Flo pass – laga z pomysłem


Dawno, dawno temu ustalono przez aklamację i przyjęto do powszechnej wiadomości, że boczny obrońca powinien być zawodnikiem szybkim, filigranowym i zwrotnym, tak, aby mógł nadążyć za skrzydłowymi, posiadającymi zbliżone parametry. Tak uznał cały piłkarski świat.
Cały? O nie!
Do początku lat 90. na piłkarskiej mapie Europy znaczyła mniej więcej tyle, co Albania czy Islandia. Kraj Wikingów był absolutną piłkarską pustynią, rzadko notującą jakiekolwiek sukcesy na międzynarodowej arenie. Do czasu aż pojawił się człowiek z wizją, a wraz z nim prosty, ale genialny patent.

Przy braku wybitnych techników i zawodników, którzy byliby w stanie rozgrywać piłkę płynnie i dokładnie, trzeba było oprzeć się na szybkim przenoszeniu gry z obrony do ataku. Gra długimi podaniami była w związku z tym dla Egila Olsena koniecznością. Kłopot jednak w tym, że nawet rośli napastnicy z Norwegii mieli problem w starciu z środkowymi obrońcami rywala. Na tej pozycji wzrost i umiejętność gry w powietrzu są również wymagane.
Tyle że, jako się rzekło, boczny obrońca to raczej człowiek wzrostu niezbyt słusznego. Wystawianie tam jednak człowieka o podobnych gabarytach na uzyskanie przewagi nie pozwoli. Olsen zdecydował się w związku z tym na przesunięcie środkowego napastnika na skrzydło. I tak Jostein Flo (192 cm) został adresatem długich piłek, adresowanych na niego jeszcze z linii obrony. Jego zadaniem było wygranie pojedynku główkowego z bocznym obrońcą (pierwszyzna) i strącenie piłki do środka, tak, aby partner znajdujący się w strefie zagrożenia bramki, miał szansę ją otrzymać.
Pierwszy skutek tego zagrania odnotowano w meczu z Portugalią (10.02.1993). Długa piłka od Pala Lydersena została strącona na skrzydle przez Josteina Flo, dzięki czemu Goran Sorloth wyrównał stan spotkania (1:30)
W kolejnych starciach głównym dogrywającym był znany z precyzyjnych długich podań gracz Liverpoolu Stiga Inge Bjornebye. W ciągu trzech lat pracy Olsen na zupełnym ugorze był w stanie stworzyć zespół, który w cuglach awansował do finałów mundialu.
Oczywiście nie awansuje się na Mistrzostwa Świata dysponując tylko i wyłącznie jednym zagraniem. Ekipa norweska była wtedy drużyną pod względem taktycznym bardzo dobrze poukładaną. Nacisk położony na skrzydła i tworzenie tam przewag obiegiem pozwalały na omijanie rywali nawet i grając piłki dołem. Uzyskanie przewagi sytuacyjnej nie musiało wcale prowadzić do ślepej wrzutki w pole karne. Norwegowie, gdy stworzyli sobie miejsce do wbiegnięcia w pole karne, wykorzystywali do z powodzeniem, jak Lars Bohinen, strzelając Anglikom gola na 2-0 (3:32):
Norwegowie stosowali bardzo gęstą defensywę, umieszczając możliwie dużo zawodników za linią piłki. Olsen był przy tym jednym z największych propagatorów krycia strefą. Po odzyskaniu piłki, następowało bardzo szybkie przejście do ataku. Ponieważ duża część zawodników znajdowała się za linią piłki, ciężko było o zagrania do przodu, gdzie osamotniony napastnik niewiele byłby w stanie zdziałać. Preferowano za to zagrania na wolne pole, do boku, gdzie zawsze było dużo miejsca i czasu na nadbiegnięcie partnera z głębi (2:45, 4:20). Dodatkowym wspomagaczem był zajadły pressing (4:45), które na te kontrataki pozwalał.
Górne piłki były oczywiście niesłychanie ważne, pomijając i Flo-pass (0:03), to pozwalały one na zawieszanie „baloników” w powietrzu przy stałych fragmentach gry (1:50, 4:00)
o czym zresztą w dość bolesny sposób przekonał się Jarosław Bako:
Jak bardzo ta gra była odległa od zespołów na słabym poziomie, można było się przekonać, podziwiając jak Norwegowie aplikują 10 goli San Marino, bez problemu odprawiają z kwitkiem marniutką wtedy Turcję i przyczyniają się do jednego z najbardziej żenujących spotkań w historii naszej reprezentacji (od 6:08)
20 lat temu kilka prostych manewrów taktycznych wystarczało, żeby z piłkarskiego kopciuszka zrobić ekipę, z którą każdy na świecie musiał się liczyć. Solidna implementacja kilku dobrych taktycznych pomysłów w połączeniu z generacją bardzo dobrych piłkarzy, przyniosły Norwegom dekadę futbolowej radości. Dziś jednak o tego typu taktyczne rewolucje trudniej, o czym przekonuje się osobiście sam Olsen, który w swoim drugim podejściu do kadry, nie notuje już takich sukcesów. Mimo to jego fachowe podejście i taktyczna dyscyplina wystarczają, aby futbol norweski po latach posuchy, podnosił się powoli z głębokiego kryzysu.
***
zdjęcie: Jarvin / wikipedia

Andrzej Gomołysek
Z jego frustracji, że nikt w tym kraju nie potrafi napisać kilku merytorycznych zdań o piłce, zrodziła się strona, którą czytasz. Tak długo jak dziennikarzył, nienawidzili go trenerzy i piłkarze, tak długo jak dziennikarzył, nienawidził siebie, że musi zadawać banalne pytania, żeby usłyszeć banalne odpowiedzi. Po przejściu na drugą stronę barykady scoutował dla klubów w połowie krajów Europy. Jeśli przypadkiem miałeś okazję w jakimś pracować, możliwe, że rozpracowywał Ci przeciwnika.

Reklama