Francja – Hiszpania 0-2: z pustego w próżne

Taktyczne eksperymenty mają to do siebie, że potrafią zrobić z trenerów geniuszy, zaś w przypadku jakiegokolwiek niepowodzenia, cała krytyka zwraca się przeciwko nim. Laurent Blanc postawił na manewr dość rewolucyjny i pomimo, że zawiedli wykonawcy, przy porażce z Hiszpanią i on sam nie jest bez winy.


Szkoleniowiec trójkolorowych zaczął w czymś pomiędzy 4-5-1 a 5-4-1. Na prawej flance operowało dwóch obrońców, nominalny Revelliere i ustawiony wyżej, ale niejednokrotnie wchodzący linię z czwórką defensorów Debuchy. Uzupełnieniem trójki defensywnych pomocników był ustawiony wyżej Ribery. Na desancie pozostał Benzema. Hiszpanów liczbowo opisać jeszcze trudniej. Ciężko to nazwać 4-6-0, chociażby z tego powodu, że boczni obrońcy grali znacznie wyżej niż pilnujący Benzemy Busquets.

To mógł być bardzo ciekawy mecz. Blanc dobrze przewidział skąd pójdzie największe zagrożenie i miał potencjał, by je zneutralizować. Obrona była ustawiana w dość niecodziennych rzędach. Lewa strona obrony była znacznie mniej wzmocniona asekuracją, a mimo to Hiszpanie decydowali się korzystać z przeciwległej flanki. Nie bez znaczenie był fakt, że należało zadbać o zabezpieczenie ofensywnych poczynań Ribery’ego, więc w razie otrzymania przez niego piłki, obaj zawodnicy z tamtej flanki nie mogli znajdować się zbyt głęboko w ataku.

O Hiszpanach napisano już tomy. Wczorajszy występ od modelowej gry nie różnił się zasadniczo. Celem było zapewnienie możliwie dużej szerokości przy rozegraniu, co miała zagwarantować ofensywna gra na bokach obrony. Duża wymienność w obrębie linii w ofensywie miała z kolei tworzyć chwilowe błędy w ustawieniu defensywy rywala, co z kolei miało być wykorzystywane precyzyjnymi podaniami na wolne pole. Pomysł Blanca oparł się stworzeniu obrony tak gęstej, przy której nawet pojedyncze błędy byłyby niwelowane przez reakcję pozostałych znajdujących się w pobliżu zawodników.

Tyle teorii. W praktyce Hiszpanie grali swoje, a Francuzi nie do końca spieszyli się, żeby im w tym przeszkodzić. W przypadku mistrzów świata bardzo ciężko wyczuć na jakiej wysokości się bronić. Nie jest korzystnie wyjść za wysoko, bo to skończy się piłką za plecy obrony, ale i za głęboka defensywa nie jest czymś dobrym, bo najmniejszy błąd powoduje, że gracz z piłką znajduje się już blisko bramki. Trójkolorowi poszli trochę za bardzo w tę drugą stronę, przez co na dobrą sprawę Hiszpanie zamknęli ich na własnej połowie i anwet w sytuacji, kiedy piłkę udało się odzyskać, cały zespół był na tyle blisko bramki, że o rozegraniu za bardzo nie było mowy. Skupiony na małej przestrzeni zespół dużo łatwiej było zaatakować pressingiem i konstruować kolejny atak. Nie jest powiedziane, że musiało to doprowadzić, do bramki, ale jednak strzelenie jej w takich okolicznościach było mocno ułatwione.

Tak głęboka gra Francuzów umożliwiała wysokie podejście na połowę rywala środkowych Hiszpanów. Pośrednio było to przyczyną pierwszej bramki, kiedy niezbyt często znajdujący się w szesnastce rywala Xabi Alonso miał możliwość zamknąć akcję. Pretensje Blanca mogły być słuszne, że zadecydował indywidualny błąd, ale ciąg dalszy wynikał już z obranego przez niego pomysłu.

Niesłusznie dla odmiany Blanc stwierdził, że Francuzi „mieli kilka szans”. Długie wybicia na Ribery’ego i Benzemę niczym dobrym nie owocowały, a pojedyncze szarże tego pierwszego trudno nazwać okazją bramkową. Trójkolorowi okazali się mądrzy po szkodzie. Wyszli nieco wyżej dopiero po stracie bramki, ale dalej było cięzko o sytuacje. Skoro tak nie było łatwo, trudno powiedzieć, jak Blanc zamierzał zdobyć w tym spotkaniu bramkę, broniąc się w ośmiu.

Druga połowa przyniosła zmianę w podejściu Francuzów i przejście na klasyczne już 4-2-3-1. Na prawej pomocy pojawił się Menez, a rolę ofensywnego pomocnika przyjął Nasri. W tym momencie na dobrą sprawę tempo meczu padło. Francuzi mimo, że teoretycznie musieli się znajdować przy piłce, nie przeważali przez większość drugich 45 minut. Hiszpanie dobrze wymieniali między sobą podania, przez co ich rywale mieli problemy ze z przejęciem, przez co liczba ich akcji, mimo przegrywania, na kolana nie rzucała. Francuzi w drugiej połowie byli w stanie oddać tylko trzy strzały. Ani razu nie trafili w bramkę.

Plan Blanca był ciekawy, ale miał bardzo małe szanse powodzenia. Utrzymanie naporu Hiszpanów w sytuacji, kiedy zamykają oni przeciwnika jest bardzo trudne, dodatkowo dla każdego zawodnika Francuzów na desancie mieli oni zapewnionego opiekuna, przez co o ewentualną kontrę również było bardzo ciężko. Kiedy się jednak spojrzało na ich grę w bardziej ofensywnym ustawieniu, wyglądało to równie źle. Może i więc Blanc wybrał najlepiej jak mógł, ale pole do wyboru przygotował sobie w takim wypadku bardzo marne.

Andrzej Gomołysek
Z jego frustracji, że nikt w tym kraju nie potrafi napisać kilku merytorycznych zdań o piłce, zrodziła się strona, którą czytasz. Tak długo jak dziennikarzył, nienawidzili go trenerzy i piłkarze, tak długo jak dziennikarzył, nienawidził siebie, że musi zadawać banalne pytania, żeby usłyszeć banalne odpowiedzi. Po przejściu na drugą stronę barykady scoutował dla klubów w połowie krajów Europy. Jeśli przypadkiem miałeś okazję w jakimś pracować, możliwe, że rozpracowywał Ci przeciwnika.

Reklama