El juego del 4-4-2, czyli starcie Atletico z Valencią. Analiza taktyczna


W meczu 34. kolejki hiszpańskiej La Liga stołeczne Atletico pokonało na Wanda Metropolitano ekipę Valencii 3:2. O ile mecz ten dla gospodarzy można określić jako prestiżowy, biorąc pod uwagę jedynie rangę przeciwnika (bezpieczna przewaga nad trzecim w tabeli Realem i niemożliwa do odrobienia strata do lidera z Barcelony), o tyle dla drużyny „Nietoperzy” ważyły się losy awansu do kolejnej edycji Ligi Mistrzów, o którą zespół Marcelino walczy z Getafe oraz Sevillą. Rywalizacja we wschodniej części Madrytu jawiła się również jako starcie bardzo zbliżonych, klasycznych systemów gry, opartych na żelaznej dyscyplinie taktycznej wszystkich piłkarzy oraz szybkich kontratakach. Która z drużyn lepiej zrealizowała swoje zadania w tym meczu? Odpowiedź na to pytanie zawarłem w poniższej analizie spotkania.

Ustawienia zespołów

Los Rojiblancos przystąpili do meczu w swoim tradycyjnym zestawieniu 1-4-4-2. W drugiej linii każdy z zawodników posiadał cechy rozgrywającego, mniej lub bardziej ofensywnego gracza środka pola, dzięki czemu obie flanki obstawiali głównie boczni obrońcy.

W ekipie Los Ches z kolei system gry prezentował się niemal identycznie, jak w przypadku Atletico. Uwagę zwracać mogły jedynie zmiany personalne w wyjściowej „jedenastce”, spowodowane zarówno rotacją wynikającą z uczestnictwa w rozgrywkach na trzech frontach (Gabriel Paulista i Ferran Torres szykowani byli na sobotnie starcie z Realem Valladolid), lecz także licznymi urazami (Denis Cheryshev, Geoffrey Kondogbia, Cristiano Piccini) oraz przymusowymi pauzami za kartki (Rodrigo Moreno).

Rzut oka na zestawienie drużyn w początkowej fazie meczu. Valencia w ataku pozycyjnym przyjmuje naturalne ustawienie 4-2-4, natomiast Atletico tworzy kompaktowo przesuwający się blok w systemie 4-4-2.

Rygor w defensywie, oddanie pola gry i różnorodność
w rozegraniu, czyli klasyczne cholismo w wydaniu 18/19

Los Colchoneros rozpoczęli to spotkanie w średnim pressingu, oddając posiadanie futbolówki zespołowi gości. Niewątpliwie właśnie w takiej sytuacji piłkarze Diego Simeone czują się najlepiej: mogą nastawić się na błyskawiczne kontry, jednocześnie dając złudne odczucie rywalowi, iż kontroluje przebieg meczu. To Atleti od samego początku rywalizacji byli stroną dominującą, nie mając wcale częściej piłki u swoich stóp. Słynny od lat pressing zawodników „Cholo” sprawdził się także i w tym spotkaniu. Niemal wszyscy piłkarze zaangażowali się w agresywny doskok do przeciwnika, inicjowany już przez obu napastników.

Skuteczny pressing Atletico oraz pozostające blisko siebie formacje przekreślają 
nadzieje Valencii na udany atak pozycyjny. Futbolówka musi zostać wycofana do linii 
defensywnej, skąd zostanie posłane dalekie podanie na połowę Rojiblancos. Po chwili futbolówkę przechwytują gracze Atleti.

Po odzyskaniu posiadania gospodarze często wybierali proste środki w rozegraniu, posyłając długą piłkę od stopera do Alvaro Moraty lub wykonując podanie z pominięciem drugiej linii do hiszpańskiego snajpera. Ten jednak najczęściej przegrywał pojedynki indywidualne z Ezequielem Garayem i Mouctarem Diakhabym, w związku z czym gospodarze zmuszeni byli do szukania innych sposobów, by zaskoczyć zespół „Nietoperzy”. W wielu fragmentach tego meczu dało się zauważyć, że Atletico celowo traci piłkę na połowie Valencii, by odzyskać futbolówkę w okolicach dwudziestego metra od bramki Neto i błyskawicznie wykończyć akcję kilkoma podaniami oraz strzałem. Dzięki posiadaniu w składzie kreatywnych graczy o wysokich umiejętnościach technicznych (Thomas Lemar, Koke, Saul Niguez), Los Colchoneros dobrze odnajdywali się również w ataku pozycyjnym, który, przeprowadzany dzięki prostym i skutecznym akcjom dwójkowym, przyniósł gospodarzom bramkę otwierającą wynik meczu.

Los Rojiblancos w ataku pozycyjnym, który jak na dłoni ukazuje predyspozycje i zadania 
poszczególnych zawodników. Wprowadzający piłkę na połowę rywala Rodri wspierany jest 
przez schodzącego w głąb pola Antoine’a Griezmanna. Pomiędzy formacje Valencii wchodzi 
Saul, dając kolegom możliwość wertykalnego podania i tym samym rozwoju akcji. Alvaro Morata z kolei zdolny jest zgrać futbolówkę kolegom przemieszczającym 
się w pierwszą linię, lub samemu pognać do prostopadłego podania. Niezwykle ważne w tej 
sytuacji jest ustawienie Filipe Luisa, asekurującego strefę Rodriego przed potencjalnym kontratakiem „Nietoperzy”. Dzięki Brazylijczykowi zostaje zachowana również symetria w ustawieniu zespołu. 

Akcja bramkowa na 1:0. Krótka wymiana podań i pozycji między Griezmannem i Lemarem 
oraz zejście Francuza w stronę środka boiska dezorganizuje defensywę Valencii, która 
niewystarczająco zabezpiecza swój lewy korytarz (Goncalo Guedes zdaje się kompletnie 
wyłączony z obowiązków obronnych, a Jose Gaya zajmuje się pilnowaniem środkowego 
napastnika). W wolną strefę wbiega Juanfran, posyła doskonałe półgórne dośrodkowanie 
między bramkarza a obrońców, atak kończy skutecznym strzałem Morata.

Należy także podkreślić, iż piłkarze Simeone doskonale rozpoznali słaby punkt drużyny gości w postaci Daniela Wassa. Niemal wszystkie ataki Los Rojiblancos przeprowadzane były flanką obstawioną przez Duńczyka, którego uniwersalność i występowanie na różnych pozycjach (naturalnym jego miejscem jest środek lub bok pomocy) wyraźnie obniża jakość gry – piłkarz ten nie ma dobrze wykształconych nawyków defensywnych, często zostawia rywalom zbyt dużo wolnego obszaru do posłania skutecznej centry, doskakuje do przeciwnika z niewystarczającą dozą agresji, co chytrze wykorzystali zawodnicy Atletico (grafika prezentująca bramkę na 2:1).

Piłkarze w czerwono-biało-niebieskich strojach zdołali wytrzymać w taktycznych ryzach przez większą część meczu, z wyjątkiem okresów od 35 minuty do końca pierwszej połowy oraz kilku dłuższych chwil po strzeleniu drugiego gola. Właśnie wtedy odległości pomiędzy poszczególnymi formacjami niebezpiecznie się powiększały, a zawodnicy nie zdążali na czas wrócić do defensywy po niepotrzebnej grze na wymianę ciosów, co doprowadziło do utraty pierwszego gola.

Szybki atak Valencii zakończony bramką na 1:1. Rodri oraz Juanfran nie nadążają 
z odbudowaniem ustawienia po stracie futbolówki, obaj stoperzy kierują się w stronę 
nacierającego napastnika w momencie, gdy drugi pozostaje niepilnowany i płaskim strzałem 
z kilku metrów pakuje piłkę do siatki Jana Oblaka. 

Spóźniony doskok, niespójność formacji i brak atutów w kreacji gry

fiasko planu Valencii

Przez dużą część meczu piłkarze Marcelino Garcii Torala znajdowali się w posiadaniu futbolówki, próbując konstruować ataki w obliczu natarczywego pressingu Los Colchoneros. W większości przypadków próby te paliły na panewce, czego najlepszy przykład stanowi posyłanie długich podań w kierunku Santiego Miny, który, pomimo wysokich umiejętności w zastawieniu się tyłem do bramki i ochronie piłki przed rywalem, przegrywał lwią część starć fizycznych z Diego Godinem i Stefanem Saviciem. Nie ulega natomiast wątpliwości, iż zawodnicy Los Ches, dochodząc do nielicznych sytuacji podbramkowych, potrafili je skrzętnie spożytkować w postaci dwóch zdobytych bramek. W sytuacjach tych znakomicie wyczuli chwilową słabość rywala, posyłając futbolówkę w pozostawione wolne strefy (grafika przedstawiająca bramkę na 1:1), jak również mieli odrobinę szczęścia przy golu na 2:2, gdy Saul Niguez dotknął piłkę ręką w „szesnastce”, a Dani Parejo skutecznie wykorzystał „jedenastkę”.

W grze defensywnej z kolei piłkarze „Nietoperzy” zaprezentowali się jeszcze słabiej niż w fazie kreacji. Przez całe spotkanie w obszar między liniami obrony i pomocy swobodnie wchodzili kolejni gracze Atletico, wielokrotnie kończąc akcję groźnym uderzeniem. Ponadto spóźnienie w doskoku do nacierających z akcją zaczepną rywali powodowało dużą liczbę fauli i darowanie przeciwnikom stałych fragmentów gry. Valencia w grze obronnej zdecydowanie nie przypominała monolitu, a powielanie błędów w ustawieniu poszczególnych zawodników kosztowało zawodników znad Morza Śródziemnego utratę dwóch bramek i tym samym porażkę w starciu na Metropolitano.

Niebezpieczny atak pod bramką Neto. Wolną strefę między formacjami wykorzystuje Koke, oddając niecelny strzał głową. W sytuacji tej Hiszpan pozostaje osamotniony; Diakhaby, Coquelin i Parejo jedynie przyglądają się 
poczynaniom gracza Atleti.

Bramka na 2:1. Skuteczne odbudowanie ustawienia zespołu po stracie futbolówki zostaje 
udaremnione przez skrajnych defensorów, którzy pozostają w zbyt dużej odległości 
od nacierających rywali oraz pozwalają im dośrodkować i wykończyć atak uderzeniem 
wprost do siatki Neto.

Gol na 3:2, rozstrzygający losy rywalizacji. Thomas wychodzi zwycięsko z pojedynku jeden na jednego z Danim Parejo, posyła piłkę do wchodzącego na wolne pole przed linią obrony Valencii Angela Correi, który szybkim i skutecznym strzałem odzyskuje prowadzenie dla stołecznej ekipy. Nieszczęście Los Ches spowodowane było zbyt późnym powrotem do swojej strefy Francisa Coquelina i brakiem asekuracji ze strony 
Carlosa Solera.

Konkluzja

Niewątpliwie spotkanie to wyraźnie obnażyło nieumiejętność gry Valencii w ataku pozycyjnym. Zespół ten doskonale czuje się, gdy podejmuje zespół chcący narzucić swoje warunki w meczu poprzez staranne kreowanie akcji, o czym świadczyć mogą m.in. świetne występy piłkarzy Marcelino w starciach z FC Barceloną na Camp Nou oraz z Realem Madryt na Estadio Mestalla. Na Wanda Metropolitano zawodnicy „Nietoperzy” dali się niemal całkowicie zdominować, jednocześnie nie w pełni wykorzystując swoje największe atuty, czyli dyscyplinę taktyczną oraz szybkie kontrataki. Wynik 3:2 dla gospodarzy zdaje się nie oddawać obrazu tego meczu, gdyż niejednokrotnie gościom dopisywało szczęście w chwilach słabości gospodarzy. Strata punktów w Madrycie z pewnością skomplikowała sytuację zespołu z Mestalla, powodując spadek na szóstą pozycję w tabeli, choć rywalizacja o miejsce w kolejnej edycji najważniejszego z europejskich pucharów trwać będzie do ostatniej ligowej kolejki.

Piłkarze Diego Simeone zaprezentowali zaś w potyczce z Valencią grę, której dokładnie można było się spodziewać. Konsekwentna realizacja założeń nakreślonych przez „Cholo”, agresywny pressing i szerszy niż w ostatnich latach wachlarz sposobów rozegrania akcji doprowadziły do wiktorii, choć nie bez problemów. Faktem jest, iż Atletico nie stworzyło sobie dużej liczby klarownych sytuacji do zdobycia gola, jednak można było odnieść wrażenie, że jednobramkowe prowadzenie zadowalało gospodarzy. Świadczyć może o tym wejście na plac gry Thomasa w miejsce Lemara przy stanie 2:1, by zagęścić środek pola przed atakami „Nietoperzy”. Z drugiej jednak strony zawodnicy, którzy zameldowali się na boisku dopiero w końcowej części spotkania, przesądzili o losach meczu, co należy uznać za tryumf koncepcji Simeone. Dziwić mogą jedynie brak oddawanych strzałów z dalszej odległości w wykonaniu Atletico, pomimo posiadania w składzie zawodników w tym się specjalizujących (uderzenia Saula i Thomasa mogłyby sprawdzić Neto niemały problem, nabierając rozpędu na zroszonej deszczem murawie) oraz nikłe zagrożenie pod bramką Los Ches po stałych fragmentach gry, których Los Colchoneros wypracowali sobie wystarczająco dużo (czternaście wolnych i sześć rożnych), by choć jeden z nich skutecznie wykorzystać. Zwycięstwo nad Valencią umocniło Madrytczyków na fotelu wicelidera hiszpańskiej La Liga i, wobec remisu Realu z Getafe, praktycznie przesądziło losy rywalizacji o prymat w stolicy.

Źródło zdjęcia wyróżniającego: oficjalna strona Atletico Madryt na Facebooku
Do stworzenia grafik ze składami wykorzystano plansze ze strony transfermarkt.de


M jak Mecz. Piłkarski Pamiętnik. Entuzjasta analitycznego spojrzenia na piłkę nożną.

Reklama