Droga Adama Nawałki do stanowiska selekcjonera reprezentacji była długa i wyboista. Długie lata był uznawany za szkoleniowca przeciętnego, co najmniej dwukrotnie wyglądało też, że sukcesu na ławce już nie odniesie. Kiedy jednak miał u boku lepszych od siebie, potrafił czerpać od nich wiedzę, którą umiejętnie wykorzystuje do dziś.
Od teorii do praktyki
Pierwsze poważne przygody z ławką Adam Nawałka przeżywał już po czterdziestych urodzinach. Pomijając, że to dość późny wiek, wychowanek krakowskiej Wisły nie do końca miał skąd dla swojej pracy czerpać wzorce. Poważną karierę zakończył w 1985 roku, po czym wyjechał do Stanów. Przed pierwszym objęciem krakowskiej Wisły miał za sobą jedynie dwa lata spędzone w roli szkoleniowca trzecioligowego wówczas Świtu Krzeszowice, po zakończeniu pracy został koordynatorem ds. szkolenia młodzieży w krakowskim klubie. W międzyczasie ukończył również PZPN-owską „Kuleszówkę”
Dwie jego pierwsze przygody trenerskie na historii Wisły nie odcisnęły się w znaczący sposób. W obu tych przypadkach pełnił funkcję tymczasowo. Za pierwszym razem zastąpił Wojciecha Łazarka, by wkrótce potem przekazać stery Orestowi Lenczykowi. Trenerski nestor nie dokończył jednak kolejnych rozgrywek i ponownie w roli strażaka występował Nawałka. Sezon ten zakończył się dla niego wielkim sukcesem, krakowski klub zdobył tytuł mistrza. Wraz z tym przyszły również indywidualne wyróżnienia – Nawałka został najlepszym trenerem Małopolski wg „Tempa” i „Gazety Krakowskiej”.
Coś starego
Nawałka zdążył jednak przeprowadzić w Wiśle małą taktyczną rewolucję. Zespół odszedł od powszechnie używanego na ówczesnych stadionach ustawienia z czwórką obrońców (używanego przez Lenczyka), zestawiając linię defensywną z trzech zawodników. Nawałka reklamował to ustawienie następująco:
Jeśli chodzi o ustawienie wyjściowe Wisły to nie jest to system 3-5-2 tylko 1-3-4-1-2, a co za tym idzie solidna gra trójki obrońców w linii wspomaganych przez asekurujących pomocników, ale także z akcentem na akcje ofensywne, gdzie do tych działań może włączyć się większa ilość zawodników.
Trudno oceniać efektywność tego ustawienia w przypadku Wisły, mającej znaczącą przewagę kadrową nad resztą stawki. Tym niemniej jednak grając trójką zawodników z tyłu (tym bardziej, że każdy z nich miał zadania destrukcyje), Nawałka odcinał sobie możliwość angażowania ich w boczne sektory w akcjach ofensywnych. Jeden z pomocników – Moskal, miał zadania stricte defensywne. Dwóch kolejnych grało centralnie, w tym jeden zapewniając bezpośrednio połączenie z atakiem (Moskalewicz). Szerokość zapewniali skrzydłowi (Szymkowiak, Kosowski), jednak nie było możliwości ich obiegania przez bocznych obrońców. Jak istotne to było łatwo wspomnieć, mając w pamięci Wisłę Kasperczaka, który stosował czwórkę obrońców w linii. Jakie to miało znaczenie łatwo sobie przypomnieć, mając w pamięci rajdy Mijajlovicia, Stolarczyka czy Baszczyńskiego na flankach. Również i pomysły personalne Nawałki już wtedy budziły lekkie zdumienie, jak mało dynamiczny Szymkowiak na boku.
Pierwszy upadek
Nawałka po zakończeniu sezonu wrócił na stanowisko koordynatora ds. szkolenia młodzieży. Po kolejnych kilkunastu miesiącach zgłosiło się po niego Zagłębie Lubin. Tam, mimo, że trójka w linii odeszła w nowoczensnym futbolu w coraz większą niepamięć, uparcie nadal jej hołdował. Tym razem jednak indywidualności nijak nie mogły nadrobić wad systemu. Nawałka mimo to starał się opierać na starych sprawdzonych zawodnikach. O sile zagłębia stanowić mieli Moskalewicz oraz Bogdan i Marek Zając. Na playmakera był kreowany zawodzący Drumlak, na którym opierała się cała gra. Kiedy jednak on zawodził (a potem dopadła go kontuzja), nie było komu rozgrywać piłek, a cała organizacja ataku pozycyjnego kulała. Nawałka nie wytrzymał na stanowisku nawet jednej rundy. Jego następcy nie byli w stanie podnieść drużyny z kryzysu, a po przegranych barażach zespół spadł do II ligi.
Dotychczasowe osiągniecia nie wystarczyły do wyrobienia sobie solidnej marki. Przyszły selekcjoner musiał zbierać kolejne szlify poziom rozgrywkowy niżej. Jednak i w Nowym Sączu i w Białymstoku nie zdołał odnieść sukcesów na miarę oczekiwań. Wiele wskazywało na to, że wielki futbol już się o niego nie upomni. Wrócił do Wisły, tym razem na stanowisko wiceprezesa ds. sportowych.
Drugi upadek
Po raz kolejny jednak dostał szansę na stanowisku trenera Wisły. Jego expose na tym stanowisku nie było zbyt konkretne:
Wiadomo, że Wisła zawsze była tą drużyną, która starała się walczyć o zwycięstwo. Pamiętamy czasy, gdy drużyna grała dobrze w polu i bez trudu wygrywała. Później miała Frankowskiego czy Żurawskiego, którzy zapewniali zwycięstwo, bo było wiadome że oni zdobędą bramkę nawet jeśli drużyna zagra słabiej. Z moich obserwacji wynika, że Wisła nie potrafi grać agresywnie, wysokim pressingiem. Z chwilą, gdy jest niekorzystny wynik, a za taki uważam remis, Wisła nie potrafiła zareagować. Ostatnie mecze pokazały też, że gra defensywna całej drużyny nie wygląda najlepiej. To co trzeba skorygować, to ścisłe krycie w strefach
Szybko się okazało, że przełożenie tej wypowiedzi na praktykę było niewiele wyrazistsze. Od jego ostatniego pobytu na krakowskiej ławce minęło kilka lat, przy intensywnie rozwijającej się myśli taktycznej była to cała epoka. Zmienił się również Nawałka, przynajmniej pod kątem doboru ustawienia. Trójką z tyłu grali już tylko nieuleczalni romantycy, więc i szkoleniowiec Wisły przesiadł się na czwórkę z tyłu. To było rozwiązanie powszechnie w tym czasie akceptowane, jednakże Nawałka zdecydował się po raz kolejny na wariant w odwrocie. 4-4-2 lub 4-4-1-1 powodowało, że nie udawało się stworzyć wystarczającej ilości połączeń między piłkarzami w środku pola. Nie mogło to dziwić kiedy istniał wyraźny rozdźwięk między częścią ofensywną i defensywną. Za atak odpowiadali napastnicy z wysoko grającymi skrzydłowymi, pozostali zawodnicy zajmowali się rozprowadzeniem piłki, co przy dużych odległościach pomiędzy piłkarzami musiało sprowadzać się do długich piłek.
Nawałka podejmował tu różne próby – ściągał w głąb pola jednego z napastników, albo przesuwał do środka jednego ze skrzydłowych. Nijak się to jednak na poziom gry nie przekładało. Przeciwnicy Wisły celowo wycofywali się głębiej, zaś przy długich piłkach i skrzydłowi i napastnicy (jak niezbyt rośli Paulista czy Penksa) szanse na wygranie walki powietrznej mieli niewielkie. Środek pola był przy tym za mało kreatywny. Sobolewski czy Burns nie byli w stanie stwarzać własnymi akcjami miejsca dla partnerów, a jedyna siłą były szarpane rajdy Błaszczykowskiego.
Obrazu klęski uzupełniały braki agresji zarówno w pressingu jak na własnej połowie. Wisła nie była w stanie odzyskiwać piłki wysoko i przeprowadzać szybkich kontr. W połączeniu z marnym atakiem pozycyjnym, ilość goli strzelonych przez krakowian była, nie tylko jak na ten zespół, bardzo niska. Mimo niezbyt stabilnej defensywy była jednak ona na tyle liczna, że nawet poczynając sobie chaotycznie, zbyt wielu goli nie traciła. Z tych powodów mecze Wisły w tym sezonie, także i za kadencji Nawałki były trudne do oglądania, dziesięciokrotnie padł bezbramkowy remis.
Coś pożyczonego
Aktualnemu szkoleniowcowi kadry udało się w sześciu meczach bezbramkowo zremisować trzykrotnie. Włodarze Wisły szybko zdali sobie sprawę, że nie o taką grę klubu walczyli i Nawałce podziękowali. Na dobre propozycje po kolejnej nieudanej przygodzie nie miał co liczyć. Nieoczekiwanie jednak los się do niego uśmiechnął i Nawałka został włączony do sztabu kadry Beenhakkera.
Po raz pierwszy w swojej karierze trafił na kogoś, od kogo mógł czerpać zachodnioeurpejskie wzorce piłkarskie. Beenhakker wydawało się lata największej sławy miał już za sobą, był jednak w stanie wyprowadzić organizację gry reprezentacji na poziom dla niej do tej pory nieosiągalny. Na nowocześniejszych metodach skorzystał i Nawałka.
Swój powrót musiał jednak zacząć poziom rozgrywkowy niżej. W GKS-ie Katowice może nie odniósł spektakularnych sukcesów, ale, na dobrą sprawę po raz pierwszy w swojej całej trenerskiej karierze, spełnił oczekiwania, dodatkowo pracując w trudnych warunkach. Zwrócił tym samym na siebie uwagę klubu z dużo większym potencjałem – zabrzańskiego Górnika, walczącego wtedy o powrót do elity.
Coś nowego
W Górniku przede wszystkim został uznany za tego, który daje szansę młodzieży. Trudno mu odmówić wprowadzania zdolniejszych zawodników do zespołu, jednak jego główną zaletą było dopasowywanie zawodników i ich umiejętności do koncepcji. W Górniku po raz pierwszy była ona wyrazista nie tylko pod względem ogólnej filozofii, ale także na poziomie mikrotaktyki. Nowoczesne i powszechnie aktualnie w użyciu 4-2-3-1 (autorskie, Beenhakker bazował na 4-1-4-1) dawało znacznie większe możliwości niż poprzednio stosowane przez Nawałkę systemy.
W Zabrzu Nawałka wreszcie był w stanie wdrożyć pressing zaczynający się wysoko na połowie rywala. Pressing był ograniczony do czterech zawodników, jednakże na tyle skuteczny, że pozwalał na odzyskiwanie piłki wyżej, a przynajmniej zmuszał przeciwników do dalszych wybić, pozwalających na łatwiejsze odzyskanie piłki na własnej połowie. Napastnik naciskał na obrońców, wymuszając podanie piłki do boku, gdzie następnie boczny obrońca był zamykany przez pozostałą ofensywną czwórkę.
Górnik dał się równocześnie przy tym poznać jako ekipa, która bardzo solidnie konstruowała ataki pozycyjne, potrafiąc sprawnie stwarzać możliwości do rozegrania. Kluczowi byli przy tych akcjach boczni obrońcy, których głównym zadaniem było podłączanie się pod akcję i zapewnianie szerokości przy rozegraniu. Bardzo często skrzydłowi schodzili w głąb pola, zostawiając dla nich wolny korytarz, gdzie docelowo była kierowana piłka. Wykończenie mogło się opierać na kilka sposobów – prostopadłą piłką na skrzydłowego, wrzutką w pole karne na walczącego w powietrzu napastnika, wycofaniem przed pole karne na strzał z dystansu albo przerzuceniem piłki na często nieobstawiony długi słupek do drugiego skrzydłowego, czasem i nawet na drugiego bocznego obrońcę.
Nawałka bardzo wiele wymagał w Górniku od napastnika. Jego zadaniem było wyciąganie zawodników rywala z linii defensywnej i tworzenie miejsca na prostopadłe piłki kierowane już na skrzydłowych. Napastnik dodatkowo często schodził i w głębokie i w boczne sektory zapewniając możliwość podania. Skrzydłowy wchodził wówczas na jego miejsce, a ostatnia piłka była zagrywana już w jego kierunku.
Często było to połączone z przeładowywaniem jednej ze stref. Na skrzydle znajdował się napastnik, boczny obrońca, skrzydłowy i ofensywny pomocnik, a często i defensywny. Wymuszało to konieczność zagęszczenia tam krycia, tym samym uwalniało inne sektory, co mogło być wykorzystane czy to kreatywnymi podaniami Kwieka czy szybkim wbieganiem w wolne strefy Nakoulmy.

Przeładowanie prawej flanki – Kwiek i Milik zbiegają w kierunku Przybylskiego, Nakoulma wbiega na pozycję napastnika
W defensywie Nawałka z kolei stawiał na coś, co można by określić mianem agresywnej dyscypliny. Do momentu w którym szeregi defensywne nie zostały odtworzone po stracie, zawodnicy Górnika starali się natychmiast naciskać na rywala z piłką, dodatkowo starając się przewidzieć kolejne zagranie i nabiegając na zawodnika z piłką. W momencie kiedy jednak rywale atakowali pozycyjnie, momenty łamania linii były rzadsze, zespół starał się trzymać mniejsze odległości między formacjami, co samo w sobie stanowiło przeszkodę trudną do sforsowania.
Nauka reakcji
Ostatnie mecze przed nominacją też teoretycznie miały pokazać „nosa” Nawałki. Odwrócenie losów w niedawnym spotkaniu ze Śląskiem było efektem szczęścia, ale i umiejętnie przesuniętej wyżej linii pressingu ze strony środkowych pomocników Górnika. Znajdujący się pod naporem zawodnicy z Wrocławia zaczęli popełniać wtedy większą ilość błędów, co skutkowało groźniejszymi szansami zabrzan. Była to rzecz jasna broń obosieczna, z wysoką linią pomocy zostawało więcej miejsca z tyłu, co Śląsk mógł wykorzystać niejednokrotnie. Przegrywając jednak 0-2 Nawałka nie miał wiele do stracenia.
Tę umiejętność można było dostrzec sporo wcześniej, jak choćby w spotkaniu z Jagiellonią, kiedy z uporem maniaka prowadzone jedną flanką ataki skończyły się wraz ze wprowadzeniem świeżego zawodnika z Białegostoku na tę stronę. Od tego momentu grający po tej stronie Magiera skupiał się maksymalnie na powstrzymywaniu swojego rywala, ataki zaś na drugiej stronie współorganizował Bemben.
Wizjoner z posłuchem
Wszystkie zabiegi taktyczne stosowane przez Nawałkę w Górniku są stosunkowo proste, oparte na ogólnych zasadach, zwłaszcza w ofensywie pozostawiające miejsce na improwizacje. W Zabrzu widać było jednak, że szkoleniowiec jest w stanie wpoić swoją wizję piłkarzom i wskazać takie środki do jej realizacji, aby były one dla nich wykonalne. Jakże inaczej to brzmi niż odpowiedź na pytanie dziennikarzy po meczu Wisły z Lechem w marcu 2007 i horrendalnej ilości piłek z pominięciem linii pomocy:
Nie było takich założeń. Mieliśmy grać szeroko, zarówno bez przyjęcia jak i na dwa kontakty, przez drugą linię budować akcję.
Z punktu widzenia prowadzenia kadry narodowej rozwój obecnego selekcjonera przy przekazywaniu i wpajaniu założeń piłkarzom przy mocno ograniczonych zasobach czasu, może być co najmniej tak samo istotny, jak teoretyczna wiedza taktyczna.
Jak więc teoretycznie będzie wyglądać kadra Nawałki?
- Mniej oparta na indywidualnych zrywach, więcej na stosunkowo prostych, ale łatwych do wdrożenia kilku schematach. Przejście z fazy obrony do ataku powinno być szybsze, analogicznie pressing po stracie piłki mniej chaotyczny i intenstwniejszy.
- Dużo więcej będzie wymagane od napastnika, który będzie musiał poruszać się we wszystkich płaszczyznach, nie tylko biorąc udział w rozegraniu, ale rozciągając pracowicie szeregi rywala dla prostopadłych piłek.
- Widoczniejsza powinna być współpraca pomiędzy napastnikiem i ofensywnymi pomocnikami. Nawałka kładł w Górniku duży nacisk na kombinacje w tym czworokącie, stąd też proawdopodobne są sytuacyjne zmiany pozycji między poszczególnymi zawodnikami w ataku.
- Boczni obrońcy prawdopodobnie otrzymają podobne zadania jak w Górniku – praca na cłej długości boiska i dostarczanie szerokości przy rozegraniu, zapewnianie wrzutek w pole karne w sytuacji ścisku w centralnych strefach boiska.
- Powołania wskazują, że preferowana będzie gra kombinacyjna kosztem indywidualnej, na co dowodem mogłoby być powołanie Ćwielonga, gracza z doskonałą umiejętnością odnajdywania się w szybkich podaniach na małej przestrzeni, kosztem np. Peszki, lubującego się w indywidualnej grze przy linii bocznej, gdzie blokowałby kanały do wejść dla skrajnych obrońców.
- W obronie zanosi się, że umiejętność czytania gry będzie istotniejsza niż odbiór. W powołaniach pominięto mających z tym duże problemy Glika, Wojtkowiaka i Wawrzyniaka. Nie są to rzeczy, których można by nauczyć w trakcie jednego zgrupowania, stąd też możliwa rezygnacja z zawodników tego typu.
- Nie do końca jasne jest rozwiązanie w środku. Pewniakiem wydawałoby się trio odbierająco – rozgrywający, kreatywyny rozgrywający plus zawodnik wykańczający akcję kluczowymi podaniami z umiejętnością utrzymywania się przy piłce, czyli Krychowiak – Klich – Mierzejewski (lub docelowo Zieliński). Kontuzj tego drugiego i, jak wskazują treningi, możliwy występ zamiast niego Jodłowca, zaciera nieco ten zamysł.
- Ustawienie nie powinno ulec zmianie. 4-2-3-1 jest standardem na większości boisk, większość zawodników dobrze się w nim czuje, a czasu na zmianę brak:
Wprowadzenie ustawienia 1-3-4-3 czy 1-3-5-2 wiąże się z czasem, którego aż tak wiele nie mamy, ale przede wszystkim zbyt mało reprezentantów gra w tym systemie na co dzień
Ta ostatnia wypowiedź wskazuje na pragmatyczne podejście Nawałki, ze świadomością, że operuje w warunkach mocno ograniczonego czasu. Wbrew pozorom na stanowisku selekcjonera nie trzeba być wybitnym taktykiem. Wszystkie reprezentacje muszą opierać się na uzupełnianiu schematów wyniesionych z klubów i miejsc na wielkie manewry tu nie ma, stąd sukcesy Janasa czy Engela, którzy trenersko radzili sobie umiarkowanie, ale potrafili (przynajmniej do pewnego momentu) sprawnie poskładać posiadany materiał. Podobne zadanie przed Nawałką. Wiedzę i osobowość do jego wykonania posiada. Jak sobie poradzi, pozostaje zagadką. Posiada jednak zdolność do uczenia się na ewentualnych własnych błędach, stąd też z każdym kolejnym meczem i my i on będziemy mądrzejsi.
Ilustracje wykonano w programie Tactical Pad
Zdjęcie: igol.pl
Najnowsze komentarze