graczy. Przynajmniej w teorii, gdyż na początki dość wyraźny był rozdział na ofensywę i defensywę. Obaj napastnicy operowali bardzo blisko linii defensywnej, skrzydłowi również przemieścili się niebezpiecznie wysoko. Czwórka pomocników Gibraltaru starała się blokować możliwości dostarczenia piłki do polskich zawodników ofensywnych, przytomnie ustawiając się na potencjalnych liniach podań.

Quasi-pressing Gibraltaru – środkowi pomocnicy blokują centrum pola, boczni, sytuacyjnie, albo trzymają się linii bocznej, albo schodzą głębiej aby zablokować podania na skrzydło.
Dodatkowo obrońcy gospodarzy znajdowali się bardzo blisko potencjalnych odbiorców. W sytuacji, kiedy jakaś piłka docierała do polskich atakujących, zwykle natychmiast znajdowali się oni pod presją. Wystarczało to, aby linia pomocy Gibraltaru wracała z podwojeniem krycia.

Moment, w którym ofensywny zawodnik otrzymuje piłkę – pressing ze strony obrońcy i defensywnego pomocnika, powrót linii pomocy
Dyscyplina gospodarzy
Tym prostym manewrem, gospodarze trzymali Polaków w szachu przez pierwszych 45 minut. Piłkarze Gibraltaru byli bardzo zdyscyplinowani w przemieszczaniu się względem rywala. Do tego stopnia, że w wielu momentach nie formowali sztywnych linii, ale orientowali się na przeciwnika, wchodząc niemal w krycie indywidualne. Bardzo widoczne było to zwłaszcza w sytuacji, gdy Polacy znajdowali się bardzo blisko pola karnego Gibraltaru. Przy stosunkowo niewielkiej ruchliwości naszych, o stworzeniu szans nie mogło być mowy. Największe zagrożenie Biało-Czerwoni stworzyli po rykoszetach – tak padł gol, tak sam na sam wyszedł Grosicki.
Polacy statyczni
Na tę zmasowaną defensywę, Polacy nie mieli pomysłu. O ile relatywnie łatwo udawało się osiągnąć strefy oddalone 30-40 metrów od bramki rywala, dalej szło już opornie. Zawodnik z piłką zwykle miał przed sobą 1-2 opcje na zagranie podania, w obu przypadkach zawodnik znajdował się pod presją. I Lewandowski i Milik w 95% procentach sytuacji przyjmowali piłkę tyłem do bramki. Nie było by to takie złe, gdyby pozostali zawodnicy w tym czasie wystawiali się do podań. Bolączka narodowa, jaką jest atak pozycyjny, pozostała jednak na swoim miejscu – rzadko kiedy ktokolwiek z partnerów pomyślał, żeby wybiegać spod opieki przeciwnika.

Przykładowa sytuacja, gdy napastnik otrzymuje piłkę od środkowego pomocnika. Możliwość rozrzucenia piłki na skrzydło to jedyna opcja zagrania do przodu.
Rywal ułatwia sprawę
Na początku drugiej połowy można było odnieść wrażenie, że Allen Bula planuje powalczyć tu jednak o zdobycz punktową. Gosling zmienił Bado, zaś zawodnicy gospodarzy zaatakowali śmielej. I tu kolejny raz objawiła się znana od czasów Mickiewicza polska zdolność do wielkiej improwizacji. Szybkim atakiem Polakom udało się podwyższyć prowadzenie. Od tego momentu krycie Gibraltaru nie było już tak ścisłe, na rozegranie zostawało więcej miejsca. Przede wszystkim jednak, do zgubienia rywala nie trzeba było biegać kilkudziesięciu metrów, a sprawę załatwiały krótkie sprinty, za którymi rywale przestawali nadążać.
Indywidualności dokańczają dzieła
Końcówka pokazała, jak wiele w takim meczu znaczą indywidualności. Lewandowski dwukrotnie niemal w pojedynkę przedarł się przez linie rywala, wykańczając akcje. W pierwszej połowie próbował tego tylko Grosicki. Problem wtedy jednak leżał w czymś innym. Nawet w sytuacji, kiedy „Grosik” (względnie Rybus, a momentami też i boczni obrońcy) próbował swoim biegiem z piłką stworzyć przewagę i wyciągnąć rywala z linii – w powstałe w ten sposób luki nie wbiegali pozostali zawodnicy, kurczowo trzymając się swoich pozycji. Nawet gole Lewandowskiego (czy też np. szansa Soboty w drugiej części) to do samego końca akcje indywidualne. Bez zagrań w stronę dobrze ustawionych partnerów, bo tych nie było.
Wszystko typowo po polsku
Nawet z Gibraltarem nasza kadra musi grać w stylu, który znamy od lat. Dynamiczne skrzydła, po nich rozprowadzane większość akcji, jak najszybsze rozegranie, a w wypadku konieczności gry atakiem pozycyjnym – kompletna pustka. Nawałka próbuje tutaj dwóch w teorii kreatywnych pomocników. Klich jednak wydaje się był mało słusznym wyborem na rywala, który stosuje jakikolwiek pressing. Pomocnik rezerw Wolfsburga dobrze radził sobie w Holandii, gdzie rywale nie spieszą się z zamykaniem krycia, zostawiając sporo miejsca na prostopadłe piłki. W innym wypadku Polak ma ogrone problemy z podaniami atakującymi. Nawałka poświęcił pozycję typowego holding midfieldera (co po części jest spowodowane brakiem Polanskiego) na rzecz drugiego napastnika. Być może wariantem tragicznym miały być wysokie piłki na Milika, z pominięciem jakiegokolwiek rozegrania. Smuci to, że gdyby nie kontry i indywidualne szarże, prawdopodobnie trzeba by było z tego korzystać. I wiele wskazuje na to, że na wypadek konieczności gry atakiem pozycyjnym z Gruzją, Irlandią czy Szkocją, tak właśnie będziemy grać musieli.
Najnowsze komentarze