Ekstraklasa 2011/12 – Analiza stałych fragmentów gry

Z badań statystycznych sezonu 2011/12 polskiej Ekstraklasy przeprowadzonych przez Taktycznie wynika, że 40,6% wszystkich goli w ubiegłym sezonie to pośredni lub bezpośredni skutek stałych fragmentów gry


Pod uwagę braliśmy także akcje z tzw. „ponowienia”. Na przykład jeśli po dośrodkowaniu z rzutu rożnego piłkę z pola karnego wybijali obrońcy, lecz za chwilę ta ponownie znalazła się w polu karnym i do bramki skierował ją obrońca drużyny atakującej, to taki gol został przez nas zakwalifikowany jako zdobyty po sfg, po rzucie rożnym w 2 tempo. Uznaliśmy, że układ zawodników w polu karnym nie mógłby powtórzyć się przy zawiązaniu akcji z otwartej gry. Podobnie sprawa wyglądała przy rzutach wolnych. Do stałych fragmentów z tych samych przyczyn włączyliśmy dobitki po karnych. 


Przy takiej podstawie, z 527 bramek strzelonych na boiskach naszej Ekstraklasy w sezonie 2011/12 zakwalifikowaliśmy 214 goli po sfg, kolejno: 75 po rzutach rożnych, 75 po rzutach wolnych, 45 po rzutach karnych, 3 z dobitki po rzutach karnych oraz 16 goli po wrzutach z autu

Drużyną najlepiej wykonującą sfg okazał się Ruch Chorzów, który ze „stojącej piłki” potrafił wbić aż 25 ze swoich 44 bramek. Jednak nie „Niebiescy”, a Podbeskidzie uzyskało największy procent bramek po sfg – 61%

Zespołem, który doznał największych obrażeń po sfg był w minionym sezonie ŁKS Łódż – 21 straconych goli. Z kolei procentowo najwięcej tracił Widzew – ponad 57%

Nieprzypadkowo zatem Ruch jest tą ekipą, która wspólnie ze Śląskiem zdobyła w lidze najwięcej bramek po rzutach wolnych.
Te stanowią źródło 14 % wszystkich bramek w Ekstraklasie (75 z 527 trafień). Goli po bezpośrednich strzałach było jeszcze mniej, bo zaledwie 14. Czyżby wynikało to z braku speców od tego elementu gry? Są (byli) przecież w naszej lidze Mila, Ljuboja, Stilić, Zieńczuk czy Boljević.

Spośród wszystkich lig europejskich najwięcej bramek po bezpośrednich strzałach z rzutów wolnych pada w holenderskiej Eredivisie. Ten element gry kiepsko wypada za to w Premiership. W jeszcze wcześniejszym sezonie liderem była Bundesliga, (21 bezpośrednich) lecz w sezonie 2011/12  w Niemczech strzelono, podobnie jak w Ekstraklasie, 14 bramek  – najmniej od 20 lat!

 Od Bundesligi jesteśmy lepsi w zakresie ilości drużyn, które z wolnego trafiły przynajmniej dwukrotnie. W Ekstraklasie były to Legia (trzykrotnie), Cracovia oraz Ruch (dwukrotnie). W Bundeslidze w sezonie 2011/12 tylko Borussii Mönchengladbach (Juan Arango) sztuka umieszczenia piłki w siatce bezpośrednio z rzutu wolnego udała się dwa razy. A jak pokazują badania, opłaca się strzelać bezpośrednio.
Dodajmy też, że na trafienie bezpośrednio z rzutu wolnego w Ekstraklasie musieliśmy czekać aż do 9 kolejki, kiedy to Mila pokonał w ten sposób bramkarza Polonii Warszawa.

To właśnie „Czarne Koszule” miały największe problemy w obronie przed rzutami wolnymi, gdyż straciły po nich 7 z 32 goli (21%). Tyle samo dała sobie strzelić Jagiellonia Białystok, lecz w jej przypadku jest to dość zrozumiałe. Większość bramek po rzutach wolnych jest zdobywana głową, a skoro Jaga dysponowała najniższą drużyną w Ekstraklasie, to przeciwnicy mieli pewien handicap.

Warto zwrócić uwagę, że najlepszy sposób w obronie przed rzutami wolnymi zaprezentował Górnik Zabrze.

Rzuty rożne w lidze polskiej to bardzo ciekawy element gry. Żeby uświadomić dlaczego, zerknijmy na liczby. Oto opracowany przez nas procentowy udział goli po rzutach rożnych w najsilniejszych ligach europejskich:
12,7% w Ligue 1
11,8% w Premiership (choć w sezonie 10/11 był to wyższy wskaźnik – 13,77% dzięki Blackpool i Newcastle)
11,5% w Bundeslidze
10,7% w Serie A
9,6 % w Primera Division
9% w Eredivisie

 W Ekstraklasie ta wartość wynosi ponad 14% i na tle pozostałych przez nas badanych wypadła najlepiej w kategorii kornerów. Ten procent zwiększył się w stosunku do naszej poprzedniej analizy, którą prezentowaliśmy po 23 kolejkach.

To głównie dzięki dobrej postawie Śląska Wrocław, który sam zdobył aż 10 bramek w ten sposób – 8 w pierwsze i 2 w drugie tempo. Statystycznie Śląsk potrzebował 11,8 rzutu rożnego, by zdobyć gola i warto wspomnieć, że to najlepsza średnia spośród wszystkich drużyn w przebadanych przez nas ligach europejskich. Było to możliwe z dwóch przyczyn. Po pierwsze bardzo dobre wrzutki Mili czy  
Ćwielonga, które (po drugie) trafiały na głowy Pietrasiaka, Fojuta oraz Celebana. Głową dobrze grali również Kaźmierczak oraz Wasiluk, dlatego takie połączenie całkowicie tłumaczy zjawisko wielu bramek po rzutach rożnych.

Skuteczność w postaci gola co 11 rogów jest bardzo wysoka, o czym mogą dodatkowo przekonać badania przeprowadzone przez norweskich naukowców Olsena i Larsena w 1997 roku. W swoim artykule „Use of match analysis by coaches”, który pojawił się na łamach „Science and Football III” pod redakcją T. Reilly,  J. Bangsbo oraz M. Hughesa Norwegowie przedstawili dane dotyczące właśnie rzutów rożnych.
Na przykładzie analizy meczów reprezentacji swojego kraju dowiedli, że średnio w meczu ma miejsce 10,6 rzutu rożnego. Nie każdy jednak może zaowocować w oddanie strzału. Jak wyliczyli Olsen i Larsen rzuty rożne dochodzące do bramki tworzyły zagrożenie w stosunku 1:5, a odchodzące 1:3. To znaczy, że na 10 kornerów dochodzących do bramki 2 kończyły się strzałem, a na 10 odchodzących 3. Trzeba jednak dodać, że w latach 90-tych Norwegowie byli jedną z najlepiej grających w powietrzu drużyn, dlatego zamiana kornerów na gole była jednym z najważniejszych środków ataku.

Jeśli tą miarę przyłożymy do mistrza Polski Śląska Wrocław okaże się, że została osiągnięta bardzo wysoka skuteczność. Bo skoro statystycznie oddaje się 2 strzały z 10 rzutów rożnych, a ekipa Oresta Lenczyka z 11 kornerów potrafiła zdobyć 1 gola, to trzeba przyznać, że wynik osiągnięty musi budzić szacunek. 


Pozostaje zastanowić się jak Śląsk tego dokonał? Tu w sukurs przyjdą nam dane i badania przeprowadzone przez A. Hilla i M. Hughesa w publikacji pt. „Corner kicks in the European Championships for Association Football„, która ukazała się w 2001.

Przedmiotem jej analizy były rzuty rożne wykonywane podczas EURO 2000 w Belgii i Holandii. Hill i Hughes doszli do podobnych wniosków jak wyżej wspomniani Olsen i Larsen. W meczu średnio wykonywano 10,9 rzutu rożnego. Tylko 1 na 5 kornerów tworzył zagrożenie pod bramką.


Dokładnie takie same dane znajdziemy na stronie Soccer by Numbers, która przedstawiła analizę rzutów rożnych w sezonie 2010/11. Tam autor również wskazał, iż 20% rzutów rożnych kończy się strzałem. Najczęściej przeciwnika po kornerze udje się zaskoczyć, jeśli od wykonania rogu do zdobycia gola drużyna atakująca ma maksymalnie 3 konktakty z piłką.

Konkluzją badań Hilla i Hughesa był typ rzutu rożnego, który najczęściej tworzył zagrożenie i doprowadzał do zdobycia gola – piłka zagrywana w pole karne łukiem, na wysokości 2 metrów. Kluczowe było to, aby rzut rożny jak najszybciej zakończyć strzałem. Szanse zdobycia gola po rzucie rożnym są odwrotnie proporcjonalna do czasu, w którym stały fragment jest wykonywany. Ten stan rzeczy potwierdzają nasze statystyki, bowiem z 75 bramek zdobytych po rzutach rożnych 47 zostało strzelonych w tzw. pierwsze tempo, czyli 62% wszystkich.
Jeśli chodzi zaś o średnią liczbę rzutów rożnych w Ekstraklasie, to w meczach Widzewa zanotowano najwyższą. Statystycznie w meczach z udziałem łodzian wykonywano 10,93 rzutów rożnych w meczu. Najmniej w spotkaniach z udziałem mistrza Polski – Śląsk (8,5 rogu na mecz). Nieniejszym potwierdzamy badania Olsena i Larsena a także Hilla i Hughesa. W 2012 roku wygląda to podobnie.

W defensywie rzuty rożne były zmorą Roberta Kasperczyka i jego Podbeskidzia, które po kornerach straciło 9 bramek, z czego aż 4 w meczu 2 kolejki w Bełchatowie. Był zresztą czas, kiedy GKS aż 50% goli zdobył po rzutach rożnych właśnie. Gorszy w tej klasyfikacji był tylko ŁKS (10 straconych goli).
Jedynym zespołem, który nie dał sobie strzelić gola po rogu jest Legia Warszawa.

Średnio w naszej lidze co 30 rzut rożny kończył się golem. I tu znów w porównaniu z silnymi ligami europejskimi Ekstraklasa wypada dobrze, lecz nie można zapomnieć, że oznacza to również, iż nasze drużyny traciły gol co 30 kornerów – częściej niż zespoły z lig zachodnich.
Rzuty karne stanowiły 9% ogólnej zdobyczy bramkowej w minionym sezonie. W przypadku Jagiellonii ta wartość osiągnęła nawet 20%, co oznaczało, że ten zespół co 5 gola zdobywał właśnie z 11 metrów. Tym łupem podzielili się Frankowski, Kupisz i Alexis.
Najgorzej wyszły na nich Cracovia i ŁKS. Obie drużyny straciły 6 takich bramek.

Z kolei najwięcej jedenastek, bo aż 12 podyktowano w meczach z udziałem chorzowskiego Ruchu.

Najmniejszy procent zdobywanych goli jeśli chodzi o sfg przydał wrzutom z autu – 3% Razem było to 16 goli, z czego aż 4 stały się udziałem Górnika Zabrze. Przy okazji przyszłego sezonu warto zwrócić uwagę na ten element w wykonaniu podopiecznych Adama Nawałki, szczególnie na wymiany krzyżowe zawodników w bezpośredniej bliskości piłki w momencie wznowienia gry z autu.

Oczywiście trudno było się spodziewać, że któraś z drużyn naszej Ekstraklasy pójdzie w ślady Rory Delapa i jego słynnych dalekich wrzutów. Chociaż mogliśmy zaobserwować nieliczne próby, jak te Grzegorza Wojtkowiaka. Gdy Lech wywalczył aut na wysokości od 16 metra obrońca podejmował próbę dorzucenia piłki na wprost bramki. Parabola lotu piłki była podobna jak u Delapa, lecz odróżnieniu od Irlandczyka reprezsentant Polski nie kierował piłek w światło bramki. Inna sprawa, że Lechowi nie udało się ani razu w ten sposób zaskoczyć rywala.
Na sam koniec tej wnikliwej analizy stałych fragmentówprzedstawiamy ich procentowy udział we wszystkich bramkach strzelonych w Ekstraklasie w sezonie 2011/12. Najlepszy bilans sfg ma Ruch (+14), tuż za nim plasuje się Górnik (+10), który wspólnie z Legią stracił najmniej goli po sfg (7).

Wcześniej wspominaliśmy, że najgorszy bilans (-8) zanotował Łódzki Klub Sportowy. Bardzo słabo wypadła Polonia, a najmniej goli po sfg padło w meczach z udziałem Lecha Poznań – tylko 16.
Nasze wnikliwe badania statystyczne, którymi częstowaliśmy naszych czytelników przez cały sezon 2011/12 potwierdzają stałą zasadę, że 40% goli to wynik stałych fragmentów gry.
W 1988 roku R. Bates przedstawił szereg badań na temat sfg w swoim artykule pt. „Football chance: Tactics and Strategy” w publikacji pod redakcją T. Reilly, A. Lees, K. Davids i W.J. Murphy. Według jego badań bramki zdobyte po sfg to niespełna 40% wszystkich.
Jego spostrzeżenia 11 lat później potwierdził C. Hughes wydając „Football Tactics and Teamwork„.

Nasze statystyki 13 lat po Hughesie pokazują wciąż tą samą linię myślenia i również wyliczyliśmy, że stałe fragmenty gry stanowią bardzo istotny element, który może zadecydować o zwycięstwie lub porażce. Wystarczy spojrzeć na sezon 2011/12 w Premiership, gdzie mistrzem został Manchester City, który w decydującej z Manchesterem United.    Jednak nie tylko dzięki tej bramce „The Citizens” mogli po raz pierwszy od 44 lat zostali najlepszą drużyną w Anglii. W całym sezonie podopieczni Roberto Manciniego zaskakiwali wielu rywali właśnie po rzutach rożnych, co również analizowaliśmy na naszej stronie.Warto odnotować, że City pobili w tym roku rekord goli po rzutach rożnych w Premiership należący wcześniej do Blackpool pod wodzą Iana Holloway’a.

W trakcie minionego sezonu zgłębialiśmy także przyczyny sukcesu City w zakresie rzutów rożnych. To nie tylko nasze spostrzeżenie, bowiem pod koniec marca strona whoscored.com umieściła Man City w gronie 4 najskuteczniejszych drużyn przy sfg. To ciekawe, bo raczej pierwsza drużyna w Premiership przychodząca na myśl jeśli jest mowa o stałych fragmentach, to raczej Stoke City.

Według analizy przeprowadzonej przez FIFA stałe fragmenty gry stanowią „jedynie” 30% wszystkich goli. W trakcie Mistrzostw Świata w Niemczech w 2006 roku było to nawet 28%. Te dane skłaniają do wniosku, że w trakcie dużych imprez piłkarskich drużyny przykładają więcej wagi do obrony przed „stojącą piłką”.

Powyższe statystyki potwierdzają badania w zakresie rzutów rożnych w trakcie Mistrzostw Świata w 2010 roku w RPA, gdzie statystycznie gol padał po co 70 kornerze. To oczywiście, jeśli policzymy tylko bramki w tzw. pierwsze tempo. Jeśli wziąć pod uwagę również bramki z „ponowienia” i strzelone w tzw. drugie tempo, to ta wartość zmaleje do gola co 45 rzutów rożnych i jest już zbliżona do wartości, które wynikają z naszych badań.

 Dwa lata wcześniej w trakcie Euro 2008 w Austrii i Szwajcarii stosunek udanych rzutów rożnych wyniósł 1:63, co określało udział procentowy bramek po kornerach na 8%, co znów pokazuje, iż w trakcie dużych 
 turniejów piłkarskich znacznie sfg nieco spada w stosunku do rozgrywek ligowych. Co ciekawe jednak 30% pierwszych bramek w meczu zostało zdobytych właśnie po sfg. My jednak będziemy obstawać przy zdaniu, że wszystkie sfg stanowią istotny element zagrożenia pod bramką rywala. Mecz może się nie ułożyć, lecz niemal zawsze zdarzy się okazja w postaci rzutu rożnego lub wolnego z okolic pola karnego.

Pozostaje nam wierzyć, że drużyny polskiej Ekstraklasy zdołają w przykładzie Manchesteru City  dostrzec receptę na sukces i w przyszłym sezonie będziemy poważniej traktować stałe fragmenty gry i przykładać do nich większą wagę.

Jednocześnie mamy nadzieję, że kibicom choć trochę przydały się nasze dane i analizy, których poza naszą stroną nie znajdziecie na żadnym innym portalu przedstawiającym publikacje o polskiej Ekstraklasie. Zdajemy sobie sprawę, że powyższa analiza nie porusza wszystkich elementów stałych fragmentów gry, lecz czasami lepiej nie wyczerpać tematu, by przy okazji nie wyczerpać czytelnika…

Śledź na twitterze: @napikaj

Reklama