Krótka analiza występu Marcina Wasilewskiego w wyjazdowym meczu Leicester City przeciwko Watfordowi na poziomie angielskiej Championship.
Marcin Wasilewski po raz trzeci z rzędu rozegrał pełne 90 minut na pozycji półprawego środkowego obrońcy w spotkaniu ligowym. Jego drużyna odniosła trzecie kolejne zwycięstwo, po raz pierwszy zachowując czyste konto.
Mecz przeciwko Watfordowi należy do nietypowych w tej klasie rozgrywkowej z uwagi na rzadko spotykany system gry rywala, który występuje w ustawieniu 3–5–2 (3-3-2-2). Na papierze duet środkowych obrońców Leicester (Wasilewski – Wes Morgan) znajdował się zatem w sytuacji 2 v 2 przeciwko dwójce napastników przeciwnika (Fernando Forestieri – Troy Deeney). Ci są zawodnikami ruchliwymi, którzy wykorzystują zarówno kanały (przestrzeń pomiędzy bocznym a środkowym obrońcą rywala), jak i cofają się po piłkę głębiej, starając się wyciągnąć środkowych obrońców ze swoich pozycji i stworzyć wolne miejsce za ich plecami dla: a) partnera z ataku; b) wchodzącego z drugiej linii pomocnika (najczęściej Lewisa McGugana).
Mecz
Leicester zdecydowanie dominowało w pierwszej połowie, spychając Watford do głębokiej defensywy. Gospodarze mieli poważny problem ze zmniejszeniem odległości pomiędzy duetem napastników a resztą drużyny. Dopiero po przerwie, gdy musieli odrabiać straty, na dobre udało im się przenieść ciężar gry na połowę przeciwnika.
Podania w kanały do napastników i za plecy, ponad głowami bocznych obrońców do wchodzących z głębi pola cofniętych skrzydłowych były najbardziej charakterystycznymi schematami ataków Watfordu, odpowiednio: w pierwszej i drugiej połowie spotkania.
Wasilewski w systemie gry Leicester
Leicester rozegrało dobre zawody pod względem organizacji gry w systemie 4–4–2. Goście szczególnie imponująco zamykali przestrzeń w środku pola. Zwłaszcza po przerwie duet defensywnych pomocników (Danny Drinkwater – Andy King) operował blisko dwójki środkowych obrońców, stanowiąc ochronę i zabezpieczenie całej linii defensywnej.
Biorąc pod uwagę ruchliwość zawodników rywala, dla Wasilewskiego mecz sprowadzał się do podejmowania decyzji: kiedy opuścić swoją pozycję i wyjść za napastnikiem Watfordu do boku/wyżej; kiedy zostać i pilnować przestrzeni w okolicach/wewnątrz własnego pola karnego. Polak podejmował zwykle właściwe decyzje, tylko raz dając się minąć i – ewentualnie – szybko wracając na swoją pozycję. Ponadto wygrywał pojedynki główkowe, choć było to zadanie łatwe, ponieważ: a) Watford nie stosuje zbyt wielu długich podań; b) jego napastnicy nie są wyjątkowo dobrzy w grze w górze.
Najbardziej rzucającym się w oczy elementem gry Wasyla były jego bloki. Dwukrotnie (żółte pachołki na poniższej grafice) rzucił swoje ciało i zablokował uderzenia rywali, a trzykrotnie (czerwone pachołki) – dzięki właściwym decyzjom – podchodził blisko do przeciwników, uniemożliwiając im wykonanie pełnego obrotu w kierunku bramki i/lub oddanie strzału z przygotowanej pozycji.
Co więcej, Wasilewski był też niezwykle groźny przy stałych fragmentach gry w polu karnym Watfordu. W całym meczu aż pięciokrotnie doszedł do piłki po dośrodkowaniach z rzutu rożnego czy wolnego, ale ani razu nie zdołał nie tylko wpisać się na listę strzelców, lecz nawet zmusić do interwencji Manuela Almunię. (Na czerwono strzały, na żółto zgrania piłki.)
W meczu na trudnym terenie Marcin Wasilewski czuł się w organizacji gry Leicester jak ryba w wodzie, zostając cichym bohaterem spotkania i z pewnością umacniając swoją pozycję w podstawowym składzie drużyny rywalizującej o awans do Premier League. Może nie warto go jeszcze skreślać, panie Adamie?
Najnowsze komentarze