Dzień po odpadnięciu gospodarzy z turniejem pożegnała się Brazylia.
Brazylia spotkała się z Paragwajem w trzecim ćwierćfinale. Była to już druga potyczka między tymi drużynami, bowiem rywalizowały ze sobą w grupie. Wówczas po zaciętym meczu padł remis 2-2.
Mano Menez nie dokonał zmian personalnych i w efekcie na boisko wybiegła ta sama jedenastka, która zagrała w ostatnim meczu grupowym przeciwko Ekwadorowi (zakończonym wynikiem 4-2 dla Canarinhos) w ustawieniu 4-2-1-3.
Szkoleniowiec Paragwaju, Gerardo Martino, pozostał przy swoim specyficznym ustawieniu 4-1-4-1/4-3-3 z wysuniętym Lucasem Barriosem. Jedyne zmiany w składzie w stosunku do meczu z Wenezuelą to Victor Caceres, który zastąpił w środku pomocy Ortigozę oraz Valdez,
który zagrał w ataku zamiast Santa Cruza.
Mecz dosyć dynamicznie rozpoczęli Paragwajczycy. Atakowali na połowie rywala, czym zmuszali Canarinhos do długich piłek. Po kilku minutach podopieczni Martino ustawili się głęboko na własnej połowie i czekali na ataki Brazylijczyków.
Paragwaj ustawił się wąsko, z tyłu mieli przewagę jednego zawodnika. Caceres krył Ganso, więc Brazylia miała problemy ze skonstruowaniem składnych akcji. Większość kombinacji grana była na zbyt małej przestrzeni i przy niewielkim ruchu, stąd często zawodnicy brazylijscy tracili piłkę w łatwy sposób.
Już w swoim pierwszym meczu na tegorocznym Copa America uwidocznił się jeden z podstawowych problemów Canarinhos. Drużyna atakuje czwórką graczy, którzy otrzymują niewielkie wsparcie od reszty kolegów. We wspomnianym spotkaniu napastnicy stali zbyt daleko od siebie, więc Ganso miał niewiele opcji i jego dłuższe zagrania były z łatwością przechwytywane. Do czasu meczu z Paragwajem ten element się poprawił. Napastnicy grają wężej, jednak bez wsparcia bocznych obrońców nie są w stanie stworzyć czystej sytuacji.
Co jednak nie uległo zmianie to olbrzymia luka między dwójką defensywnych pomocników Brazylii, Lucasem i Ramiresem, a właśnie napastnikami. W tej strefie Paragwaj miał dużo miejsca i dużo czasu, ponieważ: a) napastnicy Canarinhos umiarkowanie angażowali się w obronę b) defensywni pomocnicy pozostawali tuż przed obrońcami, tworząc z nimi mur złożony z co najmniej pięciu graczy.
Paragwaj jednak nie wykorzystał tej możliwości i atakował zbyt niecierpliwie. Właściwie piłkarze Martino grali dwoma patentami. W pierwszym Estigarribia zbiegał delikatnie do środka i próbował utworzyć trójkąt z Riverosem. Vera operował wówczas blisko tych graczy i miał miejsce w środku pola. Drugi, częstszy zresztą przypadek, dochodził do skutku również z lewej strony. Ktoś z dwójki Riveros/Estigarribia zagrywał górną piłkę na Barriosa, Valdez zbiegał wtedy za jego plecy (w efekcie wyglądało jak gdyby Paragwaj miał trójkę napastników złożonych z dwóch środkowych i jednego skrzydłowego – Estigarribii), a Vera wbiegał z kolei na miejsce stworzone przez Valdeza.
W obu przypadkach Paragwajczycy próbowali przedostać się wymieniając góra trzy podania lub posyłając górną piłkę na Barriosa, który miał niewielkie szanse w starciach z duetem T. Silva i Lucio.
Andre Santos, bardziej aktywny w ofensywie niż w poprzednich spotkaniach, nie rozciągał gry, lecz ścinał do środka. Nie wykorzystał sytuacji, po której mogła paść bramka.
Po wznowieniu element, który od razu rzucił się w oczy to duet Maicon-Estigarribia. Brazylijczyk ustawił się dużo wyżej, ale Estigarribia nie odstępował go na krok. Było to o tyle znaczące, że w pierwszej części meczu Paragwajczyk był bardziej zaangażowany w ofensywę, a ubezpieczał go Torres. W efekcie często stwarzali oni sytuację 2v1 przeciwko Maiconowi.
Maicon zastąpił po pierwszym spotkaniu słabo grającego Daniego Alvesa. Być może w tych okolicznościach wprowadzenie gracza Barcelony wniosłoby trochę świeżości do gry Canarinhos – Alves grę ofensywną opiera na szybkim wbieganiu w pole karne, Maicon na dryblingu. Tym samym, Alves mógłby zgubić Estigarribię i spowodować w szykach obronnych Paragwaju więcej zamieszania.
W ten sposób Brazylijczycy byli w pewnym sensie zmuszeni do atakowania drugą stroną, a wszystkie kombinacje ostatecznie i tak prowadziły do środka, w którym panowali agresywnie grający Riveros, kryjący Caceres i, najbardziej z tej trójki uniwersalny, Vera.
Sytuacje, które stworzyła sobie w ciągu meczu Brazylia, były raczej wynikiem nieuwagi obrońców rywali niż błyskotliwości napastników, którzy nie byli w stanie pokonać fenomenalnego Villara.
Z początkiem drugiej połowy Lucas Barrios zaczął cofać się po piłkę i szukać połączenia z pomocą, jednak szybko zgasł. Z minuty na minutę Paragwajowi coraz bardziej zależało na defensywie. Faktem podkreślającym nastawienie i jednocześnie to, że taktyka Martino okazała się skuteczna mogą być zmiany.
Marecos wszedł na skutek kontuzji, której doznał Torres. Barretto zmienił natomiast Verę, bo ten otrzymał wcześniej kartkę. Nastąpiła wymiana na piłkarzy o bardzo podobnych cechach, żadnych radykalnych zmian.
Menezes natomiast szukał wyjścia z sytuacji wrzucając kolejnych piłkarzy ofensywnych, którzy, nawiasem mówiąc, grali gorzej niż zmienieni. Wpuszczenie Freda i później, po czerwonej kartce i Robinho zajmującym coraz głębsze pozycje, Elano miało prawdopodobnie dać sygnał do przejścia w 4-2-2-2.
Paragwaj natomiast zagrał 4-4-1 i mimo coraz częściej powtarzających się klopsów swoich obrońców dotrwał do rzutów karnych, które ostatecznie wygrał.
Kolejny mecz, w którym zorganizowana i przemyślana defensywa z odrobiną szczęścia pokonała bezmyślny i prymitywny atak. W półfinale Paragwaj zmierzy się z Wenezuelą, co także będzie powtórką meczu z grupy B. W drugim spotkaniu Urugwaj zagra z Peru.
Najnowsze komentarze