Borussia Dortmund wygrała z Realem Madryt na własnym boisku. Zwycięskiego gola zdobył Marcel Schmelzer, a w pierwszej połowie wynik otworzył Robert Lewandowski.
Klopp mógł już wystawić Götzego i Schmelzera, zatem skład przypominał podstawową formację Borussii. Na prawej pomocy zagrał Reus, na lewej podstawowy lewy pomocnik z zeszłego sezonu – Grosskreutz.
Mourinho postawił na Varane’a i Pepe w środku obrony, przesuwając Ramosa na prawą. Po lewej stronie zagrał w trybie awaryjnym Essien. W środku pomocy ustawieni byli tradycyjnie Khedira i Xabi Alonso, ale Niemiec musiał opuścić boisko niedługo po rozpoczęciu gry. Zastąpił go Luka Modrić.
Tempo
Od samego początku obydwa zespoły postawiły na wysoki pressing i szybkie tempo rozgrywania akcji, co spotęgowało wrażenie, że mamy do czynienia z fantastycznym widowiskiem. Mecz rzeczywiście był atrakcyjny, natomiast gra piłkarzy pozostawiała wiele do życzenia, zwłaszcza patrząc pod kątem utrzymywania się przy piłce. Celowała w tym Borussia, o wiele za często próbując grać przez środek. W początkowej fazie Real nieco częściej wykorzystywał skrzydła, co wydaje się naturalne – piłkarze Realu próbowali dostarczyć piłkę do CR7, piłkarze Borussii do Götzego. O ile jednak podania zawodników żółto-czarnych były przechwytywane głównie w środkowej strefie, o tyle po drugiej stronie boiska Królewscy zwykle oddawali piłkę Hummelsowi i Suboticiowi, próbując zbyt szybko zagrywać piłkę do Benzemy. Sam pomysł był jednak dobry, co okazało się nieco później – kilka razy Benzema świetnie oddawał piłkę di Marii i Ronaldo, co owocowało groźnymi sytuacjami. Francuz nie stanowił żadnego zagrożenia w polu karnym Borussii, ale umiejętnie rozdawał piłki. Z kolei po drugiej stronie Lewandowski próbował zwalniać akcje i dokładnie rozgrywać, częściej podając do tyłu. Nie dawało to jednak wielkiego skutku, bo jego koledzy zbyt często przegrywali pojedynki. To jednak (choć powoli) stopniowo się zmieniało, zwłaszcza po zejściu Khediry. Gol padły po wyraźnych błędach – obydwie straty nastąpiły po niepotrzebnych podaniach przez środek, z tą różnicą, że Pepe był bliżej własnej bramki niż bodajże Bender.
Przesuwanie formacji
Z tego meczu można również doskonale wywnioskować (choć nie będzie to rewolucyjne odkrycie), dlaczego Lewandowski i Piszczek nie pokazują pełni swoich możliwości. Borussia Dortmund grając z bardzo silnym rywalem nie tylko stosowała wysoki pressing – gdy rozgrywała atak pozycyjny, wszyscy zawodnicy po kolei podchodzili bardzo wysoko, by stworzyć opcję do podania. Gdy było to potrzebne, nawet Hummels i Subotić znajdowali się w okolicach linii środkowej, a czasem i za nią. Wszystko po to, by móc utrzymać posiadanie piłki i nie zmuszać kolegów do podejmowania prób dryblingu. Zespół Kloppa przez cały mecz zdecydowanie lepiej wykorzystywał piłkę, choć trzeba przyznać, że pomimo dobrych kontrataków z obu stron Real wyglądał w szybkich akcjach znacznie groźniej, zapewne ze względu na szybkość, zwinność i siłę CR7 oraz di Marii. Warto tu jednak zwrócić uwagę na ogrom pracy wykonany przez Piszczka, Schmelzera, Bendera i Kehla. Dwaj pierwsi wychodzili zawsze za swoimi podopiecznymi, ograniczając im pole manewru do minimum – oczywiście ryzykowali zagranie za plecy do nieobstawionych bocznych obrońców, ale tu z pomocą przyszły im problemy kadrowe Realu. Essien prawie w ogóle nie atakował po skrzydle, natomiast Ramos wolał (być może przyzwyczajenie z reprezentacji) rozegrać powoli piłkę niż ruszyć pędem do linii końcowej. Boczni obrońcy Borussii mieli dzięki temu nieco ułatwione zadanie, a znakomicie wspomagali ich defensywni pomocnicy, niejednokrotnie podwajając skrzydłowych i pozwalając Götzemu cofnąć się pomiędzy nich.
Więcej ofensywnych graczy = więcej goli?
Gdy Khedira został zastąpiony przez Modricia, jedyny pomocnik Realu o sporych umiejętnościach w destrukcji grał na lewej obronie. Biorąc pod uwagę reputację Mourinho, było to dość niebywałe. Później na boisku pojawił się jeszcze napastnik lubiący grać bliżej bramki, czyli Higuain. Nie dostał jednak praktycznie żadnej piłki, a w drugiej połowie Real tylko momentami potrafił przycisnąć Borussię i to dopiero przy wyniku 2:1. Naszym stałym czytelnikom nie trzeba tego wyjaśniać, ale sprawa jest dość prosta – większa liczba ofensywnych zawodników nigdy nie oznacza automatycznie większego zagrożenia. Sporo zależy od stylu gry i preferencji piłkarzy. Po zejściu Khediry Alonso stracił kompana, który wywierał presję na rywalach i zmuszał ich do niezbyt dokładnych podań, które mogli przejąć Alonso lub ktoś inny. Z kolei Ronaldo i di Maria to błyskotliwi skrzydłowi, ale w ich styl gry wpisana jest spora liczba strat, co oznacza konieczność szybkiego powrotu za rywalami – Alonso i Modrić nie są mistrzami w grze defensywnej tego typu. Pomimo wywierania groźnego wrażenia Real nie był w stanie przez większość meczu stworzyć poważnego zagrożenia w polu karnym Borussii z gry, jeśli nie liczyć strzałów z dystansu. Piłkarze Realu zbyt często jednak pudłowali. Tymczasem Essien był niemiłosiernie ogrywany przez Piszczka, który w swoim stylu dogrywał płasko przed pole karne. Zresztą w drugiej połowie piłkarze Borussii zaczęli znacznie częściej wygrywać pojedynki, w czym celowali Götze i Reus.
Borussia Dortmund wytrzymała wariackie tempo meczu i lepiej wykorzystywała okresy posiadania piłki, ciągnąc korzyści z braków kadrowych Realu oraz problemów z grą obronną zawodników ofensywnych, a także ruchliwości własnych zawodników. Pomimo sporej ilości strat w środku pola żółto-czarni stracili tylko jednego gola umiejętnie się asekurując i rozciągając pole gry (choć o tym ostatnim zbyt często zapominali). Real nie potrafił (być może nie był w stanie w takim składzie) odpowiedzieć na zagrożenie ze strony dortmundczyków, a ich pomysł na grę zbyt często izolował zawodników od siebie i zmuszał do holowania piłki. Zabrakło też jakiegoś pitbulla w środku pola, który nie tylko przerywałby podania, ale nękał każdego, kto otrzymał piłkę między linią pomocy a obrony.
Najnowsze komentarze