Chorwacja – Dania. Analiza meczu

Mistrzostwa Świata wkroczyły w decydującą fazę. Za nami połowa meczów 1/8 finału. W ostatnim z nich, chwaleni za fazę grupową Chorwaci mierzyli się w Niżnym Nowogrodzie z nieco rozczarowującą jak dotąd Danią. Za faworyta uchodził zespół z Bałkanów i w przeciwieństwie do grających wcześniej z Rosją Hiszpanów, wywiązał się z tej roli, choć do zwycięstwa potrzebowali dopiero serii rzutów karnych. 


Zlatko Dalic po spotkaniu z Islandią, w którym wystawił zupełnie inną jedenastkę, niż ta, która wybiegała na murawę przeciwko Nigerii oraz Argentynie, wrócił do zwycięskiego składu z meczu z Albicelestes. W środku pola za plecami Modricia i Rakiticia ponownie operował Brozovic (który w eliminacjach do mundialu pełnił z reguły inną rolę), a przed nimi biegali Perisic oraz Rebic na skrzydłach i Mandzukic na środku ataku. U Duńczyków zaś w porównaniu do ostatniego starcia grupowego z Francją doszło do dwóch zmian: w miejsce Larsena na lewą obronę wskoczył Knudsen, a po przymusowej pauzie (kartki) Yussuf Poulsen zastąpił Pione Sisto na skrzydle (Braithwaite powędrował na lewą flankę). Na środku ataku ponownie zagrał Andreas Cornelius. Zmianie nie uległa również pozycja Andreasa Christensena, który turniej zaczynał w linii obrony, a przeciwko Les Blues i w 1/8 pojawił się na pozycji defensywnego pomocnika.

Pierwsza faza ataku pozycyjnego Chorwatów

W pierwszych 15-20 minutach meczu Chorwaci starali się grać bardzo cierpliwie, budując akcje krótkimi podaniami na własnej połowie. Brozovic stale utrzymywał pozycję przed dwójką stoperów (choć praktycznie nie schodził pomiędzy nich – z drugiej strony nie było takiej potrzeby). Duńczycy w tym fragmencie przesuwali za linię środkową jedynie Corneliusa i Eriksena, sporadycznie wyżej podchodził skrzydłowy na stronie, po której znajdowała się futbolówka. Reszta zespołu broniącego w 4-4-2 skupiła się na średnim/niskim pressingu na własnej połowie, w związku z czym między dwójką atakujących a pozostałą częścią zespołu tworzyło się sporo miejsca, które Chorwaci z łatwością i skwapliwie wykorzystywali. W każdym momencie więc Hrvatska miała przewagę wokół piłki 3 vs 2 lub 4 vs 2/3, kiedy na stronie, w której znajdowała się piłka niżej schodziła któraś z „ósemek” (Rakitic/Modric), co zdarzało się dość często. Pojawienie się np. Rakiticia przed obrońcami „wypychało” Brozovicia do przodu. Szukał on wówczas wyjścia z cienia Corneliusa i Eriksena w pozostawionej za ich plecami niekrytej przestrzeni i stworzenia właściwego kąta do zagrania futbolówki. Po przeciwnej stronie Modric miał większą swobodę. W zależności od sytuacji albo wracał głębiej w prawej półprzestrzeni, zapewniając opcję do zmiany strony i progresji, albo przesuwał się między linie na przeciwległą stronę, kreując przeładowanie i zapewniając opcję do wertykalnego zagrania. Obaj boczni obrońcy ustawiali się wyżej przy linii bocznej, aby w razie konieczności przesunąć grę do przodu poprzez boczny sektor. Tym sposobem po kwadransie gry Chorwacji osiągnęli aż 64% posiadania piłki. Nie przekładało się to jednak na bezpośrednie zagrożenie bramki Schmeichela, gdyż o ile podopieczni Zlatko Dalica sprawnie przedostawali się do strefy środkowej, a tyle mieli problemy z przebiciem się na 20-30 metr przed polem karnym Duńczyków.

Bardzo często w tym spotkaniu Chorwaci angażowali zupełnie niepotrzebnie dużą liczbę graczy w wyprowadzanie piłki z własnej tercji obronnej. Już sam Brozovic wsparty dwójką stoperów z reguły zapewniał przewagę w pierwszej fazie 3 vs 2 (a wliczając Subasicia nawet 4 vs 2). Zejścia pod własną linię obrony Modricia i Rakiticia czy nawet tylko jednego z nich powodowały, że zespołowi z Bałkanów brakowało graczy między liniami rywala. Pomoc Duńczyków ustawiała się względnie wąsko, niwelując przestrzeń między poszczególnymi zawodnikami. Strefą zamykali wertykalne i diagonalne linie podania przez środek, zmuszając Chorwatów do gry po obwodzie. Progresja z piłką stawała się więc możliwa głównie skrzydłami, gdzie akurat Chorwaci nie posiadają klasowych zawodników. Największe zagrożenie wynikało z indywidualnych akcji wyjątkowo dobrze dysponowanego na tym turnieju Rebicia, sporadycznie wspomaganego przez Vrsaljko. Strinic wraz z Perisiciem nie wnosili nic pozytywnego w atakowanej tercji. Od podstawowego lewego obrońcy znacznie lepiej z przodu wyglądał po wejściu na murawę Josip Pivaric, który wcześniej rozegrał bardzo dobre spotkanie z Islandią. Być może to on zacznie od początku w ćwierćfinale kosztem nowego piłkarza Milanu.

Druga faza, bezpośrednia

W znanej z kwalifikacji do mundialu sytuacji, kiedy Chorwaci mieli zbyt wielu zawodników przed linią piłki (jak na pierwszym z powyższych obrazków), ich gra stawała się siermiężna, nieprzystępna. Konieczność konstruowania i kończenia akcji na skrzydłach przynosiła mnóstwo zagrań na obiegnięcie od bocznych obrońców i/lub pojedynków 1 vs 1 skrzydłowych, a w następstwie licznymi dośrodkowaniami, których adresatami w najlepszym przypadku było dwóch graczy: środkowy napastnik (Kalinic, Mandzukic) i drugi skrzydłowy (Perisic, Brozovic, ew. Pjaca bądź Mandzukic). Wczorajszy mecz automatycznie przywołał wspomnienia z ostatnich kilkunastu miesięcy. Vrsaljko, Rebic, Strinic, Perisic i rezerwowy Pivaric wykonali w sumie 17 dośrodkowań, z których tylko 2 zamieniono na uderzenia (z czego jedna z tych centr osiągnęła swój cel z pomocą rykoszetu). Drugim efektem – zamierzonym bądź nie – niskiego ustawienia pomocników były liczne przerzuty i bezpośrednie zagrania w pierwszą linię. Mimo silnych, skocznych i dosyć wysokich zawodników w pierwszej linii (Mandzukic, Rebic, Perisic), Duńczycy pod względem warunków fizycznych absolutnie nie ustępowali tercetowi Chorwatów. Większe zagrożenie niosły ze sobą przerzuty i nieco dłuższe piłki pod linię boczną, nawet w obrębie tej samej strony. Szybkimi zmianami flanki, przeniesieniem ciężaru gry, podopieczni Zlatko Dalicia potrafili na moment zaburzyć strukturę przeciwnika w obronie, stworzyć w niej wyrwę i przez nią przedostać się w kierunku bramki. W większości sytuacji ostatnie lub przedostatnie podanie zagrywał Modric. Najczęściej Hrvatska próbowała maksymalnie wydłużyć odległość pomiędzy stoperem a bocznym obrońcą, którą następnie atakował trzeci zawodnik (3rd man run), ewentualnie używali rotacji i przeciwstawnych ruchów. Np. kiedy środkowy napastnik cofał się wgłąb pola gry, wyciągając ze sobą środkowego obrońcę, skrzydłowy ruszał diagonalnie w otwartą strefę. Albo w sytuacji, gdy skrzydłowy schodził po przekątnej do środka z bocznym obrońcą, środkowy napastnik zbiegał w przeciwnym kierunku do skrzydła w wolną przestrzeń. Modric ze swoim przeglądem pola, umiejętnościami posłania dokładnej długiej piłki i błyskawicznym podejmowaniem decyzji był idealnym egzekutorem do posyłania decydujących podań. Jeśli nawet w ten sposób Chorwaci nie tworzyli bezpośredniego zagrożenia, to przynajmniej przenosili grę wyżej czy zdobywali stałe fragmenty w pobliżu szesnastki Duńczyków.

Pressing Chorwatów

Wyglądał podobnie jak z Argentyną, choć był mniej intensywny i agresywny. Można powiedzieć, iż Chorwacji „dozowali” momenty wysokiego doskoku do przeciwnika. Podobnie jak Duńczycy stosowali częściej średni pressing, dając skandynawskim obrońcom więcej swobody z piłką, pressując zaś mocniej pomocników, kiedy otrzymywali oni futbolówkę w okolicach linii środkowej. Wyższy pressing pojawiał się głównie w sytuacjach, gdy Schmeichel wznawiał grę z „piątki”. Rakitic z Modriciem przemieszczali się za dwójką środkowych pomocników (Delaney i do przerwy Christensen), Mandzukic naciskał od pleców stopera z piłką, blokując mu możliwość zagrania do drugiego środkowego obrońcy. Brozovic z Argentyną zostawał na swojej połowie przy Messim. Wczoraj również skupiony był w takich sytuacjach na Eriksenie, ale nie krył go aż tak ściśle. Np. odpuszczał podążanie za Duńczykiem, gdy ten wracał głębiej na własną połowę. Piłkarz Interu zostawał i chronił strefę przed linia obrony. Z kolei skrzydłowi ustawiali się w półprzestrzeniach, skąd mieli dostęp do bocznych obrońców, ale przede wszystkim mogli asekurować środek pola za podchodzącymi wyżej Modriciem i Rakiticiem oraz reagować, jeśli futbolówka przeszła przez centrum boiska pierwszą linię pressingu.

Budowanie akcji przez Duńczyków

Pierwszym i najczęściej oglądanym pomysłem Skandynawów na zdobycie bramki były dalekie wyrzuty z autu Knutsena w pole karne. Przyniosły one skutek już w pierwszej minucie spotkania, ale z drugiej strony później, pomimo licznych prób, nie udało się osiągnąć podobnego efektu. Do przerwy jednym z głównych manewrów Duńczyków stały się przejścia na trzech stoperów. Nominalny środkowy obrońca, Andresa Christensen, przesuwał się z pozycji defensywnego pomocnika do linii defensywnej, ustawiając się w prawej półprzestrzeni. Z tego miejsca mógł wykorzystać swoje atuty w operowaniu futbolówką, szukając wertykalnych czy diagonalnych zagrań do partnerów między liniami. Jednym z głównych adresatów takich podań z głębi pola nie był jednak ani Cornelius, ani Eriksen, a Martin Braithwaite. Skrzydłowy Duńczyków przez całe spotkanie był bardzo aktywny bez piłki, schodził do strefy środkowej i pokazywał się między liniami do bezpośrednich piłek z formacji obronnej. Jeśli Vrsaljko nie podążał za nim, wówczas na ogół zostawał bez opieki przed stoperami Hrvatskiej, jeśli zaś obrońca Atletico zdecydował się ograniczyć mu przestrzeń, to z miejsca na lewej (z duńskiej perspektywy) flance korzystał Knutsen. Właśnie po tego typu akcji podopieczni Age Hareide stworzyli sobie najlepszą sytuację z gry, ale Braithwaite’a po prostopadłym podaniu Eriksena zatrzymał Subasic. Problem z zejściami Christensena polegał jednak na tym, że nie zawsze na jego ruch zdążył zareagować czy to Delaney, czy Eriksen. Jeśli żaden z nich nie zdołał w porę cofnąć się w głąb pola, wtedy cierpiała na tym struktura pozycyjna Skandynawów: brakowało połączeń z pierwszą linią, asekuracji i pomocy przy zmianie stron. Po przerwie Christensen opuścił boisko, a w jego miejsce pojawił się Lasse Schone. Z pomocnikiem Ajaxu gra Duńczyków wyglądała lepiej i płynniej. Schone trzymał swoją pozycję, nie ciągnęło go do przodu. Poruszał się wszerz boiska, operował głównie w półprzestrzeniach, doskonale łączył i przesuwał grę, unikając strat, a „dzięki niemu” znacznie wyżej mogli grać obaj boczni obrońcy (szczególnie aktywny na połowie Hrvatskiej był Knutsen). Z nim i obecnym często w przeciwnej półprzestrzeni Delaney’em Duńczycy ustabilizowali posiadanie (po wspomnianej dominacji Chorwatów w tym elemencie w pierwszej części spotkania na zakończenie meczu posiadanie spadło do ok. 55% na ich korzyść) i lepiej radzili sobie z pressingiem rywali, acz podobnie jak w przypadku Chorwatów momentami brakowało im zawodników w atakowanej tercji. Na ile mógł, na tyle starał się „spajać” formacje Eriksen, ale ucierpiała na tym jego wartość pod bramką przeciwnika (trzy strzały, w tym jeden zablokowany, wszystkie zza pola karnego, żaden nie był celny, tylko jedno kluczowe podanie).

Pressing Duńczyków

W pierwszej połowie, a szczególnie przez 15-20 minut, kończył się na dwójce Eriksen – Cornelius. Druga linia skupiła się na utrzymywaniu pozycji i zamykaniu korytarzy w środku pola. Intensywniejszy i wyższy pressing Duńczycy wprowadzili w życie w drugiej połowie. Delaney i Schone/Eriksen zaczęli podążać za wracającymi głębiej Rakiticiem i Modriciem, nie pozwalając im obrócić się z piłką przodem do bramki Schmeichela. Większy nacisk kładli też na pressing albo odcinanie od krótkich podań defensywnego pomocnika – najpierw Brozovicia, a po jego zejściu (wtedy rolę „ósemki” przejął Kovacic – później zaś operował na prawym skrzydle) Rakiticia i/lub Badelja. Eriksen starał się atakować zawodnika z piłką, jednocześnie zabierając mu cieniem opcję gry przez środek. Słabszy z piłką Vida i w mniejszym stopniu (trochę lepszy w tym elemencie) Lovren kilkukrotnie zmuszeni zostali wybić piłkę na oślep czy wręcz na aut. Niemniej jednak wciąż Duńczycy nie podejmowali nadmiernego ryzyka, angażując w wysoki pressing 3-4 piłkarzy, w najlepszym wypadku piątkę.

Konkluzja

Po pierwszych pięciu minutach, w trakcie których obie strony zdobyły po bramce, oba zespoły najwidoczniej postanowiły w pierwszej kolejności uniknąć poważnych błędów. Długo udawało się to całkiem nieźle zarówno jednym, jak i drugim, choć po błędzie technicznym Michaela Krohna-Dehliego w końcówce dogrywki Modric rozciął duńską defensywę i wykreował najgroźniejszą sytuację z gry w tym spotkaniu, zamienioną na rzut karny, który chwilę później sam zepsuł. Na swoje szczęście zrehabilitował się w serii jedenastek i mógł z kolegami świętować awans do ćwierćfinału. Jedni, jak i drudzy mieli podobne problemy (zbyt wielu graczy za linią piłki, panika przy wyższym pressingu, brak graczy między liniami – szczególnie Chorwaci) i podobnie proste sposoby na osiągnięcie zamierzonego celu. Żadna z drużyn z przebiegu gry nie była wyraźnie lepszą stroną, więc jak to bywa w przypadku zespołów na zbliżonym poziomie, zadecydowały detale – cytując klasyka. Tym detalem okazały się lepiej egzekwowane rzuty karne i to Chorwatów zobaczymy w ćwierćfinale z Rosją, gdzie zapewne znów będą faworytem.

Reklama