Tarcza Wspólnoty: Manchester City – Chelsea Londyn 2-0

Tegoroczny mecz o trofeum Tarczy Wspólnoty to nie tylko spotkanie mistrza Anglii i zdobywcy Pucharu Anglii, ale też rywalizacja dwóch przyjaciół, których łączy podobne podejście do piłki nożnej. Pep Guardiola i Maurizio Sarri są wyznawcami tzw. „romantycznej wizji futbolu”, wolą narzucać swój styl gry niż dostosowywać się do czyjegoś, wolą piłkę proaktywną niż reakcyjną.  Spotkanie inaugurujące sezon na Wyspach miało być więc zderzeniem dwóch relatywnie podobnych filozofii, w dużej mierze opartych na próbie zdominowania rywala.


Trenerzy nie zaskoczyli z ustawieniami swoich drużyn na ten mecz. Sarri postawił na szlifowane w pre-seasonie 4-3-3, z Jorginho jako cofniętym rozgrywającym w środku pola, a Guardiola na znane 4-1-4-1, które dało mu sukces w poprzednim sezonie.  Obie drużyny starały się budować atak pozycyjny krótkimi podaniami z wydatnym wykorzystaniem bramkarzy, jednocześnie zakładając wysoki pressing już w polu karnym rywala, uniemożliwiając płynne wprowadzenie piłki do gry.

Pierwsze co rzuciło się w oczy podczas oglądania meczu, to Chelsea próbująca zastosować tzw. pułapkę pressingową. Wysoki pressing w środku pola miał wymusić na The Citizens grę skrzydłami w oparciu o bocznych obrońców lub szeroko ustawionych skrzydłowych. Po przeniesieniu piłki przez rywala pod linię boczną,  skrzydłowi Chelsea odcinali przeciwników od zwrotnych podań do stoperów, środkowi pomocnicy ograniczali możliwość rozegrania akcji przez centralną strefę boiska, a boczni obrońcy starali się nie pozwalać skrzydłowym City odwracać w kierunku bramki.  Celem było zachęcenie do gry w konkretnej strefie, a następnie odcięcie od  ewentualnych opcji podań.

Jednak szybko pojawiły się problemy w organizacji owego pressingu przez The Blues. Kluczową rolę w mieszaniu szyków podopiecznych Sarriego pełnił Fernandinho, który nieustannie szukał wolnych przestrzeni na własnej połowie, by pomóc kolegom w płynnej dystrybucji futbolówki po boisku. Po otrzymaniu piłki w środku często zagrywał ją w wolne luki na połowie rywala, a jeżeli Chelsea intensyfikowała pressing na jednym skrzydle, Brazylijczyk przenosił ją na drugie, pomagając kolegom z zespołu wyjść spod naporu Chelsea i zdobyć cenny teren.

Zawodnicy zachodnio-londyńskiego klubu próbowali reagować na tę sytuację stosując wyższy pressing w środku pola – trójka środkowych pomocników, głównie Fabregas i Jorginho odcinali od podań defensywnego pomocnika mistrza Anglii. Jednak to z kolei prowadziło do innego, znacznie gorszego problemu – dużej luki między linią pomocy a obrony.  Dość głębokie ustawienie na boisku Brazylijczyka sprawiało, że aby zneutralizować jego poczynania na boiska druga linia zdobywców F.A. Cup stale powiększała odległość w stosunku do własnej obrony.  Na lewym skrzydle Benjamin Mendy wówczas podchodził wysoko, blisko skrzydłowemu Sane, w wyniku czego dochodziło do sytuacji 2v1 przeciw prawemu obrońcy Chelsea. Inną kwestią była też gra ofensywnych środkowych pomocników City, Phila Fodena i Bernardo Silvy, którzy choć nie brali wydatnego udziału w rozegraniu akcji od bramki, to ustawiali się wysoko między linią obrony i pomocy Chelsea, wykorzystując wspomniane duże przestrzenie na połowie The Blues.

Bramka na 1:0 jest przykładem owych kłopotów – nieudany pressing na Fernadinho, prostopadła piłka przez środek boiska do Fodena, Anglik prowadzi piłkę w przestrzeni między liniami, oddaje ją dopiero przed polem karnym w kierunku Aguero, który strzela bramkę.

Ponadto, gdyby narysować na boisku podłużną linię, od bramki do bramki, to były momenty, że cała drużyna Sarriego była po tylko jednej jej stronie, tworząc mnóstwo wolnych przestrzeni na przeciwległym skrzydle.  Brak skutecznego i zorganizowanego pressingu sprawiły, że Manchester nie miał problemu z zagrywaniem krosowych piłek z jednej strony na drugą. W ten tylko sposób dwie okazje na strzelenie bramki w pierwszej połowie miał Riyad Mahrez.

Kilkakrotnie udało się również zagrozić bramce poprzez skuteczny kontrpressing po stracie piłki podopiecznych Guardioli. Skrzydłowi wraz z napastnikiem starali się w jak najszybszy sposób w takiej sytuacji znaleźć przed linią piłki, a środkowi pomocnicy ustawiali się między skrzydłowymi, a środkowymi pomocnikami Chelsea, uniemożliwiając wyprowadzenie kontrataku.  Świetnie zachowywał się wówczas Fernandinho, podchodząc wysoko po piłkę, często w strefę Jorginho, odcinając od piłki Alvaro Moratę.

Nieliczne udane próby ofensywne drużyny ze Stamford Bridge wynikały z dobrego wprowadzenia piłki za pomocą długiego podania od środkowych obrońców lub Jorginho w kierunku skrzydłowych, ewentualnie dzięki niestandardowemu ruchowi bez piłki Pedro, który jako jedyny mógł sprawiać problemy poukładanej drużynie mistrzów Anglii, choćby poprzez wciąganie Mendy’ego do środka i otwieranie wolnych przestrzeni dla Azpilicuety.  Kłopotem było już samo podejście pod pole karne rywala, a już niemal niemożliwe sfinalizowanie swojej akcji. Kompletnie nie rozumiała się trójka napastników The Blues. Hudson-Odoi grał do bólu schematycznie, trzymając się linii bocznej i próbując schodzić z piłką do środka pola, był łatwy do zneutralizowania przez przeciwników. Na palcach jednej ręki można policzyć udane zagrania Moraty, którego koncertowo wyeliminował z gry John Stones. Hiszpan miał problemy zarówno z utrzymaniem się przy piłce, jak i z wygraniem pojedynku główkowego lub biegowego.

Co więcej, City byli zdecydowanie lepiej zorganizowani w wysokim pressingu od rywali. Skrzydłowi, Sane i Mahrez na połowie przeciwnika niemal indywidualnie kryli bocznych obrońców, odcinając ich od podań. Jeśli byli spóźnieni, to starali się wrócić za linię piłki, ustawiając się blisko środka, by zablokować zagranie do środkowych pomocników Chelsea.  W efekcie Barkley musiał grać wysoko, blisko Moraty, czekając na zagranie dłuższego podania, a Fabregas po piłkę cofał się głęboko, pod linię środkową, przez co był wyłączony z akcji w ostatniej jej fazie.

Kluczowym aspektem w tym meczu było wyeliminowanie z gry mózgów obu drużyn, czyli Jorginho i wspomnianego Fernandinho.  Tu różnica objawiała się najwyraźniej – piłkarze Guardioli lepiej się wywiązali z neutralizacji Włocha niż podopieczni Sarriego z odcięcia od gry byłego piłkarza Szachtara Donieck.  Manchester City był zdecydowanie lepiej zorganizowany, potrafił zminimalizować zagrożenie płynące od Jorginho, bez uszczerbku na własnym systemie obronnym. Chelsea sporadycznie to się udawało, a jeśli już to kosztem dziur w defensywie w newralgicznych strefach.

Warto jednak wspomnieć, że Chelsea całkiem sprawnie broniła się w niskim pressingu. Błędy wynikały głównie z chęci neutralizowanie akcji City już w zarodku. Przy głębszej obronie, rywale musieli się napocić, by coś wykombinować. Wiadomo, że Guardiola lubi rozciągać obronę na całą szerokość boiska, by zaskoczyć rywala dynamicznymi wejściami środkowych pomocników z głębi pola. A tu Chelsea sobie właśnie sprawnie radziła, głównie dzięki dobrej pracy Jorginho, asekurującego bocznych obrońców.

Maurizio Sarri próbował zmienić oblicze spotkania po przerwie. Stąd więcej podań za plecy obrońców City, mające na celu wydłużenie pola gry, a następnie zbieranie drugich piłek. Środkowi pomocnicy starali się schodzić pod linię boczną, by szukać możliwości gry z bocznymi obrońcami.  Jednak bardzo wysoka linia obrony, agresywny odbiór sprawiły, że Chelsea sporadycznie stwarzała przewagę w ofensywnej tercji na boisku.

Guardiola po przerwie żonglował składem: Fernadinho, Stones czy Gabriel Jesus grali na co najmniej dwóch pozycjach. Zastosował jednak też ciekawy manewr: od początku meczu w oczy rzucało się stosunkowo małe zaangażowanie w grę ofensywną na połowie rywala bocznych obrońców. W przypadku Walkera to nie dziwi – u Pepa gra on właściwie jako trzeci środkowy obrońca, cenny przy rozegraniu od bramkarza i w neutralzacji kontrataków wyprowadzanych przez skrzydłowego przeciwnika.  Natomiast żeby wykorzystać potencjał ofensywny Mendy’ego, usunął z boiska Niemca Leroya Sane, a na lewą flankę przesunął Mahreza. Algierczyk grał bliżej środka boiska, otwierajac skrzydło dla Francuza, co okazało się skuteczne zwłaszcza przy wspomnianych już przerzutach piłki z jednej strony na drugą. Wąsko ustawiona linia obrony Chelsea zostawiała dużo miejsca przy liniach bocznych. Ważną rolę odgrywał też Ilkay Gundogan, wprowadzony w przerwie Niemiec szukał miejsca między liniami, starając wciągać środkowych pomocników The Blues na jedno skrzydło, by dzięki temu ci byli spóźnieni w asekuracji bocznych obrońców przy wspomnianych przerzutach.

The Citizens strzeliło dwie bramki, choć mogło 2 lub 3 razy więcej. W niektórych elementach deklasowali przeciwnika, w innych wyraźnie zaznaczali przewagę. Mimo wszystko trzeba trzymać kciuki za Maurizio Sarriego i powodzenie jego projektu, bo finalnie Chelsea Londyn może być jedną z najładniej grających drużyn w Europie. W przypadku ekipy z Etihad Stadium to może być początek długiej dominacji, przynajmniej na Wyspach.

Rafał Gomuła
W przerwach między meczami, oglądam filmy. Między oglądaniem filmów, oglądam mecze. Na Twitterze: @gomrav

Reklama