 |
Miejsca, gdzie otrzymywał podania Lewandowski |
Z Ukrainą się nie udało – Robert Lewandowski gola nie strzelił. Nie pomógł grający za plecami Majewski, a więc trzeba było szukać innego sposobu na przełamanie strzeleckiej niemocy naszego najlepszego obecnie piłkarza. Wielu fachowców sugerowało selekcjonerowi grę dwójka napastników, a mecz z San Marino miał być najlepszą okazją do przetestowania tego wariantu. Sprawdziliśmy zatem, jak wyglądała współpraca Milika z Lewandowskim, choć oczywiście pod uwagę należy wziąć klasę naszego wtorkowego rywala i fakt, że nie przeszkadzał on nam w konstruowaniu akcji ofensywnych. Przeszkadzaliśmy sobie w tym najczęściej sami.
Fornalik o pierwszych minutach spotkania mówił w pomeczowych wywiadach: „Rzuciliśmy się na drużynę San Marino”. „Rzuciliśmy się” to może zbyt odważne stwierdzenie, ale rzeczywiście przeważaliśmy w pierwszym fragmencie gry. Milik z Lewandowskim grali przez pierwsze minuty w linii, czekając na dośrodkowania z bocznych sektorów boiska, od Grosickiego i Mierzejewskiego. Przebywali właściwie cały czas w polu karnym, nie szukając gry, wbiegając jedynie na dogrywane ze skrzydeł piłki, ale to także robili w linii, żaden z nich nie złamał jej, dając alternatywę dla podającego bocznego pomocnika. Przy licznych rzutach rożnych Arkadiusz Milik zbiegał na krótki słupek, ściągając tam dwóch kryjących go obrońców, robiąc tym samym miejsce wchodzącym w polu karnym zawodnikom ( w tym Lewandowskiemu). Jedna piłka została zagrana do Milika właśnie na krótki słupek, ale bramkarz poradził sobie z jego strzałem głową.
Od około 10-15 minuty gry praktycznie przestaliśmy grać dwójką napastników ustawioną w linii. Lewandowski grał zdecydowanie pod Milikiem, na pozycji ofensywnego pomocnika. Pokazywał się do gry, brał piłkę na siebie, zastawiał się i próbował rozgrywać. Dochodził do sytuacji strzeleckich po rzutach rożnych. Kilka razy jednak stracił piłkę, prowadząc ją zbyt długo i na koniec za mocno ją wypuszczając. Gdyby wcielono w życie pomysł z zapisywaniem asyst II stopnia, to Lewandowski taką by zaliczył, bo przy bramce Piszczka podawał do asystującego Mierzejewskiego, wcześniej rozpoczynając całą tę akcję. Milik był jedynym napastnikiem, ale właściwie nie stworzył zagrożenia pod bramką rywala. Próbował dobić strzał Lewandowkiego z rzutu wolnego, ale nie sięgnął piłki. Jedynie dwukrotnie zrobił ruch w kierunku piłki, sygnalizując, że chce ją otrzymać, ale w jednym z przypadków źle odegrał piłkę powrotną do obrońcy. Za drugim razem zrobione przez niego miejsce pod polem karnym przeciwnika wykorzystał Mierzejewski, który jednak otrzymał złe podanie od jednego z obrońców. Kilkukrotnie był wyprzedzany przez defensorów San Marino, wcześniej nie pokazując się do podania w wolnej strefie, która tworzyła się, kiedy zabrakło Lewandowskiego. Milik był mało aktywny, pozorował ruch wzdłuż linii obrony, ani razu po takim ruchu nie dostał prostopadłej piłki. Czasem schodził do lewej strony, ale nie stwarzał także tam żadnego zagrożenia, nie wymieniał szybkich podań bez przyjęcia z Kamilem Grosickim, nie schodził do środka na strzał.
 |
Miejsca, gdzie otrzymywał podania Milik |
Współpraca między dwoma nominalnymi napastnikami na boisku wyglądała bardzo słabo, żeby nie powiedzieć, że nie było jej wcale. Wymienili bowiem między sobą w pierwszej części dwa podania, z czego jedno zakończyło się spalonym, na którym był Milik, a drugie było zgraniem piłki przez Milika głową do Lewandowskiego. Co prawda, napastnik Borussii Dortmund przełamał się w końcu w meczu reprezentacyjnym, ale żadnego udziału w tym nie miał Arkadiusz Milik, a więc gra dwójka nominalnych napastników niewiele dała.
W drugiej części gry nie zmieniło się wiele, Lewandowski w dalszym ciągu grał na pozycji numer 10, a Milik był ustawiony na szpicy. „Lewy” pokazywał się do gry jeszcze częściej i jeszcze bliżej własnej połowy, brał grę na siebie, dobrze rozgrywał, choć zabrakło podań do przodu, otwierających drogę do bramki, głównie Milikowi. Na pierwsze takie zagranie musieliśmy czekać bardzo długo, bo aż do 56 minuty, kiedy to Lewandowski podał prostopadle do Milika, a ten był faulowany w polu karnym, czego jednak nie zauważył arbiter i nie przyznał nam kolejnego rzutu karnego. Jedno takie podanie na 60 minut współpracy to zdecydowanie za mało. Z pewnością Milik swoim poruszaniem się po boisku nie zmuszał Lewandowskiego do zagrywania mu prostopadłych piłek.
W 59 minucie za napastnika z Leverkusen wszedł na boisku Teodorczyk, zajmując na boisku miejsce Milika. Już w pierwszej akcji po wejściu napastnik Lecha zdobył gola, zachowując się tak, jak w kilku sytuacjach powinien zachować się Milik w pierwszej części gry. Przy akcji oskrzydlającej Koseckiego, Teodorczyk zatrzymał się na 5 metrze, gubiąc obrońców, po czym wystarczyło już tylko dołożyć nogę i zdobyć gola, po strzeleniu którego Teodorczyk nieco przygasł. Często schodził do prawej strony, ale podobnie, jak w przypadku takich zejść Milika, nie przyniosło to żadnego pożytku. Był mimo wszystko bardziej aktywny od Milika. Jednak również on nie wymieniał piłek z grającym niżej Lewandowskim, przez 30 minut przebywania na boisku napastnika Lecha Poznań nie było ani jednego takiego podania między dójką napastników.
Trudno powiedzieć z czego wynikał brak współpracy pomiędzy Lewandowskim a Milikiem i Teodorczykiem. Może ze zbyt egoistycznej gry Lewandowskiego? Może z braku aktywności napastników? A może z tego, że jedynie przez pierwszych 10 minut meczu graliśmy naprawdę dwójką napastników? Przez resztę spotkania Lewandowski po prostu przebywał na pozycji, którą wcześniej zajmowali Obraniak, czy Majewski. Wychodziło mu to nieźle, strzelił mimo wszystko dwie bramki,był aktywny, rozgrywał dobrze, zaliczył asystę przy bramce Koseckiego i był głównym konstruktorem akcji, w której gola zdobył Piszczek. Gdybyśmy mieli jeszcze z przodu drugiego klasowego napastnika…
Najnowsze komentarze